/ 14.09, ranek
Dzisiaj przypadał jej dzień w przychodni. Specjalizacja pod okiem samego plastomistrza, który cycki robi jak nikt inny, nawet sam Bóg.
Początkowo Cath myślała, że jej praca tutaj będzie wyglądała zupełnie inaczej. Jednak początki są trudne. Spędzała je głównie na recepcji, zapisując pacjentów i użerająć się z papierkowo-komputerową robotą. Boże, czuła się jakby się cofnęła w swej karierze. Ale była ambitna i niezmordowana pod względem swego zawodu.
Zatem gdy miała trochę wolnej chwili to przeglądała leniwie internety. Natrafiła przez przypadek na jakieś forum, gdzie zauważyła kilka ciekawych debat. A wiadomo człowiek najbardziej lubi kłócić się o polityce i religii. Catherine była ateistką, a przynajmniej jej się tak wydawało, zatem wyraziła swą opinię i walczyła o równość wobec siebie i sobie podobnych, by inne religie to zrozumiały. Została zaatakowana obelgami przez jakąś gościówę z nickiem fuckoffhahahahahah. Wściekła się. Zaczęła jej odpisywac, że tak nie wolno, ble, ble i takie tam. I znów pisała, że każdy jest równy, że należy szanowac inne zdanie - mając jednocześnie gdzieś zdanie innych. Kolejna hipokrytka.
Do tego dołączył się jakiś KawaiiUnicorn, który pisał, że baby nie mają prawa głosu na żaden temat. Czy to religii, polityki, czy w pracy. Kurde bele! Cath się tak wciągnęła, że odpisywała jak najęta. Używała mądrych argumentów, które nie miały żadnej wartości w świecie internetu. Im głupsze posty tym lepiej. Broniła kobiet, bo były one równe mężczyznom (a nawet lepsze!).
W końcu jednak musiała wyłączyć bo zrobił się mały młyn w pracy.
Resztę dnia spędziła na swoich prawdziwych obowiązkach.
zt