Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Biuro strażników parku i ranczo Mt. Dragoon

Idź do strony : 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 1 z 12]

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Niedaleko wejścia do parku stoi budynek w którym urzędują strażnicy oraz inni pracownicy parku krajobrazowego. Zajmują się oni nie tylko kontrolą pobliskich terenów oraz fauny i flory, ale także prowadzeniem rancza należącego do parku.
Do zadań strażników należy patrolowanie parku, prowadzenie ewidencji zwierząt oraz roślin, pilnowanie porządku oraz pomoc turystom. Co jakiś czas organizują też wycieczki (piesze i konne), lekcje w plenerze dla dzieci z pobliskiej szkoły, a także współpracują z Muzeum Historii Indian. Na ranczu pracuje także weterynarz zajmujący się zwierzyną z parku oraz hodowane są konie udostępniane wycieczkowiczom.
Każdy strażnik ma na wyposażeniu odpowiedni mundur i krótkofalówki oraz dostęp do pickupów, którymi patrolują okolicę.

Budynek jest sporych rozmiarów, lecz nie posiada piętra. Wybudowany jest z jasnej cegły, a nad szerokimi drzwiami wejściowymi wisi tablica oznajmiająca, że jest to miejsce pracy strażników parku. W środku znajduje się wielkie pomieszczenie z recepcją i poczekalnią oraz kilak gabinetów, w których pracują strażnicy robiący raporty. znajdziemy tu tez magazyn z bronią oraz innym potrzebnym sprzętem. Tam tez znajduje się tylne wyjście z budynku.

Za samym biurem wybudowano ogrodzony wybieg, a w oddali widać dwa budynki rancza - stajnie oraz niewielki dom mieszkalny, w którym pracuje weterynarz.

Liluye

Liluye
/wwt

Weszła do biura i przywitała się ze znajomymi. Usiadła przy jednym z biurek i z kartką i długopisem spędziła tam z pół godziny. Potem poszła do kierownika i przestawiła mu taką oto prośbę.
Spoiler:


zt

RZUT KOSTKAMI:


1,2 - PROŚBA ZOSTAŁA POZYTYWNIE ROZPATRZONA
3,6 - NIE MA POZWOLENIA
4,5 - POZWOLENIE JEST ALE WYCIECZKA MA SIĘ SKOŃCZYĆ O GODZINIE 1 W NOCY


4!

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
/ dom

Nie ma to jak dzień wolny od pracy, którego nie miała zamiaru spędzać w domu. Gdzieś tam z tyłu głowy kołatała się jej myśl, że może powinna odwiedzić swoją matkę ale wyrzuty sumienia uciszyła kolejnym wysłanym czekiem. Nie chciała sobie psuć jedynego wolnego dnia wizytą w rodzinnym domu. Miała na niego o wiele lepszy pomysł.
Zaparkowała przed biurem i weszła do środka.
- Przepraszam szukam jakiegoś przewodnika.- zaczepiła pierwszą napotkaną osobę.

Connor Eastman

Connor Eastman
Eastman właśnie sobie siedział sam jedyny w biurze i po prostu musiała zaczepić jego. Popijał sobie kawkę i tak właściwie myślał, że dzisiaj sobie troszeczkę odpocznie. Jak widać, pojawili się turyści, ale to normalka. Odłożył kubek z kawą i wstał zza biurka.
- To dobrze pani trafiła. - Powiedział do niej. - Proszę o jakiś dowód tożsamości. - Mruknął, cóż, takie przepisy, jak miał kogoś oprowadzać to musiał dokładnie napisać z kim, gdzie i po co. - To tak w razie czego jakby mnie pani zamordowała, żeby wiedzieli kogo szukać. - Zaśmiał się do kobiety, żeby wiedziała o co chodzi. - Proszę pokazać co pani chciałaby zobaczyć. - Pokazał kobiecie mapę, aby mogła się zdecydować co chciałaby zobaczyć.

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
Podniosła do góry jedną brew a potem pokręciła głową rozbawiona. Ona i morderstwo? To było tak realne jak to, że sam gołymi rękami upoluje niedźwiedzia. Dodając do tego równania jej zawód to robiło się naprawdę bardzo zabawne.
- Proszę bardzo.- podała mężczyźnie dowód osobisty i przyjrzała mu się. Miała wrażenie, że gdzieś go już widziała i to na pewno nie w przychodni. PO chwili patrząc na jego noc uprzytomniła sobie gdzie ostatnio mignęła jej ta twarz. Nie dała nic po sobie poznać.
- Hmmmm.-pochyliła się nad mapą.- niech pan zdecyduje, byle trasa nie byłą zbyt długa bo od lat nie siedziałam w siodle.- lekko się do niego uśmiechnęła.

Connor Eastman

Connor Eastman
Nie chciała decydować, no to trudno, sam coś za nią wybierze. Wpisał wszystkie dane i sam określił gdzie się wybiorą, jaka trasa. Wszystko dokładnie było zaplanowane. Chciała jakąś wycieczkę prostą, przyjemną. Czyli najlepiej będzie się udać południowym szlakiem, trochę więcej czasu zajmie, ale dla koni ta droga była zdecydowanie lepsza.
- Dobra, to zrobimy tak, najpierw pójdziemy południowym szlakiem i skierujemy się do wioski, obejrzymy sobie ją, pokręcimy się po niej i w zależności czy nadal będzie pani chciała jechać dalej to skierujemy się do kotliny. - W głowie zaświtał mu pomysł, aby pójść z nią do jaskini prób, ale szczerze powiedziawszy chyba to nie był chyba najlepszy pomysł skoro chciała coś lekkiego. Oddał kobiecie dowód po czym przypiął sobie do paska krótkofalówkę i latarkę, w razie jakby wracali po zmroku.
Wyciągnął telefon i poprosił o przyszykowanie dwóch koni.
- Zaraz będą konie, możemy ruszać. - Powiedział otwierając drzwi i przepuszczając ją pierwszą.

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
Kiedy tłumaczył, którędy pójdą zerkała jednym okiem rejestrując w którą stronę będą się udawać. Nie chodziło o to, że nie wierzy w zdolności swojego przewodnika ale przecież na szlaku różne rzeczy się mogły zdarzyć, dobrze było mieć choć wstępną orientację, gdzie się będzie przebywać.
- Pasuje mi.- kiwnęła głową z aprobatą i pomyślała, że skoro jej przewodnik jest Indianinem to może przy okazji zwiedzania wioski usłyszy parę ciekawych historii.
- Dziękuję.- odezwała się, kiedy przepuścił ją w drzwiach. Dobre maniery zawsze były w cenie.- Mam nadzieję, że ta kara klacz jest przygotowana dla mnie.- Beth aż zabłysły ozy na widok zwierzęcia. Może powinna zostać weterynarzem a nie lekarzem.

Connor Eastman

Connor Eastman
No to można było się zabierać do jazdy.
- Dobra, to tak tytułem wstępu. Ja nazywam się Eastman. - Wskazał na swoją lewą pierś, na której wyszyte było "C. Eastman". - Są dwie najważniejsze zasady podczas wycieczki. Ja mam zawsze rację, a druga, jeżeli nie mam racji to patrz punkt pierwszy. - To on był koordynatorem wycieczki i to on mógł w każdym momencie wszystko wycofać i wracać do biura, w razie jakby czynniki atmosferyczne lub inne się zmieniły.
- Dokładnie, ta mniejsza jest pani. - Powiedział wskazując na tą, która istotnie była sporo mniejsza, bo ta jego klacz wyglądała trochę jak taki koń pociągowy. W końcu musiała podnieść sporego faceta jakim był.
Pomógł kobiecie wsiąść na konia, a gdy już oboje wsiedli to pojechali w stronę szlaku południowego.

-> Południowy szlak

Liluye

Liluye
/z domu

Lilu przyszła do pracy i usiadła nad zaległymi papierami, które na nią czekały. Trochę druczków, pierdół, wypełniania i wypisywania. Tu jakiś podpis tam coś innego. Nie wiedziała, że minęła się z Connorem.
W końcu, po trzech godzinach wyszła z pracy i poszła pomóc na ranczu z czyszczeniem boksów.
Gdy już wszystko było zrobione wyszła do domu

zt

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
<--- Kotlina sosnowa

Droga powrotna była nieco dłuższa niż w tamtą stronę, przynajmniej tak się jej wydawało a może to była sprawa nieco obolałej pupy. Za mało czasu spędzała w siodle by tak zupełnie bezboleśnie przeżyć tą wycieczkę.
W każdym bądź razie z konia zsiadła uśmiechnięta od ucha do ucha i bardzo zadowolona z wycieczki, Zrelaksowana nie myślała  codziennych kłopotach.
Wylewnie podziękowała Connorowi za wycieczkę. Uiściła stosowne opłaty. Pożegnała się i odjechała w stronę miasteczka.

zt

Connor Eastman

Connor Eastman
Elisabeth była naprawdę miłą kobietą, miał nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie miał okazję ją oprowadzić. Zauważył na swoim telefonie, że Liluye zadzwoniła do niego. Pożegnał się z lekarką, powiedział, że ma nadzieję iż jeszcze kiedyś zechce z nim pójść na wycieczkę, a sekundę potem oddzwonił do Indianki. Po rozmowie poszedł tylko do biura się przebrać i odłożyć szpargały. Po tym wsiadł na motor i odjechał.

-> Przyczepa Loco

Ennis Enderman

Ennis Enderman
//z przyczepy

Ennis po przebiegnięciu się obrzeżami miasta nadal był nieźle obolały, ale w tym dobrym sensie. Po powrocie do przyczepy wziął prysznic i powziął postanowienie, że trzeba by się co nieco dowiedzieć o tym szlaku górskim, na który chciał się niedługo wpakować ze swoim rowerem. Przede wszystkim - czy w ogóle istnieje taka możliwość w lutym. Wsiadł do autobusu i przejechał się do parku krajobrazowego.
Bez trudu znalazł budynek, w którym mógłby zasięgnąć potrzebnych mu informacji. Wszedł do środka i, na razie nie widząc nikogo, zawołał dosyć donośnie:
- Dzień dobry, jest tu ktoś?

Connor Eastman

Connor Eastman
No nikogo nie było na widoku, ale ktoś musiał być w budynku skoro było otwarte. Eastman właśnie chciał sobie zrobić kawę na zapleczu, ale słysząc głos Ennisa zaniechał tego pomysłu, weźmie sobie wodę z biura, bo stał w nim przecież duży dystrybutor z którego każdy mógł skorzystać, coś jak w przychodniach, u fryzjera. Jednorazowe kubki i takie tam.
Po chwili wyłonił się z zaplecza.
- Witam! - Powiedział po czym podszedł do dystrybutora z wodą i nalał jej sobie. - Proszę siadać i jak pan chce częstować się wodą. - Mruknął po czym zajął miejsce przy biurku. Ciekawe czy chciał jakąś wycieczkę czy może inną sprawę miał.

Ennis Enderman

Ennis Enderman
- Ennis Enderman. Chyba się jeszcze nie mieliśmy okazji poznać - chłopak wyciągnął na powitanie dłoń do Indianina. Faktycznie nie przypominał sobie, by kiedykolwiek rozmawiał z Connorem, chociaż wiedział naturalnie, że ten należał do Świętych. Przez myśl przebiegło mu, że miał niezłe szczęście, że to nie na niego trafił w czasie fight clubu na tamtej stacji benzynowej.
- Mam kilka pytań, w zasadzie na przyszłość. Interesują mnie tutejsze szlaki rowerowe, myślałem o tym, żeby niedługo się wybrać na taką wyprawę... Zaraz, mam to gdzieś tutaj... - pogrzebał chwilę w wewnętrznej kieszeni kurtki, po czym wyjął z niej mały katalog Parku Krajobrazowego. Otworzył go na stronie, gdzie znajdowała się mapka ze szlakami rowerowymi, i stuknął w jedną z linii przecinającą góry. - Chodziłoby mi konkretnie o ten. Średni poziom trudności. No i po pierwsze, czy będę potrzebował pozwolenia żeby nim pojechać? Złożyć jakąś dokumentację, uprawnienia i tak dalej?

Connor Eastman

Connor Eastman
Connor dopiero teraz sobie przypomniał, że faktycznie go już raz widział, ale jako, że był w pracy to nie chciał się z tym afiszować. Chłopak miał połamany nos, to pewnie Tyrsen go tak urządził, ale Loco za to nieźle urządził Canizasa jak i całą resztę.
- Connor Eastman, miło poznać. - Potrząsnął rękę Ennisa i spojrzał na kartkę, którą mu podsunął. Rozejrzał się, tak średni poziom trudności i takie tam rzeczy. Przyjrzał się chwilę i zastanowił.
- Sytuacja wygląda tak, jeżeli chciałby pan wycieczkę konno lub pieszo, samochodem z przewodnikiem to ja wypełniam dokumenty, wystarczy mi dowód i wszystko ok. - Powiedział praktycznie na jednym wdechu, po czym zaczął czegoś szukać w biurku. - Z wycieczkami rowerowymi jest inaczej, bo my ich nie organizujemy, trzeba złożyć stosowne pismo, my to wysyłamy do dyrekcji i oni wydają pozwolenie, z reguły nie ma z tym problemu, tylko trzeba poczekać aktualnie, bo dyrekcja jest na urlopie, może pan to wypełnić i dać mi, lub wypełnić sobie w domu i wysłać bezpośrednio do dyrekcji. - Powiedział kładąc przed nim formularz do wypełnienia.

Ennis Enderman

Ennis Enderman
Ennis przysłuchiwał się uważnie temu, co Connor miał do powiedzenia, jednocześnie kiwając głową. Rzucił okiem na formularz, który Indianin mu podsunął w czasie tej rozmowy.
- Yhm, yhm... Wolałbym to chyba wziąć ze sobą. Muszę się jeszcze do tego trochę przygotować, nie chcę, żeby mnie nogi zawiodły... Pewnie chwilę mi jeszcze zajmie, nim będę mógł pojechać - stwierdził, nie podnosząc nosa znad kartki.
Przebiegł wzrokiem całą zawartość formularza, ale nie znalazł w nim nic, co by wymagało dodatkowych wyjaśnień. Podniósł oczy na Connora i przeszedł do kolejnych pytań:
- A jak warunki w górach? W końcu jest styczeń... Wiem, że to Arizona, ale pewnie jakieś oblodzenie może być? Wybrałem ten niższy szlak trochę z myślą właśnie o tym, ale sam pan rozumie, nie chciałbym się zabić na jakiejś niespodziewanej gołoledzi. Trasa jest w miarę przejezdna?
Ennis wystrzelił tą całą serię pytań z takim zaangażowaniem, jakby jego życie zależało od tego, czy będzie mógł się przejechać na rowerze po górach, czy nie. Aż mu oczy płonęły. Naprawdę zapomniał już, jak bardzo uwielbiał kolarstwo.

Connor Eastman

Connor Eastman
Co on za pytania zadawał? Czy Connor był stacją meteorologiczną? Skąd on miał wiedzieć?
- Obecnie żadnej gołoledzi nie ma, wnioskuję, że jeżeli teraz nie ma to później tym bardziej, ale nie przepowiadam pogody także nie wiem. Robi się coraz cieplej, ale i tak radzę przeglądać prognozy pogody. - No bo szczerze powiedziawszy nie był specjalnie pewny czy faktycznie będzie coraz cieplej, wprawdzie styczeń się kończył, ale w lutym może się trochę oziębić, chociaż nie wiedział czy to pewne czy nie. W sumie z pogodą to było różnie, także nie było sensu też się na coś nastawiać.
- Także polecam się orientować bliżej terminu wycieczki. - Powiedział patrząc na Ennisa.

Ennis Enderman

Ennis Enderman
Ennis poczuł się trochę zakłopotany. Najwyraźniej Connor średnio ogarniał temat, a on do niego wystrzelił jak z procy z serią pytań...
- No, tak, myślałem po prostu, że ktoś od was może był w pobliżu szlaku ostatnio i wie jak to wygląda... - wymamrotał w odpowiedzi, nieco zbity z tropu. - W największym skrócie chodzi mi tylko o to, czy jest w miarę bezpiecznie. No ale racja, może faktycznie powinienem tu po prostu wpaść bliżej wyjazdu, z wypełnionym formularzem i w ogóle.
Westchnął. Czyli w sumie niewiele się dowiedział. Grunt, że dostał odpowiednie papiery do wypełnienia i tak czy siak będzie mógł kiedyśtam wyruszyć.
- To w sumie tyle chciałem wiedzieć. No, to chyba się będę zbierał. Muszę jeszcze złapać powrotnego busa do Old Whiskey. Dzięki - złożył formularz, schował go do kieszeni i uśmiechnął się do Connora na pożegnanie.

Connor Eastman

Connor Eastman
Coś tam ogarniał, ale przecież nie wiedział co może się zdarzyć w ciągu tych kilku dni, jak na razie nikt nie meldował, że są jakieś problemy z pogodą czy coś. Było w miarę ok, ale kto wie co będzie za kilka dni, albo za tydzień. Connor nie wiedział kiedy kierownictwo wyśle odpowiedź, albo kiedy on ma zamiar dokładnie jechać. Ale i tak dobrze, że przeszedł, a nie sam ruszył na szlak jak to niektórzy mają w swym zwyczaju, a potem ich ratuj. Kurwicę by miał.
- Jakby były jakieś pytania to proszę dzwonić. - Eastman podał mu jeszcze wizytówkę na której były numery do parku, bo było ich tam w sumie kilka. - Powodzenia i oby nie uciekł autobus! - Uśmiechnął się do Ennisa, podał mu rękę i zniknął na zapleczu.

/zt

Liluye

Liluye
/przyczepa

Omineła biuro i skierowała się na ranczo. Weszła do stajni, ogarnęła którego z koni może wziąć i zaczęła go sobie przygotowywać. Spokojnie, po cichu, nie odzywając się do nikogo.

Connor Eastman

Connor Eastman
/prawdopodobnie z domu

Connor właśnie pompował koła w służbowym samochodzie, bo ostatnio coś powietrze zeszło. Nie spodziewał się, że Liluye aż tak szybko przybędzie do parku. Co najciekawsze to nawet go nie zauważyła. Fakt, faktem stał do niej odwrócony tyłem, gdy jednak napompował koło to odwrócił się i wyłowił ją wzrokiem stojącą przy koniu.
- Cześć! - Powiedział podchodząc do niej, nie zakradał się, bo nie wiedział jak na to zareaguje.

Liluye

Liluye
Zajęta czyszczeniem kopyt wałaszka nie zwracała na nic wiecej uwagi. W końcu podniosła się, słysząc głos Connora. Obróciła się do niego i zmusiła się do uśmiechu.
- Hej. - przywitała się. - szykuj sobie konia. - nie zamierzała nigdzie jechać samochodem.

Connor Eastman

Connor Eastman
Connor szczerze powiedziawszy nie lubił jazdy na koniach, ale w tym wypadku nie miał ochoty psuć Liluye nastroju. Przyszykował sobie największą klacz jaka tutaj była, no bo ona była zarezerwowana dla niego. Indianka wiedziała, że Loco za tym nie przepada, ale on się uśmiechnął do niej i wsiadł na konia.
- No to co, jedziemy? - Zapytał, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Ale to było raczej tym spowodowane, że widział ją, a nie dlatego, że wsiadł na konia.

Liluye

Liluye
Wiedziała, że tego nie lubi, ale.. no, jakoś specjalnie się tym nie zajmowała. Zabrała dwa kantary i uwiązy, wsiadla na wałaszka i skinęła głową do Loco. Ruszyli. Byle dalej.

zt

Liluye

Liluye
/zachodni szlak

W końcu dotarła na rancho, zsiadła z konia, rozsiodłała go i wyczyściła porządnie. Nie odzywała się do nikogo i miała wrażenie, że wszyscy patrzą na nią bykiem. Koniem nikogo nie rozjedzie, niech się nie martwią! Unikając wzroku ludzi w końcu założyła kaptur, naciągając go na oczy i wyszła, nie mogąc tego więcej znieść.

zt

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 12]

Idź do strony : 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach