Zatrzymał się i westchnął ciężko, stojąc tyłem do Loli, jak w Modzie na Sukces. Schował twarz w dłoniach na chwilę.
Teraz, z racji tego, że puściłam sobie najsmutniejszą piosenkę Lenny'ego Kravitza i mnie wzięło, to ujawnię co nieco tego, jaki Skittles miał rzeczywisty pogląd na te całą sprawę i co tak naprawdę czuł przez ten cały czas, od samego początku. Prosimy nie regulować odbiorników.
Otóż - nic nowego - Skittles był wściekły. permanentnie wściekły, za każdym razem, kiedy ktoś próbował się do niego zbliżać. Przywykł do trzymania na dystans swojej matki, swojego syna, wszystkich sobie najbliższych i reagował wręcz uczuleniem, kiedy któreś z nich próbowało przekroczyć granicę, którą im postawił. Lubił sobie tłumaczyć, że to dla ich dobra - w końcu pracował dla kartelu i mógł tym narazić ich na wiele niebezpieczeństw. Jednak tak naprawdę, to Jones po prostu tchórzył. Najpierw tchórzył przed swoją matką, kiedy ta jeszcze nie wiedziała czym zajmuje się jej synek. Potem tchórzył, kiedy dowiedział się o Ducku i odsunął go od siebie, byle tylko nie pełnić obowiązków ojca. Odsunął tez Lolę, kiedy uświadomił sobie, że i ona może czuć do niego nieco więcej, niż on by sobie tego życzył.
Jedyną osobą, która trzymała go przy normalności był Nachos, ale ten szybko zapłacił za swoją znajomość z Jacksonem. Po tym incydencie Skittles poczuł, że tym bardziej musi się odsunąć od wszystkich swych bliskich spoza kartelu. Chociaż... czy to wciąż byli bliscy? Czasami łapał się na myśli, że gdyby Duck kiedykolwiek skończyłby jak Nachos, to całkiem możliwe, że on sam nie odczułby większej różnicy. Czuł się strasznie z faktem, kiedy uświadamiał sobie, że nawet nie wie, czy kocha własnego syna. To pytanie powracało do niego po każdym spotkaniu z młodym.
Nawet najgorsza zbrodnia, której się dopuszczał nie powodowała w nim takich wyrzutów sumienia, jak właśnie to, a fakt, że Lola swego czasu postanowiła się jeszcze wtrącać w sprawy jego i Ducka sprawiały, że dostawał szału.
Jones nie zasługiwał na współczucie ze strony Loli, gdyż każdą swoją porażkę zawsze zwalał na kogo innego. Teraz, w tym momencie, swoją energię marnował na konflikt z Lolą, uznając za szczyt łajdactwa z jej strony to, że miała czelność mu przypomnieć o tym, jaki jest beznadziejny. Problem jednak w tym, że Martinez miała rację, a on nie miał prawa się na nią wściekać. Jeśli Lola liczyła na to, że za maską złośliwego sukinsyna, dilera, mordercy, członka kartelu narkotykowego, skrywał się ktoś, w kim ostało się dobre serce, to się musiała przeliczyć. Skittles był wyrachowanym skurwysynem. Nie wiem czego potrzebowałby, by się chociaż trochę z tego przebudzić.
- Bo robiłaś chujowe paznokcie.