Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Dom Williama Parkera - obecnie: Consueli Ramirez

Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 21 ... 40  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 2 z 40]

William Parker

William Parker
First topic message reminder :

Dom jest niewielki, wybudowany z gotowych materiałów. Ściany są wypełnione gąbką lub styropianem, nie ma tu mowy o porządnej izolacji. Dach często przecieka, w czasie upałów wewnątrz nie da się wytrzymać a klimatyzacja działa wątpliwie. Podczas chłodniejszych dni robi się naprawdę zimno i trzeba ratować się piecykiem elektrycznym.
Budynek ma tylko jedno piętro. Wewnątrz znajduje się kuchnia i łazienka oraz dwa średniej wielkości pokoje. Dom jest pomalowany na piaskowy kolor.
Na podwórku znajduje się podjazd.
+ później będzie dodatkowy opis
Od 28.05.2013 dom jest własnością Consueli Ramirez.


William Parker

William Parker
- Mam się cieszyć? Będę miał o czym z nią rozmawiać - rzucił z cichym śmiechem, dokańczając pierwszą butelkę piwa i niewiele myśląc - sięgnął po kolejną. Wbrew pozorom, Connor nie musiał się obawiać, że poza zwykłą gadką, o której wspomniał Willie, mogło kryć się coś więcej!
- Nie dzisiaj - przyznał. - Jutro albo na dniach spróbuję to wszystko sprawdzić. Jak coś się uda ogarnąć to wtedy cię poinformuję, dzięki - mruknął do Connora.
Jako że nie warto opisywać tego, jak panowie resztę czasu poświęcili na komentarze/ dogryzanie/ dopijanie alkoholu, to pewno po jakiejś godzinie czy dwóch Will pożegnał Eastmana, umawiając się z nim pod Vivą nazajutrz.

/zt dla obu

William Parker

William Parker
Viva Maria! ->

William, gdy tylko wrócił z Vivy, kończąc tym samym walentynkowy wieczór, poszedł się ogarnąć. Zadbał o to, by wcześniej położyć klucze w odpowiednim miejscu, żeby tylko przekazać je Gigi.
*
Parker wstał, odświeżył się i zanim przystąpił do swojej pracy to jeszcze oddał klucze do baru Gigi, mówiąc jej od razu o tym, ażeby posprzątała wszystko. Oczywiście, pewnie mówił do niej tak, jakby w ogóle nie potrafiła zrozumieć słów księgowego.
Rozsiadł się w salonie, wcześniej rozkładając wszystkie papiery; rozliczone i nierozliczone faktury, bilanse do poprawienia, jakieś rachunki, które niekiedy były tak wypisane, że pożalsięboże. Uzupełnić księgi, wszystko, co śmieszne i z reguły nudne. Czasem sam się zastanawiał, jak mógł wybrać sobie taki zawód na przyszłość. Pewnie dlatego, że lubił pieniądze. Niemniej, Parker zadbał o to, by to, co należało do A, zostawić w jednym stosie, do B w drugim i tak dalej, i tak dalej. Podliczał, rozliczał; odejmował i dodawał, powpisywał do jednego, wykreślał z drugiego. Normalnie bawił się w latanie między kartkami.
*
Jakieś dwie godziny po skończonej pracy i jej uporządkowaniu, siedział sobie w salonie, zastanawiając się nad spotkaniem z Indianką, jak i nad rozmowę z Connorem przedwczoraj. Wpisał w adres przeglądarki stronę tego rumblra, chcąc raz jeszcze przejrzeć notatki. Potem zaś postanowił sprawdzić czy dobrze myślał o tym sposobie sprawdzania IP. Chciał w końcu ogarnąć, kto to pisze i ewentualnie z taką osobą się spotkać. Taki miły i sympatyczny Will.
Stwierdził więc, że można spróbować, a nic mu nie zaszkodzi, no nie?

Mistrz Gry

Mistrz Gry
William ma trzy próby.

Próba pierwsza: kostki na inteligencję i logikę, próg: 70. Jeśli uda mu się przekroczyć próg, odnajduje adres IP, adres dostawcy internetu, oraz lokalizację sygnału.

William Parker

William Parker
I. 56
Jako że Will nie był z zawodu informatykiem to można było się spodziewać, że nie będzie tak łatwo. Trochę pogrzebał w internecie, by dowiedzieć się czegoś więcej, no ale na tym to się kończyło. Za pierwszym razem próbował ogarnąć - nie wyszło.
Odczekał chwilę, jakoby chciał dotlenić, ekhm, mózg.

II. 71, ledwo, a to 6, yay!
Spróbował jeszcze raz. Jako że był cierpliwy (pewnie najcierpliwszy ze Świętych, hehe) to na spokojnie i bez pośpiechu zapragnął to ogarnąć. Trwało to nieco dłużej, jednakże uzyskał zamierzony efekt - posunął się dalej i czegoś się dowiedział.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Williamowi udało się za drugą próbą, więc udało mu się zdobyć jedynie adres IP i adres dostawcy internetu, który znajdował się gdzieś w Appaloosa.

William Parker

William Parker
Will był jednak niepocieszony, toteż stwierdził, że jeszcze spróbuje dowiedzieć się czy dane IP odwiedzało jakieś inne strony, jeśli tak - jakie? Może to mu da coś więcej, bo nawet jeśli dowie się, jaki to dostawca to jednak komu by się chciało jechać do Appaloosa?

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Kostki na umiejętność i inteligencję, próg: 65. Jeśli Ci się uda, dowiadujesz się, że z danego adresu wchodzono na takie strony jak pejsbuk, ratlerek i fora zrzeszające środowiska gejowskie (hihi).

William Parker

William Parker
66
Jako że Willie naprawdę chciał się dowiedzieć o co chodzi, to działał dalej. Jak na razie, szło mu dobrze i zadowalająco, toteż udało mu się to i owo dowiedzieć. Spojrzał na tę stronę ratlerka (wystarczył nagłówek) i pokręcił głową; jak zobaczył jeszcze te fora zrzeszające to stwierdził, że ma nadzieję, że nie trafi akurat na tego bloggera. Jeszcze brakowało mu, żeby ktoś do niego smalił cholewy (ach, ta pewność siebie!). Najbardziej go interesował ten pejsbuk i ewentualnie rumblr, bo nuż... dowie się czegoś?
Może uda mu się włamać i dowiedzieć, kto pisał notki na tym ghosthunters?

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Kostki na to samo, próg 65.
Jeśli przekroczysz próg, odkrywasz lokalizację sygnału. Jeśli nie - po ptakach, bo to była Twoja ostatnia szansa!

William Parker

William Parker
61

Parker próbował, chciał ogarnąć, a tu jednak psikus i wychodzi na to, że tyle się dowie, co nic. Wie tylko tyle, że adres dostawcy w Appaloosa, a jeden z prowadzących ten blog jest gejem albo zamierza przejść na tylne oddziaływanie przyjemności. Księgowy w to nie wnikał, bo to przekraczało jego umiejętności.
Westchnął ciężko, wyraźnie niezadowolony z tego. Cóż, najwyżej będzie próbował za jakiś czas albo... zobaczy się, jak to będzie.

/zt 

William Parker

William Parker
<- warsztat

Po całkiem udanej akcji, lataniu z jednego miejsca do drugiego i do trzeciego, Parker w końcu dotarł do swojego domu. Wlazł, zamknął drzwi, poszedł się ogarnąć. Pewnie wypalił przy tym ze trzy papierosy, napił się nie wiadomo czego, jakieś teczki z roboty wyciągnął, by je nad ranem uzupełnić i walnął się do łóżka.
/zt

William Parker

William Parker
<- sprzed komisariatu
Parker przez część drogi zastanawiał się, na chuj ten łysy idiota wziął jego zęba, którego mu wybił. Z pewnością to nie było normalne. Kto, po bijatyce zbiera czyjeś zęby? Schorzenie, fetysz? Tego to raczej księgowy nie chciał wiedzieć. Inne też rozważał, choć bardziej się skupił na smaku krwi i dymie nikotynowym, którego posmak mieszał się z metalem w gębie Williama.
Gdy Święty dotarł do domu, ściągnął całą odzież wierzchnią, kierując się do łazienki, by przejrzeć się w lustrze. Po to, by zakląć na dziurę w górnym rzędzie zębów, która mu się nie spodobała ani trochę. Wypłukał jamę ustną, ogarnął się całkowicie, a w salonie pewnie zgarnął dwie tabletki przeciwbólowe na zaś, zapijając je czymkolwiek, co znalazł pod ręką.
Klapnął, zasiadł czy tam się położył; w końcu noc była. I zasnął z dziwną pustką w pysku, taki smutek.
/zt

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
/ nie mam pojęcia

Parker od jakiegoś czasu się nie odzywał. Elisabeth zaczęła się o niego martwić, tym bardziej, że wiedziała czym się po godzinach zajmuje. W sumie to nie lubiła się nikomu pakować w życie prywatne ale dla swojego świętego spokoju postanowiła sprawdzić co się dzieje z Williamem. Najwyżej spojrzy na nią ironicznie, że wariatka z niej bo się martwi. Dlatego tez obecnie stała pod tymi drzwiami i stukała w nie.

William Parker

William Parker
Will był takim typem, że póki nie miał potrzeby czy ktoś nie miał potrzeby widzieć jego osoby - nie odzywał się. Nie chodziło tu nawet o jakiś powód czy przekonanie, że to on jest najważniejszy. Ot, wychodził z założenia, że jeśli ktoś ma do niego sprawę - wie, gdzie mężczyzna mieszka.
Już dawno Parker był na nogach. Pewnie nie robił nic konstruktywnego, znaczącego. Możliwe, że kawę parzył, więc pukanie do drzwi usłyszał niemal od razu, toteż podszedł i te otworzył.
- Beth - z takim lekkim uśmiechem (który jeszcze nie pokazywał wybrakowania), przywitał kobietę. - Masz cudne wyczucie czasu - wbrew pozorom, nie było tutaj złośliwości. Otworzył szerzej drzwi, wpuszczając lekarkę i zaraz za nią zamykając.

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
W końcu drzwi domu się otwarły i pojawił się w nich właściciel. Beth miała nadzieję, że nie przeszkodziła mu w niczym szczególnym. W sumie świadczył też o tym lekki uśmiech, którym ją obdarzył. Tylko zaraz, zaraz w co on znowu się wpakował? Nie uszła jej uwadze rozcięta warga a jak dokładniej się przyjrzała to i lekka opuchlizna.
-Cześć.-weszła do środka i zaraz się odwierciła w stronę Williama.
-A tobie co się stało? Chodź mi to pokaż do światła.- chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę okna.- Zdezynfekowałeś to czymś?

William Parker

William Parker
Gdy tylko Beth skupiła swoje spojrzenie na dolnej części twarzy księgowego, ten westchnął bezgłośnie. Dał się nawet podprowadzić pod okno, choć swobodnie mógłby się zatrzymać i zaprzeć w jednym miejscu, to Roberts dużo by nie zrobiła.
- Nie musisz mi matkować, Beth - zaśmiał się. - Pewnie, alkoholem. Od zewnątrz, od wewnątrz, jakkolwiek - taki kiepski żarcik; te były najlepsze. - Jak zawsze coś się dzieje w tym mieście. Nic szczególnego - odparł, by zaraz zwrócić twarz w stronę kuchni, gdyż właśnie była informacja, że kawa gotowa. - Chcesz też? - kiwnął w tamtą stronę, mając nadzieję, że lekarka wie, co ma na myśli.

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
Oczywiście, że gdyby się zaparł to nie ruszyłaby go nawet o milimetr na szczęście nie protestował. Delikatnie obejrzała wargę i chłodnym palcami obmacała twarz sprawdzając czy wszystko ok. Dobrze, ze Will znał ją na tyle by jej na to pozwolić, bo nie odpuściłaby mu w tej materii za cholerą.
- Ktoś musi.- opanował chęć pokazania mu języka jak pięcioletnia dziewczynka.- Zresztą nie jesteś pierwszej młodości by się narażać jak jakiś szczeniak.- to była tylko lekka reprymenda, że miał na siebie uważać.
- Tak poproszę.- podreptała za nim- Na pewno nic więcej ci nie jest? Nie potrzebujesz szwów?

William Parker

William Parker
Nie znali się od wczoraj, by Will nie ufał kobiecie. Naprawdę już sporo czasu minęło i pewnych tajemnic, rozmów mieli za sobą. Tyle lat znajomości, całkiem bliskiej, swoje robi. Księgowy więc nie oponował, a w jakimś stopniu chłodne opuszki palców były kojące.
- Uwierz mi, są tacy - choćby rodzice, bo pewnie co jakiś czas dzwonili. Oczywiście, Parker nie był z tych, co z każdym problemem się odzywali. Już tyle lat minęło! - Ejej, ale też nie jestem taki stary, by w ogóle nie wychodzić z domu. Bez przesady, Beth - kiwnął głową na wyrażoną chęć kawy, więc skierował się do kuchennej części, by takową przygotować kobiecie. Swoją mógł już wypić.
Oparł się o blat w niewielkim zastanowieniu.
- Naaah - na wspomnienie o szwach machnął ręką. - Będę musiał przejechać się do dentysty, ogarnąć wizytę. Nic szczególnego, za parę dni zejdzie - dodał, wskazując na swoją twarz.
Zaraz postawił kubek z kawą przed Roberts.
- Jakąś sprawę masz, że przyszłaś?

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
Roześmiała się słysząc oburzenie w jego głosie. Tym bardziej, że był niewiele starszy od niej więc niejako siebie od staruszek wyzywała a przecież wcale się tak nie czuła.
- Nie mów mi, że wyszedłeś z domu i wpadłeś na drzewo bo w to nie uwierzę.- nie miała zamiaru zmuszać go do opowiadania co się stało ale niech tez jej jakichś kitów nie wciska.
Cierpliwie czekała na swoja kawę, pewnie będzie to ta specjalna mieszanka, którą Parker wszędzie ze sobą nosi.
- Straciłeś zęba?- podniosłą lekko do góry brwi w geście zaskoczenia, bo ubytek nie był widoczny na pierwszy rzut oka. - chyba niezbyt przyjemny dzień musiałeś mieć.
Podniosłą na niego swoje spojrzenie i lekko pokręciła głową rozbawiona.
- A muszę mieć jakiś powód?

William Parker

William Parker
Najważniejsze, że Parker w tym wieku tak dobrze się prezentował! Służyło to mu, oby jak najdłużej.
- Proszę cię, na koordynację ruchową narzekać nie mogę - parsknął. - Nic nadzwyczajnego się nie stało. Ot, idziesz wieczorem, palisz papierosa, nagle trafiasz na łysego idiotę, któremu możesz napluć na łysą glacę, a potem leci - wzruszył ramionami. Jak widać - nie rozpaczał za bardzo. - Bardziej dziwi mnie to, że ten typek wziął ząb, który mi wybił - zamyślony, uniósł spojrzenie gdzieś ponad głowę kobiety, a potem swoją pokręcił, chcąc wyzbyć się tych myśli.
Prawdę mówiąc to rzadko kiedy nosił. Przede wszystkim chyba wtedy, gdy przychodził do Beth, o!
- Ta, trójka poszła, na szczęście - aż cmoknął, językiem mimowolnie przesuwając po luce między zębami. - Dzień nudny, wieczór, cóż, niezbyt radosny, ale zdarza się. Nie ma co płakać nad wybitym zębem, no nie?
Przewrócił oczami, słysząc jej słowa.
- Jasne, że nie musisz, Beth. Ciekawy byłem.

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
- Serio w tym miasteczku nie jest bezpiecznie wystawiać nos za próg domu. Policja mogłaby trochę się bardziej sprężyc.- dodała i zamyśliła się nad tym zabranym zębem.- Will a może to był jakiś kolekcjoner. Lata po miasteczku i zbiera zęby a potem zrobi sobie z nich naszyjnik w którym będzie dumnie paradował.- Elisabeth rozkręciła swoją wyobraźnię.
- Wstawisz sobie implant i będzie po sprawie, chciał gdyby to była jedynka to byś miał przerwę w sam raz na fajkę.- pozwoliła sobie z niego trochę zażartować i wyciągnęła rękę po swoją kawę w końcu trzeba ją wypić skoro została zrobiona.
- Tak na serio dawno cię nigdzie nie było widać, wiec postanowiłam sprawdzić czy jeszcze żyjesz.

William Parker

William Parker
- Albo ogólnie mogłaby stąd spieprzać, jeśli nic nie robi - stwierdził nieco oschłym tonem. Takie było jego zdanie. Latali z jednego miejsca na miejsce, zamiast zająć się sprawą raz, a porządnie. Dziwne, że jeszcze się nie toczyli, bo te donuty i kawkę to wpieprzali za dziesięciu. Ot, takie przekonanie przez te amerykańskie komedie.
- Ciesz się, że mam lenia - zagroził jej, choć nie wiadomo, co by zrobił. - Rozważałem nawet to, że jemu musiał wypaść i nie miał kasy na protetyka. Ohyda - wzdrygnął się ledwo zauważalnie, sięgając po popielniczkę i papierosy. Odpalił sobie od razu.
Na komentarz z miejscem na papieros, uśmiechnął się.
- Nie, dobrze, że to była trójka. Tak czy siak nadal mogę sobie wetknąć - wzruszył ramionami. - Mostek, koronka, implant, cokolwiek - dodał.
Kiwnął w zrozumieniu.
- Jak widać, żyję, więc jest dobrze, Beth - mrugnął do niej. - Jak tam u ciebie?

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
- Wiesz, że wtedy byłoby jeszcze gorzej niż jest.- Beth wiedział skąd się biorą poglądy mężczyzny ale uważała, iż bez policji zupełnie by sobie tutaj nie dali rady. Święci sami w sobie raczej nie stanowili by ochrony dla przeciętnych obywateli.
- O bleee.- o mało co nie udławiła się kawą którą akurat popijała. - To naprawdę jest obrzydliwe.- aż się wzdrygnęła. Chyba nikt nie był aż tak zdesperowany by robić takie rzeczy.
- No tak nadal możesz ale to już nie takie spektakularne przy jedynce.- dalej sobie delikatnie z niego żartowała. Wiedziała, że się nie obrazi na nią a po wizycie u dentysty nie będzie śladu po tej przykrej przygodzie.
- No spróbowałbyś nie żyć, to słowo honoru zabiłabym cię jeszcze raz.- zagroziła mu z uśmiechem.- W porządku. W przychodni jak zawsze pełno roboty ale jakoś daję sobie radę. W razie czego zawsze mogę zwalić moje obowiązki na praktykantkę.- uśmiechnęła się nieco złośliwie.

William Parker

William Parker
Wzruszył ramionami na jej słowa. Niespecjalnie wydawało mu się, że byłoby gorzej. Pewnie byłby z tym problem, gdyby w Old Whiskey nie było policji, ale hej - wystarczą Święci, prawda? Dobrze by się to prezentowało, a co!
Uśmiechem skwitował jej reakcję na tę myśl. Oczywiście, jego także to obrzydzało, ale cóż - niektórzy mieli naprawdę nierówno pod kopułą, więc wszystkiego mógł się spodziewać po pewnych osobach (pozdrawiam, Skittles).
- Wiesz, jeśli chcesz, to mogę załatwić ci osobę, która sprawi, że też będziesz mogła wetknąć papierosa między drugą jedynkę a dwójkę - powiedział poważnie, choć w jego głosie dało się słyszeć, że to żart. Beth pewno wiedziała, że Parker nie był skory do uderzenia kobiety, o ile (!) nie dostał z zaskoczenia, co jest sensowne w takich sytuacjach.
Napił się kawy, mrużąc nieco oczy.
- Praktykantkę? Tę blondynkę, ta? - spytał, chcąc się upewnić. - Zawsze możesz to zrobić, by ją utemperować. Przyda się dziewczynie - dodał, opierając się o blat kuchenny. - Ale też się przepracowywać nie możesz, Beth. W tym wieku? - spojrzał na nią sceptycznie i się nieco skrzywił, bo udawał, że jej współczuje.

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
- Jak tylko zacznę palić to się do ciebie zgłoszę, żebyś mi taki bajer załatwił a póki co pozwól mi się nacieszyć moim własnym uśmiechem, póki go jeszcze mam bo wiesz jeszcze kilka lat a mój uśmiech będzie mieszkał w szklance na stoliku obok łóżka.- Lubiła poczucie humoru Willa i jego cięte riposty, wiedziała, że potrafił smagać nimi niczym biczem choć na szczęście dla niej był łagodny w obejść. Niby księgowy, ułożony a Elisabeth w życiu by go nie przegadała.
-Tak dokładnie ją? Czyżby coś zmalowała, że masz ja na oku?- zapytała i pomyślała, że pewnie Cath jak to młoda dziewczyna się pląta po wszystkich melinach Old Whiskey. Póki nie zawalała roboty nic jej do tego.
Zmrużyła lekko oczy udając sfochaną, że ten jej lata wypomina ale po chwili się roześmiała.
-Obiecuje ci dziadziu laskę w prezencie na najbliższe urodziny.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 2 z 40]

Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 21 ... 40  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach