Liluye - Loco - 27 lutego 2013

Lil stała przy telefonie i przestępowała z nogi na noge czekając aż Loco odbierze.

Szczerze powiedziawszy to Eastman nie miał wklepanego numeru psychiatryka, dlatego nie wiedział kto to do niego dzwoni.
- Tak, słucham. - Zagaił grzecznie, w tle było słychać szczekającego psa i mięso skwierczące na patelni. Chyba robił jakieś jedzenie.

- Loco? - zapytała malo inteligentnie, bo glos mial jakis inny przez telefon.

Widocznie brzmiąc grzecznie nie brzmiał jak on sam.
- Tak. Liluye? - Zapytał, bo w sumie on mógł, bo przecież nie był do końca pewien czy to ona dzwoniła. - Dobrze cię słyszeć. - Dodał zaraz, aby wiedziała, że się cieszy iż do niego dzwoni.

No fakt, może po prostu zbyt grzecznie brzmiał jak na siebie.
- Mhm. - potwierdziła, skubiąc wargę zębami jak zwykle w czasie rozmowy, nawet przez telefon.
- Też się cieszę. Uhm.. Chciałam zapytać, czy możesz mnie odebrać..? Za kilka dni wychodzę - nadal nie byla przekonana co do tego, ze powinna go przy sobie trzymać, skoro sie zdecydował, a nie odpychać. Dlatego głos nie był zbyt pewny.

- Jasne, oczywiście, że cię odbiorę. - Powiedział do niej z przekonaniem, ona była w tej chwili dla niego priorytetem. - Myślałaś już o mojej propozycji? Jak ci Psycho będzie przeszkadzać to dam go mamie na podwórko. - Jego matka miała większy dom od jego przyczepy i jeszcze ogrodzony to taki pies będzie miał świetne warunki do biegania.

Usmiechnęła się do słuchawki.
- Cieszę się. - powiedziała jeszcze. W końcu mogłaby wracać autobusem, ale średnio jej się to uśmiechało.
- Ehm.. - mruknęła. W sumei rozmawiała o tym z Cath, potem miała czas to trochę przemyśleć.. - Tak.. jak bym mogła to chciałabym byc u ciebie..

- No to jedziemy prosto do mnie. - Tylko będzie musiał schować broń w swojej skrytce, bo biorąc pod uwagę, że doszedł mu kolejny karabin i to w dodatku maszynowy to by pewnie jeszcze zawału dostała, gdyby to zobaczyła. - Rzeczy twoje są. - Bo były jeszcze od momentu, gdy miała u niego zamieszkać na kilka nocy.

- I tak trzeba będzie zabrać więcej rzeczy ode mnie.. Tam mam tylko na jedną noc wszystko. - mowila o tej torbie, która wciąż byla u niego.
- jak sobie radzisz z psem...? - bo Cath mowila, ze srednio i wolała podpytać.

- No to możemy najpierw zajechać do ciebie, ok? - Nie wiedział czy to chce od razu, ale dobrze było zapytać w razie czego. Zabiorą więcej jej rzeczy i tyle. Będzie mogła u niego zamieszkać.
- Z psem, chyba dobrze, nie jest najgorzej. W ogóle matka u mnie była ostatnio i męczy mnie, żebym znalazł coś większego niż ta przyczepa. - Generalnie to powiedziała dużo dobitniej, że jak sprowadza kobietę do takiego gówna to powinien się wstydzić, ale tego Liluye już nie powiedział.

- Dobrze. To i tak kawałek, Loco, można podejść w razie czego.. - nie do końca wiedziała czy chce wracać na razie do siebie. Może poczeka na dworze, a Connor wszystko popakuje? Tylko czy bedzie wiedział co? Westchnęła i miała nadzieję, ze tego nie słyszał.
- Tak..? A po co ci cos większego?

- To podejdę. - Mruknął jakby wiedział, że ona sama nie chce tam iść. Czyżby to był jakiś szósty zmysł czy coś takiego.
Nie wiedział co jej powiedzieć odnośnie tego, że miałby szukać trochę większego miejsca.
- Ano wiesz, więcej przestrzeni, można by było rozprostować kości i takie tam. - Mruknął cicho patrząc na gdzieś w dal. Dobrze, że nie widziała jego błądzącego wzroku.

Bała się chyba tego pytania. To nie za wcześnie..? Tym bardziej przy tym wszystkim, co się teraz działo.. z nią? Nie uważała siebie za kogoś, z kim warto byłoby się zwiazać na dlużej i tworzyć jakieś plany.
- Ahm.. a ty.. co o tym myślisz..?

- Wolałbym to najpierw skonsultować z tobą, z matką raczej nie będę już mieszkał. - Zaśmiał się, różne są koleje losu, ale nie zamierzał mieszkać ze swoją mamuśką. - Ale wydaje mi się, że jest na to czas. - Powiedział chcąc ją uspokoić nieco.

Znów dłuższa przerwa, pewnie słyszał tylko jej oddech w słuchawce.
- Ze mną..? - odezwała się w końcu, ignorując dalszą część wypowiedzi.

- To chyba nie jest rozmowa na teraz. - Stwierdził słysząc tak długą pauzę w jej wypowiedzi. - Nie przez telefon i musisz chyba odpocząć od tego wszystkiego. - Miał oczywiście na myśli te wszystkie sądy i ten szpital psychiatryczny.

- No dobrze. - westchnęła, chyba uspokojona na chwilę obecną.
- Wiesz.. jak masz czas to możesz zabrać moje rzeczy nawet teraz.. ubrania, kosmetyki z lazienki.. chyba nic wiecej. - chciala powiedzieć, że pluszaki, ale sobie darowała.
- I nie chcę, żebys brał wolne w pracy z mojego powodu.

- Dobrze, wezmę. - Oczywiście jak nie zapomni, bo musiał się uporać z tym piekielnym tatuażem od Skittlesa, bo jak ona go zobaczy to będzie masakryczny widok dla niej.
- Przydałoby mi się trochę wolnego. - Nie chciał jej mówić o kolejnym postrzale, bo zaraz by się zdenerwowała, że nie dba o siebie.

- Coś się stało? - serce jej mocniej zabilo, bo troche zmienil mu sie ton glosu.

No przecież jej nie powie, że postrzelili go, tym bardziej przez telefon, który mógł być nagrywany.
- Nie, nic poważnego, wszystko w porządku. Zmęczony trochę jestem. - Odpowiedział chcąc ją uspokoić i tak będzie jej musiał to pokazać, ale jeszcze nie teraz.

- No dobrze.. - westchnęła i spojrzała w sufit. Chyba niczego się nie dowie.
- Uważaj na siebie, dobrze?

- Zawsze na siebie uważam, bo mam dla kogo. - Uśmiechnął się nieco do słuchawki. No bo fakt faktem, jakoś czuł się lepiej, że niedługo będzie miał do kogo wrócić.

Uśmiechnęła się też. Bo nie dało się nie, Loco na prawdę był jak kawał pluszaka. Pluszaka z mięśni, ale trudno!
- No to będę na ciebie czekać.. za te kilka dni. Brakuje mi ciebie. - najchętniej przytuliłaby się do niego i siedziała tak 24/7 przez pierwszy tydzień.

- Mi ciebie też, tęsknię. - Niby taki twardziel, a tu coraz bardziej pokazywał swoją miękką stronę.

- Będziesz mnie miał dość jak wrócę. - zapewniła go.
- Do widzenia, Niedźwiadku. - pielegniarka juz znacząco podeszła bliżje więc Lil wolała kończyć.