Kancelaria adwokacka Hai Wu

First topic message reminder :

Kancelaria adwokacka Hai Wu zlokalizowana jest w biurowcu  zachodniej części miasta. Biuro znajduje się na piątym piętrze. Składa się na nie poczekalnia, mały pokój sekretarki oraz właściwe biuro.
Pomieszczenie jest stosunkowo przestronne, ściany zastawione są regałami pełnymi ksiąg, kodeksów, teczek i katalogów. To, co rzuca się w oczy zaraz po wejściu do biura prawniczki, jest jej wielka fotografia wisząca na ścianie za biurkiem - czarno-biały portret Hai Lin, patrzącej surowo na każdego, kto przekroczy próg jej królestwa.

No tu trza przyznać, że straszne z nich dupy wołowe. znaczy głównie z Foxxy, on tu był jako modny dodatek.
- Daj szluga? Co dobrze? - zdziwił się. Nic co dzisiaj osiągnęli nie zasługiwało na ten przymiotnik.
Parsknął. Tosiek. Podobała mu się ta kobitka. Chociaż waliło od niej dominą i brakiem rodzicielskiej miłości w dzieciństwie... albo jej nadmiarem.

- Durna babo, kancelarię mam po drugiej stronie, gdzie ty chcesz mnie podwozić?! Zresztą, koleś siedzi teraz w MOIM biurze. Ruszać dupy i iść do niego!
Sięgnęła do torebki i podała im identyfikator gościa, by mogli przejść przez lobby.
- Tylko jak mi zafajdacie wykładzinę to nie żyjecie.

Foxxy podała mu szluga po czym przejechala kawałek przez parking parkując o dwa miejsca bliżej kancelarii. Zignorowała durną babę. Sięgnęła po identyfikator.
-Dziękuję. - powiedziala grzecznie. Po czym wyszła z samochodu i zgasiła papierosa. Ruszyła do kancelarii. Tam spojrzała na jakim piętrze jest gabinet Haj Wuu i ruszyła do niego.

Kancelaria Hai Wu znajdowała się na 5. pietrze. Numer pokoju - 507. 
Spokojnie przeszliście przez bramki i mogliście wjechać windą na górę. Sekretarka Hai Wu wskazała im drzwi prowadzące do pokoju prawniczki.
Drzwi od biura były otwarte, w zamku nie było kluczy.
W środku gabinetu siedział przy biurku dr Fethers, plecami zwrócony do wyjścia.

Szluga schował do kieszeni. Zapali jak robota będzie skończona.
Wyszedł z samochodu i podszedł do okna.
- Pani się nie martwi, nie narobimy bałaganu - wyszczerzył się jeszcze krótko i poszedł na Foxxy.
- To z nią nie chciałaś się dzisiaj widzieć? Nie dziwię się. Niezła z niej domina.
Weszli do środka i stanęli przed drzwiami do gabinetu.
- Mamy strategię? Dobry glina, zły glina? .... dwóch złych?

Morgan pomyślała chwilę. nie odzywała się przez całą drogę do kancelarii. Rozmowa z Hai Wu jak zawsze zepsuła jej humor. Chociaż miała nawet dobry, na samym początku. Spojrzała na Leszka. Dobry, zły glina?
- Koleś o mało się nie obsrał bo go śledziliśmy. - zauważyła mówiąc mu tak przy pokoju 500. Chyba nie musiała dalej mówić mu. Gdy zobaczyła otwarte drzwi. - Wejdziemy, zamkniemy drzwi, staniesz przy nich, i z nim pogadamy. - zadecydowała. Po czym tak zrobiła. Weszła cicho poczekała, aż Leszek zamknie drzwi.
- Dzień dobre panie Fethers. - przywitała się spokojnie. Kulturalnie tego nie załatwią, ale może warto spróbowac.

Fethers, słyszą c głos, który definitywni nie należał do Hai Wu, zerwał się z krzesła. Wycofał się o kilka kroków, spojrzał po Foxxy i Johnie...
- Co..? Co wy tu... ja... ja zadzwonię na policję, to jest nagabywanie!
Stanął tyłem do biurka, na którym walały się jakieś teczki, kodeks prawny, a też długopisy i duży, ciężki zszywacz do papieru oraz nóż do otwierania korespondencji. Za stolikiem był skórzany fotel Hai Wu, zaś dalej - wielki portret samej Hai Wu.

Leszek stał przy drzwiach; po jego prawicy stojak na parasole, pusty. Na lewo - wieszak na ubrania i niewielka szafka z książkami. Na jej szczycie - wielki, ozdobny wazo.

Stanał przy drzwiach i wpatywał się w kolesia, mając nadzieję, że mimo jego naturalnego uroku osobistego będzie wyglądał groźnie spod swojej grzywy. Zmrużył swoje wąskie oczy i uśmiechnął się.
- Ale że jakie nagabywanie? Nic nie zrobiliśmy. I nie zrobimy. - chyba.
Oparł się o drzwi i rozejrzał po pokoju. Gadanie zostawił Foxxy, w końcu on nic nie wie od biznesach Buendii.

Foxxy lekko się usmiechnęła. Jednak nie był to jeden z tych miłych uśmiechów. Raczej nie pasował on do Morgan, był bliżej tej Foxxy, która zabiła swojego kumpla po fachu. Podeszła do niego bliżej.
- Naprawdę chcesz angażować w to policję?- spytała dając kolejny krok.
- Nie radziłabym, ja chce tylko porozmawiać, i jak będzie pan grzeczny to nikomu sie krzywda nie stanie. - dodała po chwili po czym wskazała mu krzesło na ktorym przed chwilą siedział, by sobie spokojnie usiadł.
- Zadam panu kilka pytań, a pan odpowie, dobrze? - spytała po chwili. Jednak jej obojętne i nieco chłodne spojrzenie mówiło, o tym by z nią teraz nie zadzierać.

Mężczyzna raczej nie był skory do współpracy.
- Dobrze radzę... wypuśćcie mnie inaczej... inaczej zadzwonię po kogo trzeba!
I nie rzucając słów na wiatr, wyciągnął telefon.

Leszek stał dalej przy drzwiach jak mu kazano.
- Ci co mają wiedzieć o naszym małym spotkaniu już o niem wiedzą. SNo i szkoda by było poplamić wykładzinę.

Morgan ujrzawszy telefon nie spodobało jej się to. Podeszła do doktorka i uderzyła mu z płaskiego w twarz, aby potem zabrać mu telefon i rzucić w kąt. Nie chciała jeszcze grozić mu bronią, pisze jeszcze, bo do tego to wszystko zmierzało.
- Powiedz dla kogo jeszcze sprzedajesz, i adresik też możesz napisac. - wysyczała do niego groźnie.Jeśli nie będzie współpracował to zafunduje mu pocałunek z biurkiem Hai Wu.

6 (62)
Morgan w cios dała całą swoją siłę. Adrenalina pewnie sprawiła, ze sama nie poczuła bólu. Chociaż ręka była czerwona jak policzek doktorka. Podeszła do niego.
1 (45)
Jednak ten zamiast gadać zaczął płakać. Morgan by dalej coś powiedział nadepnęła mu buciorem na dłoń. Spojrzała na niego swoim chłodnym spojrzeniem.
- Adres i komu. - powiedziała po czym przełożyła ciężar ciała na nogę pod którą była dłoń delikwenta.

6 (62)
1 (45+10 )

Morgan się niecierpliwiła. Spojrzała na niego krzywo i kopnęła w żebra.
- Ostatni raz powtarzam. - powiedziała po ciosie.

3 (28)
2 (50)

Morgan nadepnęla jeszcze raz na kolesia dłoń i zrobiła ruch noga jakby miała tam zgasić papierosa. Musiało boleć.
- Adres i nazwisko, nazwa.. - powiedziała wyjmując zza paska pistolet.

1 (45)
Morgan odbezpieczyła broń i wymierzyła w chłopka.
- Słucham... - powiedziała. Czuła bicie serca z adrenaliny. Wyrzuty sumienia kompletnie przyjda póżniej, zagłuszy je alkoholem i pójdzie spać. Juz nie raz tak miała. Spojrzała na Leszka, czy nie gra w Tetrisa.

Mężczyzna w końcu wyjęczał adres...
- Sportowe lotnisko w Old Circle - powiedział cicho - i... kontaktuje się z człowiekiem o imieniu Alfonso... tylko tyle! Przysięgam!

- Jestes pewien? - spytała jeszcze sprzedając mu kopniaka między żebra.
Morgan zabezpieczyła i schowała broń.
- Muszę zadzwonić, zajmiesz się nim? - powiedziała do Leszka odchodząc kawałek dalej i wyciągając telefon. Zaczesała dłonią włosy do tyłu i wystukala numer. Wescthnęła słysząc dźwięk połączenia. Widac po niej, ze pragnie zapalić papierosa i wrócić do Old Whiskey, ale musi pogadać ze Smithem.

Wzruszył ramionami i patrzył uważnie na leżącego i kwiczącego kolesia na podłodze/
- No i po co to było? Ładnie byś wszystko powiedział i byś nie zaślinił wykładziny.

Foxxy odłożyła słuchawkę, po jakże super świetnej rozmowie, która w ogóle jej nie poprawiła humoru.
- No koleś jedziesz z nami. - powiedziała z udawanym uśmiechem po czym spojrzała na Leszka by jej pomógł. Złapała doktorka za ucho,oczywiście tak by bolało jak nie grzecznym dzieciom, by wstał. Wyciagnęła broń i wycelowała w niego.
- Ruszamy. - dodała. Broń trzymała pod koszulą, ale spokojnie było widać, ze jest wycelowana w doktorka.

- Eeeee.... - Leszek popatrzył z wielkimi oczami na to co wyrabia Foxxy i prawie zrobił fejspalma. Po chwili faktycznie zrobił.
- Pojebało cię? - zapytał grzecznie - Schowaj tą spluwę bo nam ochrona łeb urwie.
Zamiast tego wziął faceta pod pachę jak dobrego kumpla i z uśmiechem na ryju wyprowadził kolesia z gabinetu. Gadając w jego stronę
- ...i wtedy ten facet mówi "ale to nie jest moja żona" - zaśmiał się - Słuchaj, żałuj, że cię tam nie było. Mina Rufusa była bezcenna!
I tak w przyjacielskiej atmosferze skierował się z facetem w stronę samochodu.