To było całkiem zrozumiałe, że nie przestawała go winić za śmierć Nachosa. Z resztą on sam sobie nie potrafił z tym poradzić, czego świadkiem był chociażby Jonathan. Mimo to, nie znosił kiedy ktoś postronny mu o tym przypominał. Skittles lubił usprawiedliwiać się często tym, że nie miał wyjścia. W końcu był w Buendiach i każde wystąpienie, które byłoby kartelowi nie na rękę, mógł przypłacić życiem nie tylko swoim. Mimo to, wciąż ciągle istniało duże ryzyko, że coś się stanie chociażby Duckowi, Selenie, czy córkom Smitha, co sprawiało tylko tyle, że jego wybory wcale nie zmieniały zbyt wiele. Za każdym razem, kiedy przypominał sobie, że pakując się do gangu był w wieku Ducka, to aż go wykręcało. Oby tylko młody nie poszedł nigdy w jego ślady.
Skittles uśmiechnął się do Loli, ale tym razem jakoś tak poczciwie. Podszedł do niej bliżej, rzucając po drodze patyczek od lizaka na ziemię i chwycił ją mocno za kark i zaczął iść, ciągnąc ją za sobą.
- Masz rację, Lola. - powiedział spokojnym, aksamitnym głosem Misia Uszatka. - Aż strach pomyśleć kto może być następny. Czasem myślę, że wolałbym sam wszystkich zajebać, oszczędzając innym kłopotu. Co o tym myślisz, Martinez? - rozejrzał się dyskretnie wokół i szedł z nią dalej.