Ennis ciągle miał łzy w kącikach oczu, ale mimo to natychmiast jego wzrok powędrował z tyłu głowy Smitha na Sabrinę, której twarz po prostu płonęła. Zdjął rękę z twarzy, zbity z tropu. To było świetne pytanie, bo on sam tego zupełnie nie rozumiał. Przyglądał się chwilę Sabrinie, jakby szukając jeszcze potwierdzenia w jej oczach, ale dziewczyna chyba była zbyt zawstydzona - cóż, chyba nie było lepszego dowodu.
- Nie wiem, panie Smith - odparł zgodnie z prawdą. Opadł głową z powrotem na tylne siedzenie. - Przysięgam, że nie mam pojęcia.
Milczał przez chwilę, znowu patrząc przez okno. Jedno słowo, i mógłby wrócić do Appaloosy. Jasne, byłoby ciężko, nawet bardzo - madame Willows miałaby tylko potwierdzenie wszystkich swoich okrutnych porzekadeł na temat żałosnej, pasożytniczej natury Ennisa, Earl pewnie kazałby mu w jakiś dziwaczny sposób odpracować swoje przewiny i tym bardziej już nigdy by go nie zaakceptował jako członka rodziny, a matka... Cóż, tylko matka by się ucieszyła. Choć trochę. Chociaż przez chwilę.
A potem wszystko zaczęłoby się od nowa, Ennis prędzej czy później znowu doprowadziłby się do tego stanu co przed wyjazdem i tym razem naprawdę mogłoby się stać coś strasznego.
- Bo mnie tam nie chcą - odpowiedział wreszcie. - Matka... Matka na pewno się martwi, ale w gruncie rzeczy musi się czuć o wiele lepiej, kiedy mnie tam nie ma. Ma spokój od swojej teściowej, ma spokój od Earla. Oni mnie nienawidzą, a ona ich uwielbia. Ma życie, którego chciała. Ja wolę poszukać własnego, na moich warunkach - po tych słowach zamilkł. Czuł się kompletnie wyzuty z emocji. Wiedział, że to wszystko brzmi jak kompletne farmazony, ale jak inaczej miał wytłumaczyć Smithowi, dlaczego nie może wrócić? Bo chyba nie mówiąc prawdę, którą skrywał czasami nawet przed sobą. Popatrzył błagalnym wzrokiem w lusterko, w którym błyszczały wbite w niego czarne oczy Smitha.
- Proszę pozwolić mi wrócić do Old Whiskey. I nie mówić nic mojej rodzinie. Oni... Nikt tego nie zrozumie.