Pizzeria "Latająca Świnia"

- Im większe miasto, tym bardziej anonimowa jesteś - stwierdził. - Wiesz, nie wszyscy takie miejsca lubią - uśmiechnął się lekko, zgadzając się ze słowami Sally dotyczącymi okazjonalnych wyjazdów do miasta.
Dobrze, że w przeciwieństwie do autorki, Willowi nie przeszkadzała taka ilość sera. Jadł więc swobodnie, choć gdy Sally spytała o córkę to nieco spoważniał na twarzy. Bardziej niż zazwyczaj.
- Jak się uspokoi, więc to na pewno potrwa - odparł. Śpiewka ta sama, ale nadal aktualna. - Nie mam zamiaru ściągać dziecka specjalnie do Arizony, bo mam taki kaprys. Co prawda, od siebie odwiedzę za jakieś pół roku, ale nie ma problemu z tym, by wyjechać w głąb stanu.
Och, och, czyżby Will jednak widział się niedawno z pociechą?

William napił się, cokolwiek do picia zostało zamówione.
- Czy ja wiem czy bardziej od Jen? - wzruszył ramionami. - W końcu z matką jest na co dzień, więc jest do niej przyzwyczajona, a tu... no, zanudziłaby się - mruknął. Może i Sally miała rację? Tylko że wtedy ciągle musiałby być przy młodej, aby mieć poczucie, że ta jest bezpieczna. A córki... no, na tyle chyba nie znał, co jest przykre.
- Mm, można tak powiedzieć - odparł bez większego przekonania. Wylewny w uczuciach to on nie był.

- Jako ojciec - powinienem.
Tak, uznał, że to będzie najlepsza odpowiedź. Że jako rodzic to jego obowiązkiem jest tęsknić. Zawsze to był lepszy sposób, bo jak ktoś go znał na tyle dobrze to i bez tego mógł ogarnąć.
Przyglądał się w zastanowieniu Sally, a potem kiwnął krótko.
- Chlać, huh? - rzucił. - Widać, że ktoś dawno nie pił - parsknął, szykując się do zapłaty rachunku, by po chwili mogli wyjść na zewnątrz.
Zasiąść na motocyklu i ruszyć na Arizona Drive.

/ ztx2, dom Willa ->