// 15.04.2013, późny wieczór, z Old Whiskey
Zaryzykował i wsiadł w samochód – w ten sam, którym jeździł jego dziadek. Czarny Pontiac GTO. Mimo, że lewa ręka była wciąż niesprawna, Naiche zaryzykował prowadzenie tylko jedną dłonią. Nic nie mogło go odwieźć od tej jednej decyzji – nawet to cholerne kalectwo.
Jechał prostą drogą, jechał tak długo, aż zaczęło się ściemniać. Na siedzeniu obok – plecak i strzelba. Na tylnym sportowa torba z jakimiś naszywkami.
Tobias Whiteoak jechał przed siebie, ale z jasnym celem.
Wreszcie ten zaczął się przed nim rysować. Ciemne kształty wreszcie stały się obrazem niewielkiego gospodarstwa, które powoli nikło w mroku nocy.
Stanął niedaleko, czekając. W oknach paliły się światła.
Wylazł z samochodu, zabrał plecak i strzelbę. Gdy słońce zaszło, mógł przedrzeć się przez ogrodzenie i zajść na tyły jednego z domów mieszkalnych.
Mieszkańcy głośno imprezowali, co tylko uspokoiło Indianina.
Stanął przy północnej ścianie; oparł się o nią i policzył do dziesięciu.
Rozpiął zamek w plecaku i wyciągnął z niego jakiś niewielki pakunek. Potem drugi... trzeci.
Przeszedł się wzdłuż ściany i rozłożył paczuszki w odpowiednich od siebie odległościach. Potem z tory wydobył dwie butelki whiskey i podlał ziemię i skromną trawę rosnącą przy domu. To co zostało, wylał na ścianę.
Dosłyszał jakieś głosy. Stanął w bezruchu.
Raz... dwa... trzy...
Cisza.
Przeszukał kieszenie; wyciągnął zapałki i odpalił kilka. Te, wylądowały na ziemi.
Chłopak rzucił się pędem przed siebie, lecz nie zdążył dobiec do samochodu. Za jego plecami wybuchł pożar a za chwilę – paczuszki eksplodowały, rozwalając ściany domu.
Leżał chwilę na ziemi, ogłuszony, czując piasek i krew w ustach. Zamroczyło go... nic nie widział i nie słyszał.
Wreszcie... ocknął się, czując swąd spalonego drewna i tektury. Zerwał się z ziemi i nie oglądając się za siebie – wskoczył do samochodu. Odpalił silnik i niezgrabnie wjechał na drogę. Ledwo panował nad samochodem. Zdenerwowany, wściekły, zrozpaczony. Rozpłakał się; nie patrzył w lusterko, bo się bał.
Dom płonął, a mężczyźni, którzy przeżyli wybuch, wypełzali z budynku, krzycząc i strzelając w ciemność ze swoich glocków.
Naiche dalej jechał przed siebie.
/zt – > ??