/ z radiostacji, 7.10, wieczór
Jools po pożegnaniu się z Consuelą, która w zawrotnych prędkościach go podwiozła pod dom (był bliski trzem zawałom z centrum na dzielnicę zachodnią), musiał ogarnąć swoje samochodu. Buickiem zajechał jak najbliżej podjazdu. Tak, że będzie musiał potem kombinować swoją Impalą jak wyjechać. Auta zamknięte, kierownice zablokowane, więc mógł wleźć do domu. Plecak rzucił na kanapę, krzycząc żywiołowo, że dziesięć punktów dla Gryffindoru za trafienie i przybił sobie samemu piątkę.
Następnie mężczyzna ogarnął się; odświeżył po pracy, emocjonującej audycji, przy której zarobił siniaka na wysokości żeber (będzie musiał pozwać Consię o pobicie); przygotował sobie kolację i to dość porządną, po czym zasiadł w salonie. Wszystko postawił na stoliku, na którym znajdywał się zeszyt z notatkami i słownikiem angielsko-niemieckim, talia kart, zamówienie za banjo (które leżało pod stołem). Znajdywały się jeszcze kartki z narysowanymi krzywo dyniami i mimiką, jaką chciał wydrążyć w nich, jak tylko mu się uda, ale największą uwagę zwracała na siebie kartka z zapisem "BIZNESPLAN, PLAN A". Tak, tak, w rzeczy samej - on miał zamiar cokolwiek zaproponować i ogarnąć! Zresztą, większości nie powinno to dziwić, skoro starał się pomóc tu i tam. Wyłożył też list od SF, aby pamiętać, żeby później na niego odpisać.
Zjadł to, co miał sobie przygotować i nie wiedział, co wybrać. Czy najpierw ogarnąć kolejne niemieckie słówka, czy jednak wziąć się poważnie za ten biznesplan. O, a może poćwiczyć inną grę karcianą? Tyle miał do wyboru.
a) język niemiecki
Eben sięgnął po słownik angielsko-niemiecki, już płacząc, bo to źle brzmiało. Bardziej jednak autorka płakała, bo tego języka nie lubiła. Wracając jednak do kierowcy JTC - nasz kochany radiowiec usiadł sobie wygodnie, stopy opierając o kant stolika, a na udach oparł zeszyt z notatkami oraz słownik, który otworzył na losowej stronie. Tylko dlatego, by parokrotnie przeczytać dane słowo, które zapisał na kartce obok, a potem przykładowe zdanie, które było poniżej. Przecież sam jeszcze nie był w stanie cokolwiek napisać po szwabsku. Musiał najpierw kilka słów zapamiętać, przy tym zapisując od razu zasady; chodziło o gramatyczne podejście, zmianę czy coś w tym stylu. Dużo tego było. Będzie musiał zajechać do niewielkiej księgarni, by kupić jakieś bajki dla dzieci po niemiecku, tak będzie najlepiej.
b) biznesplan
Reynolds był taki poważny jak to wszystko ogarniał. Miał zamiar pokazać się z jak najlepszej strony, no ale nie wiedział, jaki będzie efekt. Tym bardziej, że nie należał do osób, które były super-poważne i wszystko załatwiały w urzędach w trymiga. Ta myśl jednak nie zniechęcała mężczyzny. Uznał, że najwyżej przejdzie ten projekt albo nie. Zdarza się i tak, prawda?
Zapisał potencjalne miejsca i to, co się przyda Old Whiskey. Nie sprecyzował jeszcze dokładnie, której grupy społecznej mógłby dotyczyć projekt, choć większość mogłaby słusznie założyć, na kim Jools wolałby skupić swoją uwagę.
Na oko pozwolił sobie zapisać sumę tego, ile mogą wynieść koszta jego projektu i wypisał od kwoty kwestie zarobienia ich. Mniej lub bardziej sprywatyzowane.
Uznał, że musi się dowiedzieć, że choćby słownie porozmawiać z kimś, aby być pewnym czy to, co on planuje ma jakiś sens. Może i wcześniej stwierdził, że wyjdzie lub nie, ale ciekawość dość szybko się w nim odezwała.
c) wydrążanie dyń
Jools musiał coś zjeść. Wystarczyło, że spojrzał na dynie, a w jego brzuchu już rozbrzmiało burczenie, które nie dałoby mu spokoju. Pozwolił sobie na zamówienie pizzy, aby ją odebrać. Usiadł więc w części kuchennej. Na boku miał karton z pizzą, częściowo posmarowaną sosem, a na środku dynie, nawet trzy. Taśmą papierową przykleił do ściany rysunek z potencjalną mimiką, którą chciał wydrążyć. Wyciągnął kosz na śmieci, a ręcznikiem papierowym wyłożył blat, na którym postawił deskę do krojenia, jedną z większych. Jako że był mężczyzną to zamiast użyć widelców to wziął sobie zestaw śrubokrętów.
Najpierw chciał odciąć ogonek, bo dynia nie stała równo. Potem od góry uciął część, dzięki której będzie mógł wyciąć miąższ, a następnie wyzbyć się wszystkich pestek i tego całego syfu (który mógłby zjeść, gdyby tylko jego umiejętności pozwalały na przyrządzenie), jaki się w środku mieścił. Trochę to trwało. Zwłaszcza, że co rusz Julek odskakiwał, by umyć ręce i zjeść sobie po jednym czy dwóch kawałkach pizzy.
W końcu jednak mógł wziąć się za robienie wzorku. Chwilę się mocował, ale nie, nie ma takiej opcji. Narysowany wzór zakleił na dyni, aby w odpowiednich miejscach wbijać cienki, krzyżakowy śrubokręt, by zrobić dziury. Potem miał zamiar to nożykiem zrobić. Męczył się z tym niesamowicie, ale to tylko dlatego, że chciał spróbować i sprawdzić czy mu to wyjdzie, jak dużo pracy czeka.
Zamyślił się i uciął taki otwór, że spokojnie mógłby wsunąć tam płaski talerz. Załamany tym, pociągł już dynię, by całą wywalić. Reszty nawet nie tknął.
Zjadł pizzę do końca, umył ręce i ogarnął kuchnię.
d) karty
Usiadł z talią kart na łóżku, tasując karty i powtarzając sobie zasady blackjacka. Pamiętał, że trzeba osiągnąć oczko albo wynik, który znajduje się najbliżej liczby 21. Nie było to łatwe. Zwłaszcza, że zapomniał, co jakie ma wartości. Starał się gdzieś na przeglądarce je znaleźć, a potem zalogował się na portal pseudo-hazardowy (bo jednak pieniądze jedynie były takie z symulatora), gdzie postanowił zagrać. I grał chwilę, przegrywając ze dwa razy z krupierem, a potem mając taki sam wynik jak on. Następnym razem wygrał, a przy kolejnej rundzie...
...zasnął. I przegrał!
Najwidoczniej za dużo emocji i rzeczy do zrobienia miał tego dnia, że padł w sypialni, z włączonym laptopem i kartami rozpieprzonymi po całym łóżku.
/zt