Główny hol

Hotel „California” jest budynkiem wybudowanym w typowym dla tego miasta, hiszpańskim stylu kolonialnym. Nikt jednak nie wie w którym roku był on wznoszony, ale sądząc po elewacji... dawno nie był remontowany. Ukryty między palmami i drzewami pomarańczowymi; prowadzi do niego żwirowy podjazd, przy którym stoją pojedyncze, wysokie latarnie.

Z dala od ruchliwej drogi, nieco na uboczu – hotel „California” zdaje się być miejscem odosobnionym i niezbyt często odwiedzanym.

Hol jest przestrzenny, jasny; marmurowa posadzka dodaje nieco uroku temu, jakby pustemu, miejscu. Naprzeciw dwudrzwiowego wejścia znajduje się recepcja, za którą, na ścianie – wiszą szafki z kluczami. Pod wschodnią ścianą swoją ustawione z rzędzie dwie sofy oraz stolik do kawy, na którym zawsze stoi pusty wazon. Po prawej stronie znajduje się korytarz prowadzący do pokojów i wyjścia do ogrodu, po lewej – kierujący nas do kuchni oraz jadalni.

Około trzy godziny zmarnował na obu lotniskach i przelocie. Niepewny wycieczki, z myślami zaprzątniętymi tym, co się ostatnio dowiedział, robiło swoje. Księgowy z plecakiem narzuconym na lewe ramię i niewielką walizką, co stała obok, zdążył podpisać dokumenty na wynajem samochodu. Opłacił, wypisał, sprawdził dwuśladowiec i spakował swoje rzeczy, żeby w końcu wyjechać spod lotniska i ruszyć do tego hotelu.
Co prawda, miał trochę problemów, bo musiał ogarnąć dojazd, no ale ostatecznie nie mógł na to narzekać, prawda? Zajechał na parking hotelu, pewnie chwilę po tej całej psiarni i w ogóle pozostałych obecnych. Zanim jednak wysiadł z samochodu, przesłał cholernie długą wiadomość tekstową Clusterowi, z pozdrowieniami i ucałowaniami godnymi Żyda, czyli zapewne koszt SMS-a, za który mechanik będzie musiał mu zwrócić. Tak naprawdę to Will dopisał co innego, ale kto by się przejmował.
Księgowy w końcu wysiadł z auta, wziął swoje bagaże, klucze schował do swoich szortów i poprawił czarną koszulkę, którą miał na sobie i wcisnął okulary na nos, kierując się do wejścia. Zanim jednak zdecydował się wejść - zapalił papierosa.

Will zauważył, że się przerzedziło, to dopalił papierosa, wchodząc do środka. Podszedł od razu do właścicielki, nie ściągając okularów, ale usłyszał słowa Liluye.
- Już nie - odparł, zerkając na Indiankę, a potem na właścicielkę.
- Dwóch? - spytał, usłyszawszy akurat to i się zastanowił o kogo chodzi. Sięgnął jeszcze po klucze, żeby zaraz iść do siebie.

Parker zmrużył oczy, co i tak nie było zauważalne. Skinął lekko, wziął klucze i skierował się do swojego pokoju.

/zt, pokój