Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Lonnie Mortimer - Indiana Jane-Morrison, 03.01.2013

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 1 z 1]

Lonnie Mortimer

Lonnie Mortimer
03.01.2013, nieco przed południem, ze swojego tira - gdzieś na trasie Appaloosa-OW

Lonniemu nieco dłużyła się dzisiaj podróż, więc korzystając z okazji, postanowił pozałatwiać swoje sprawy. Włożył, podpięte już wcześniej do komórki, słuchawki do uszu i wybrał właściwy numer na swoim telefonie.
Swoją drogą, ciekawe, czy cizia jeszcze śpi o tej porze. Rozmyślał, wyobrażając sobie ciałko Pani Prawnik, otulone jeszcze nieco zburzoną pościelą. Wciąż jednak, miast jej przyjemnego dla ucha głosiku, słyszał jedynie lekki szum, który wciąż był jeszcze efektem dość mocnego ciosu w głowie, oraz ciągle powtarzający się sygnał oczekiwania.
- Mogła by se chociaż jakieś granie na czekanie ustawić. - Mruknął pod nosem i bezwiednie zaczął nucić motyw z Indiany Jonesa. Przy okazji też przyciszył głośno grające radio. Dalej jednak, jeśli jego rozmówca się poważnie wsłucha, będzie można w tle usłyszeć prawdziwe, dobre, południowe country.

Rae LeBeau

Rae LeBeau
03.01.2013, nieco przed południem, Old Whiskey, dom Indiany

Wyszła z pod prysznica, wsłuchując się w sygnał przychodzącego połączenia. Absolutnie to zignorowała. Z początku. Stanęła przed lustrem, zajmując się jeszcze ociekającymi z wody włosami. Przedpołudniowa zimna kąpiel to coś czego jej brakowało. I wszystko byłoby wręcz idealnie zagrane dzisiejszego dnia, gdyby głośne wibracje telefonu nie przedzierały się przez ciszę w jej domu. Podeszła ze zrezygnowaniem do szafki, patrząc tylko przelotnie na wyświetlacz. Tylko jedna osoba dobijała się do niej z taką upierdliwością. Odebrała połączenie, z westchnieniem opierając się o szafkę za sobą.
— Gdzie tym razem nagnoiłeś, niewdzięczniku? — ton może miała miły dla ucha, przyjemny i niepodniesiony (jeszcze), ale jego treść wyraźnie dawała sygnał o jej sceptycznym podejściu do tematu. Spojrzała na swoje paznokcie, obracając się w miejscu, strącając z szafki zbiór akt, z hukiem lądujących na ziemi.
— Ścisz to. Nie słyszę własnych myśli. — mówiła oczywiście o muzyce w tle, która niezależnie od częstotliwości, zawsze zagnieżdżała jej się w umyśle z tą samą, niezmienną siłą, jako irytujące brzmienie.
— Albo może w końcu postanowiłeś zaprosić mnie na kolację? Zastanowię się, czy wtedy Ci wszystko inne wybaczę.

Lonnie Mortimer

Lonnie Mortimer
- Nie bądź taka do przodu, mądralo. - Mruknął, niby to z pretensjami, jednak uśmiechnął się sam do siebie, słysząc takie powitanie. Nie chciało mu się kłócić o głośność ustawionej muzyki, miał coś ważniejszego do załatwienia, wyciszył więc radio całkiem.
- Po co Nam półśrodki, chodźmy od razu do łóżka. Wtedy nie tylko mi wybaczysz, ale będziesz się jeszcze czuła dłużna. Chętnie Cię na jakąś nockę przygarnę, wiesz gdzie mieszkam. - Odpowiedział z rozbawieniem, ba, nawet roześmiał się nieznacznie, zaraz jednak nieco spoważniał. Tu o grubą kasę mogło przecież chodzić. O pieprzeniu mogą sobie pogadać kiedy indziej.
- Teraz jednak do rzeczy. Sprawa jest. Masz ochotę uśpić jednego pieska z komisariatu, a przy okazji wyciągnąć niezłą kasę?

Rae LeBeau

Rae LeBeau
Odetchnęła ze zrezygnowaniem, ubierając się w trakcie rozmowy, więc możliwe, ze przez jakiś czas trzeszczało w słuchawce, kiedy przerzucała telefon z ręki do reki, przytrzymując go co jakiś czas przedramieniem przy uchu.
— Właśnie dlatego jeszcze nigdy nie doszliśmy do tego łóżka, Morty. — rzuciła nieco znużona takim kierunkiem tej dyskusji, bo liczyła być może na coś jednak z poziomu czystego flirtu zamiast tematu brudnego seksu. — Rozmawiasz z prawnikiem. Nie karz mi siebie nagrywać, bo jeszcze okazałoby się, że w zamian Cię zaskarżę, za niespełnione obietnice. Na wszystko da się znaleźć paragrafy.
Zamilkła, wyczuwając w jego tonie poważniejszą nutę, albo nawet już wcześniej, kiedy padła krótka pauza, z której dało się wyczytać jeszcze więcej niż z jakiejkolwiek treści słów. Ostatecznie wysłuchała go do końca, prostując się gwałtownie, razem z podnoszonymi z ziemi papierami, które tym razem huknęły o szafkę, na którą z powrotem je rzuciła.
— Mortimerze Lonnie! Zapomnij. Nie tak się umawialiśmy. Wyciągam Cię z tarapatów, a ty co rusz wymyślasz nowe sposoby jak ubarwić mi życie. Ostatnio już za dużo miałam z Tobą zabawy. Gdzie jesteś? Jadę do Ciebie. Nie chcesz chyba, żeby Twoja teczka była grubsza niż ty wysoki?
Ostatni jej wyjazd autem skończył się wycieczką do rowu. Poważnie się nad tym zastanowiła, zakładając okulary na nos — Albo ty przyjedź do mnie — nie widział tego, ale znając ją ten krótki okres czasu mógł sobie wyobrazić, jak z przekonaniem kiwa głową — nigdzie się beze mnie nie ruszasz, dobra? Ruszysz się gdzieś coś kombinować, chce wiedzieć. Ba. Jak będziesz chciał walnąć coś w kiblu… też chcę wiedzieć. Z Tobą nigdy nie wiadomo.

Lonnie Mortimer

Lonnie Mortimer
Skrzywił się nieznacznie, słysząc w słuchawkach szumy i trzaski. Potrząsnął głową na tyle gwałtownie, że jedna z nich wypadła mu z ucha, umieścił ją w nim ponownie jednak na tyle szybko, by nie umknęły mu żadne słowa Indiany.
- Nie, bo brutalnie bawisz się moimi uczuciami, Słonko. Dobrze wiesz, że nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. - Zmrużył oczy, gładko przechodząc do takich słówek. Właściwie, to po części była to prawda. Gdyby nie jego droga Pani prawnik, większość jego przygód w ostatnim czasie mogła się skończyć o wiele gorzej, niż się zakończyła. Atrakcyjna pani mecenas z talentem do wyciągania go z kłopotów faktycznie była niczym dar od samego Boga. Całkiem przyjemnym dla oka.
- Nie strasz, nie strasz. - Mruknął na jej czcze pogróżki, po czym zamilkł, wsłuchując się w jej słowotok.
- Jak słodko, aż tak się o mnie martwisz? - Mruknął ponownie nieco rozbawiony. - Nie bój dupy, serio, jest o wiele lepiej niż Ci się wydaje. W robocie teraz jestem i właśnie do Whiskey wracam, więc dobra, wpadnę jak tylko się ogarnę. Możesz szykować świeczki i kuse wdzianka, będę za jakieś trzy godziny.

Rae LeBeau

Rae LeBeau
— Wiem, kochanie — z tą dziecinną łatwością, jak zawsze, przejmowała rytm jego rozmowy, wpisując się mimo wszystko w każdą treść, nieważne czy jej się podobała czy nie — Mi też życie za kratkami wydawałoby się mocno ograniczone. Też bym o siebie dbała, gdybym miała z tego czerpać podobne do Ciebie profity.
Milczała przez chwilę, uśmiechając się tylko kpiąco pod nosem, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Im dalej w rozmowę, tym większej nabierała pewności, że dywagacje z nim były coraz częściej całkowicie bezcelowe i szargały tylko jej cenne nerwy.
— Nie słodź. Bo pomyślę, ze to musi być naprawdę coś poważnego.
Przerzuciła w końcu telefon stabilnie do jednej ręki i siadła wygodnie na fotelu w pomieszczeniu, wsłuchując się w jego ton. Choć nie żeby był aż tak magnetyczny. Skupiała się głównie na treści, wyłapując z pomiędzy wierszy dodatkowe, niewypowiedziane informacje.
— W której robocie? — zadała zasadnicze pytanie, bo że potrafił znajdować sobie swoje robótki, w to nie wątpiła — Martwię się o swój autorytet, którego niezbity charakter za każdym razem próbujesz testować. Ty jesteś jedynym źródłem i jednocześnie skutkiem ubocznym moich zmartwień. — otworzyła usta, żeby jeszcze coś mu odwarknąć na te zbereźne gierki, ale ostatecznie tylko odetchnęła, rzucając ze stoickim spokojem — Marz dalej, brudasie.
Bo nic nie powinno go bardziej zniechęcić niż sugerowanie mu nieczystej rasy.

Lonnie Mortimer

Lonnie Mortimer
- W burej, kurwa. Nie traktuj mnie jak jebanego czarnucha. Wiesz dobrze gdzie pracuje. - Warknął. Czy ona zawsze musiała brać jego, prawdziwie prawego obywatela, za jakąś szumowinę spod, tfu, czarnej gwiazdy? To, że czasem lubił komuś spuścił łomot i był cięty na kolorowych, nie znaczy, że był pieprzonym kryminalistą. Raczej powinno się go traktować jako bohatera, o.
- W takim razie spoko, zaczniemy od wspólnej kąpieli. - Nie wiadomo czy po prostu nie dotarła do niego złośliwość, czy też postanowił jakoś obrócić ją w żart na swoją korzyść. W każdym razie nie miał ochoty dłużej już ciągnąć rozmowy. Załatwił co miał, a z Panią Prawnik zobaczy się niedługo już w cztery oczy. Nie ma co zdradzać jej więcej szczegółów, niech się cizia trochę pogłowi i po zastanawia o co może w sprawie chodzić. Taka drobna złośliwość na sam koniec z jego strony.
- W takim razie widzimy się za trzy godzinki. Przyjadę z dokumentami, baj. - Po czym rozłączył się, uśmiechając nieznacznie pod nosem.

zt

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 1]

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach