Nieczynna stacja benzynowa

First topic message reminder :

Stara stacja benzynowa straszy przyjezdnych i jest dobrym miejscem na niekoniecznie legalne spotkania. Stare dystrybutory otoczone są łańcuchem, który generalnie nie jest potrzebny, bo przecież i tak nie nalejemy tu sobie paliwa. Stacja ma tylko dwa stanowiska skryte pod zardzewiałą wiatą. Obok stoi mały budynek, w którym kiedyś można było zapłacić i kupić batonika na drogę. Teraz stoi zamknięty i pusty.

wgniatające w ziemię 41!

Oberwała w bark i to mocniej, niż by się mogła spodziewać. To nie był dobry początek. W każdym razie z siłą naczelnej poczty w Zambrowie, rzuciła się na Evangelię z pazurami. Miała w nosie jakiekolwiek reguły w tym sporcie, bo po prostu ich nie znała. A poza tym nie potrafiła bić, tylko ewentualnie ciągnąć za włosy (taaa...), gryźć i wsadzać palca w oko.
- Patrz! Twój stary przyszedł! - zawołała, widząc kątem oka Clausa, a potem korzystając z okazji chciała jej trzasnąć przez łeb. Oczywiście NA PEWNO się jej to uda, bo wynik jej kolejnych kostek, to aż: 36.

Kiwnął głową na przywitanie do Maro.
-Co?-prawie wypluł z siebie na jego relację.
Przeniósł wzrok na Williama, szukając potwierdzenia. Czy teraz była jakaś pełnia czy inne chujstwo i zaczynały się jakieś dzikie sabaty by miała coś takiego robić? A może... a może dziewczynki w jej wieku robiły takie rzeczy?
O Boże.
Claus powstrzymał się przed parsknięciem na tego "chłopaka lub buty". Tak, jasne. Może Carmalita, ale nie Evangelia!
-Może.-przyznał w końcu z rezygnacją i zaczął się zastanawiać co zrobił jako ojciec nie tak.

117

Evangelia zrobiła piękny piruet i jedną gęką zablokowała ślamazarny cios Consueli. Drugą zaś strzeliła jej w brzuch. Odwróciła się wtedy do widowni i pomachała tacie.
- Hej papciu! - uwolniła Consuelę i odsunęła się od niej. Ciekawe czy jeszcze ustoi.

Na przywitanie Evangelii tylko zakrył sobie dłonią twarz i pokręcił głową.
Jezus Maria, co za arogancka siksa! Kto ją uczył walczyć?! NIGDY nie odwraca się od przeciwnika, tak? Ech, inna sprawa, że nawet taka chwila nieuwagi nie pomoże Consueli. No cóż.

Cios w brzuch to jednak bolesna sprawa. Consie zachwiała się na nogach, będąc pewna, że pękły jej organy wewnętrzne. No cóż, samo oglądanie Rocky'ego kilka razy nie pomogło podnieść jej skilla w sztukach walki, o czym się mogła boleśnie przekonać.
Kiedy Eva odwróciła się od niej, Consuela zaatakowała ją swoimi miażdżącymi 31 punktami.

102

Zmarszczyła się gdy tata z subtelnością wypadku samochodowego dał znak, że nie jest pod wrażeniem. Ale nie pozwoli na to by ktoś zobaczył, że jest smutna. Zamiast tego odwinęła się Consueli po raz ostatni, gdy ta naparła na nią z siłą plastikowej torby i sptrzeliła jej tym razem w twarz.
Nie planowała niszczyć jej buzi ale teraz przynajmniej ludzie będą patrzeć na Ramirezową gębę a nie jej własną, która była by czerwona gdyby nie jej naturlany kolor ciemnego machoniu.
...głupi tato...

Tym razem, kiedy Eva łupneła jej w twarzy, znokautowała tym samym Consuelę, której zakręciło się w głowie na tyle mocno, że padła na kolana. Nie czuła się najlepiej ze świadomością, że dała Evie drugi raz sobie spuścić manto, no ale w końcu życie jest nowelą. Splunęła krwią, gdyż przygryzła sobie język i podniosła się w końcu z minimalnym trudem. Nieświadoma rozterek wewnętrznych Evy, klepnęła ją po plecach w wyrazie jakiegośtam uznania, uznając zaraz potem, że nadszedł czasna zajęcie szyderczej loży poległych w walce.

50 + 30/ 80

Billy dopalił papieros i wyrzucił go gdzieś w dal, by ściągnąć kurtkę o koszulę. Zostając w podkoszulku, zerknął na księgowego i kiwnął mu głową. Może chciał się odwdzięczyć za te przygniecienie dyspozytorem?
Curood wlazł na ring i podskoczył kilka razy, by rozgrzać się przed walką. Jak rasowy wojownik, nie? Uśmiechnął się szeroko do Willa i trzasnął go w gębę.

2
50 + 10/ 60

Billy odsunął się od Willa, nie opuszczając pięści i uśmiechając się zwycięsko.  Do twarzy było księgowemu w siniakach od radiowca. Curwood przesunął się w bok, okrążając swego przeciwnika i zwlekajac z ciosem, by trzasnąć go znowu z prawego prostego.
Teraz nos powinien filetowy kolor przybrać.

5, cios: 51, unik: 50

6

55+5/60

Aż się młody Curwood zaśmiał, zbyt pewny siebie się robiąc. Oby tylko go to nie zgubiło! Billy wyczekiwał kolejnego momentu w którym będzie mógł uderzyć Willa. Ten to nie dość, że słabe ciosy wyprowadzał, to jeszcze nie potrafił uniknąć tych w stronę jego pięknej buźki. Trzeba ją przefasownować bardziej, by to Curwood był największym przystojniakiem!

5, cios: 56, unik: 60

Zatrzymał rękę w odpowiednim momencie, bo chciał już drugie oko Parkerowi podbijać. Odetchnął i opuścił ręce, by kiwnąć głową. Oh jak na pierwszy raz, to nie było źle. Wygrał, nie dostał ani razu.
Wspaniale!
- Za dystrybutor jeszcze mało.
Zażartował i uściskał dłoń kolegi. Zszedł z ringu jak zwycięzca, zadowolony i uśmiechnięty. Zajął swe dotychczasowe miejsce narzucił koszulę, nie zapinając jej. Znowu po papierosy sięgnął, bo zbyt długo leżały nieruszone.

Claus obserwował resztę walki córki w milczeniu. Gdy wyszła z ringu, zagarnął ją do siebie, wykorzystując fakt, że William został wyrwany na parkiet i poklepał ją po plecach, dając buzi w skroń. Pociągnął nosem i wytarł mimochodem oczy, odwracając się od reszty. A potem ją puścił i wrócił do swojego piwa, bo za dużo już tego dobrego. Niech dziecku choć trochę serce urośnie. Tatuś był dumny.

- Sorry - burknęła do Consueli pod nosem - nie zamierzałam tak mocno ci przypierdolić - no bo jakoś tak głupio koleżankę bić. Znaczy tak nie na żarty.
Zeszła z ringu i natychmiast przytulił ją ten niedźwieź zwany tatą.
- Ej no weź - wytarła czym prędzej skroń i odsunęła od siebie staruszka. I wogóle co to ma być! Taką siarę mu robi i jej teraz głupio. Nie ma co. trzeba znowu komuś przylać, żeby się nie rozkleić!

Z Motelu of korz

Na stacji podczas tego całego Fight Clubu była jedna tajemnicza postać. Nikt nie mógł jej kojarzyć, wszak dni spędza w Motelu. Jednak tym razem wymknęła sie, by jak za wojskowych czasów trochę się po mordzie poprać. Ubrana była w dżinsowe spodnie i podkoszulkę, która pokazywała jej większość tatuaży. Jakoś inaczej nie wyglądała jak zawsze. Przybyła, gdy walka dwóch mężczyzn się kończyła. Zapaliła papierosa.. i cóż może ktoś rzuci jej białe rękawiczki?

Zobaczyła jakąś nową gębę na stacji. Nową i w dodatku czarną i rudą. Co to za dziwoląg?
- Ej ty! Cho no tu - kiwneła na nią palcem - Nie stój tak tylko wskakuj na ring - ta już się ustawiła na swoim miejscu.
- Imię jakieś masz?

Foxxy od razu zareagował na agresję. O to jednak ktoś zauważył rudą i czarną.. tylko to była czarna i łysa. Na pewno tez była ruda, tylko się maskowała! Bo kto inny się goli na łyso? Zmierzyła swoją przeciwniczkę. Podeszła do ringu, bay zaraz na niego wejść mimo kulejącej nogi dała sobie radę.
- No pewnie. Każdy jakieś ma. - odpowiedziała. Najwyraźniej nie zamierzała zdradzać swojego imienia.

112
Oj uż jej się rudzielec nie podobał i jeszcze miała ten udawany akcent. Jak Stasiu Fasola.
- Kto się kultury uczył? - Zamachnęła się prosto w twarz przeciwniczki.

unik:(15+20) + 4x5 = 35+20 = 55

Morgan chciała odpowiedzieć. Jednocześnie skupiła się na uniku. Jednak jedyne co zobaczyła do pięść przeciwniczki zmierzająca prosto w jej twarz. Morgan zobaczyła na moment gwiazdki i poczuła, ze ma podbite oko. Bolało jak cholera, jednak Foxxy nie dawała po sobie poznać. Spojrzała się na przeciwniczkę tym samym obojętnym spojrzeniem.
- Kurwa ciesz się, że to na ringu - powiedziała naciskając na swój zajebisty akcent. Stanęła z gotowa gardą... może kolejny cios uda jej się wystosować. Zamachnęła się prawym sierpowym na szczękę przeciwniczki. [(15+11)+3x5= 41]