Nieczynna stacja benzynowa

First topic message reminder :

Stara stacja benzynowa straszy przyjezdnych i jest dobrym miejscem na niekoniecznie legalne spotkania. Stare dystrybutory otoczone są łańcuchem, który generalnie nie jest potrzebny, bo przecież i tak nie nalejemy tu sobie paliwa. Stacja ma tylko dwa stanowiska skryte pod zardzewiałą wiatą. Obok stoi mały budynek, w którym kiedyś można było zapłacić i kupić batonika na drogę. Teraz stoi zamknięty i pusty.

Oparła ręce o zakurzony dach radiowozu. Pomysł z opuszczeniem biura koronera nie był najgorszy.
- Co się wtedy działo? - Nie wiedziała, nie pamiętała albo się nie interesowała. A chyba lepiej się dowiedzieć, skoro zapowiada się na powtórkę z historii.

Możesz nie pamiętać... o ile mnie pamieć nie myli... młodzi byliście, dziećmi. Pewno was rodzice pozamykali w domach. Ale ja... o tak, tak, jakby to było wczoraj.
Zdjął kapelusz.
- Koniec lata, Boże, było tak samo gorąco jak dziś. Wszystko zaczęło się o dwudziestej, a trwało do rana. Takich zamieszek to nigdy nie widziałem, nigdy... KKK stało się z Duchami. To była jatka. Old Whiskey w ogóle nie było przygotowane. Wyobraź sobie - wskazął na horyzont, gdzie rozpościerała się asfaltowa droga w stronę Appaloosa - tam, dziesiątki kolorowych, Indian, Meksykanów, czarnych tłukących się z białymi mężczyznami, którzy najchętniej by ich powiesili na drzewach. Ku przestrodze. Nie wiem jakim cudem udało nam się ich powstrzymać, by nie weszli do centrum miasta.

- Oni roznieśliby to miasto. Znowu - dodała mając na myśli historię Old Whiskey.
- Myśli pan, że teraz może do nas ściągnąć klan z reszty stanu albo z sąsiednich stanów, żeby pomścić swoich, szeryfie? - Tylko czy uderzyliby w policję, to zastanowiło Joan.
- A Święci popierali Duchy? Stary Jacob wydaje się, że z nimi trzymał. Do tego byli obecni na pogrzebie Naiche - przypominała sobie nie tak dawne wydarzenia.

- Duchy... Duchy nie zajmowały się ani dziwkami,a ni narkotykami. Niczym co by przeszkadzało Świętym, czy kartelowi. Wiec nawet gdy w końcu Świeci odwrócili się od Buedniów, nikt nie chciał się Jacoba pozbyć. Byli neutralni i ich znajomości z członkami innych gangów nigdy nie miały za zadanie im zagrozić. To byli ludzie, którzy mieli wroga w kimś innym. 
Jeszcze raz spojrzał na graffiti.
- Tylko... to w sumie domysły, bo tak naprawdę nie wiemy kto w tych duchach jest. Wiedzieliśmy tylko o kilku osobach. Ale, Jezu, podejrzewać każdego Indianina w mieście? To chore.

- Miał swoje zadnie - podsumowała Jacoba. Szkoda, że się to tak skończyło, ale inaczej nie mogło.
- Każdego białego, że jest w klanie, a Latynosa, że w kartelu - uśmiechnęła się niewesoło. - Chore szaleństwo - śmieszne, że skumulowało się w Old Whiskey. Może najlepiej byłoby, gdyby rzuciłaby tę pracę razem z tym miastem.

- Własnie. A coś mi się zdaje, że Duszki dadzą o sobie znać niedługo - mruknął.
- Dziwne. Z jednej strony niby walczą w dobrym celu ale ich środki... samosądy - aż się wzdrygnął.

- Jeśli ma pan rację, to najbliższe miesiące będą paskudne - McConnor i Wharton, spółka "Kasandryczne wizje" z ograniczoną odpowiedzialnością.
- Dobre intencje, znacznie gorzej z wykonaniem. Uderzają prosto w system i państwo, bo nie są w stanie jemu zaufać. Może dlatego, że nie czują się jego częścią - wzruszyła ramionami. Gdzie tkwiły trudności Joan nie wiedziała. Sama biała, jak śnieg, mimo że była kobietą, nie miała takich problemów.
- A prawnie nie ma różnicy między Ku Klux Klanem, gangiem, kartelem czy Duszkami. I mam wobec nich wszystkich takie same obawy.

- Coś w tym jest. Jakby nie było, wina i tak nasza - spojrzał po sobie i Joan. Chyba oboje wiedzieli, ze to raczej białas jest odpowiedzialny za ten ambaras. Tylko jakoś nie chcą wziąć za to odpowiedzialności.
- Odwiozę cie na posterunek - zaproponował, po czym wsiadł do auta. 
- Przyśle tu patrol a za kilka dni... zebranie w biurze. Trzeba rozdzielić nowe obowiązki - dodał, po czym oboje odjechali w stronę centrum.

/zt