Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Dom Williama Parkera - obecnie: Consueli Ramirez

Idź do strony : Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 26 ... 40  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 12 z 40]

William Parker

William Parker
First topic message reminder :

Dom jest niewielki, wybudowany z gotowych materiałów. Ściany są wypełnione gąbką lub styropianem, nie ma tu mowy o porządnej izolacji. Dach często przecieka, w czasie upałów wewnątrz nie da się wytrzymać a klimatyzacja działa wątpliwie. Podczas chłodniejszych dni robi się naprawdę zimno i trzeba ratować się piecykiem elektrycznym.
Budynek ma tylko jedno piętro. Wewnątrz znajduje się kuchnia i łazienka oraz dwa średniej wielkości pokoje. Dom jest pomalowany na piaskowy kolor.
Na podwórku znajduje się podjazd.
+ później będzie dodatkowy opis
Od 28.05.2013 dom jest własnością Consueli Ramirez.


William Parker

William Parker
<- Ranczo

Parker, jak tylko wrócił, a ze względu na późną  porę - odpuścił sobie jazdę do warsztatu po motocykl, ogarnął się i legł sobie prędko w łóżku. I zasnął, nic nowego.

/ 16 V 2013 r.

Ot, popołudnie, a Parker w najlepsze dalej siedział w kartonach. Tak, by móc się poruszać, a i mieć swobodę w pakowaniu przygotowanych wcześniej rzeczy. Do mocniejszego kartonu jakieś szkło, do kolejnego mocnego książki (a tych to całkiem sporo było!), a zaraz kilka ciuchów. Na wieszakach zawieszone były pokrowce z kolejnymi ubraniami, jeszcze niezapięte.
Uznawszy, że przerwa mu się przyda, Will wziął krzesło pewnie te składane, schłodzone piwo i wyszedł sobie na ganek, kiedy słońce ładnie prażyło. Nie zasiadł jednak tak, by zaraz jego twarz się opaliła!
Księgowy nasunął okulary na nos, otworzył piwo i ze smakiem się napił, by zaraz odpalić papierosa. I nucił sobie pod nosem to, co leciało w domu, a dało się słyszeć, o.

Liluye

Liluye
/z domu

Liluye wpadła.. bo miała czas. O. Bez innego powodu i nie zamierzała wymyślać zadnej wymówki. Chciała to przyszłą, zawsze mogłą się obić o drzwi. Zabrała ze sobą Moirę.
Zauważyły obie Williama siedzącego przed domem, więc Lil puściła psa luzem i dała mu pobiec do Świętego. A że z Moiry był kawał krowy to ta skończyła wbijając mu się z rozpędu na kolana i zadowolona próbowała go zalizać na śmierć.

William Parker

William Parker
A biedny Will kontemplował sobie sens egzystencji ludzkiej, jak i odłamów tegoż istnienia, zapewne próbując na jasnym niebie jakieś konstelacje odtworzyć. A tutaj nagle COŚ, bo w pierwszej chwili nie zjarzył, wskoczyło na kolana, więc i krzesło zachybotało. Toteż jak najprędzej Will próbował przedramieniem wesprzeć się o ścianę domu, kiwając się na krzesełku, a w drugiej dłoni trzymając butelkę piwa.
- Weź tego psa - rzucił rozbawiony, odchylając twarz, ażeby Moira go nie zalizała. To, że miał trzydniowy zarost nie znaczyło, że psina mogła zasmakować jego szczęki, nie przesadzajmy!

Liluye

Liluye
Tylko ten, kto doświadczył amstaffowej radości wie, że to radość nieokiełznana i pełna. Lil przyśpieszyła kroku ale nie mogła powstrzymać rozbawionego usmiechu, więc jej głos nie brzmiał zbyt serio dla psa.
- Moira! Moira zlaź! - fuczała, usmiechnieta i w koncu po prostu złapała ja za obroże i cofneła.
- Przepraszam - spojrzala na Willa, poważniejąc.

William Parker

William Parker
Will właśnie doświadczył. Aż za bardzo! I żeby nie było - mężczyzna nie wydawał się poddenerwowany, wręcz przeciwnie - był rozbawiony, ale bezradny, bo jednak jak tu zareagować, kiedy obie ręce zajęta, a szkoda psa zrzucić z kolan?
- Nic się nie stało - odparł, odpychając się od ściany domu, aby krzesło postawione zostało już normalnie. Wolną dłoń wyciągnął w stronę Moiry, aby mogła najpierw obwąchała i wtedy pozwolił sobie na pogłaskanie psiny.
Papieros, który miał w ustach, wyciągnął dłonią, choć ta już zajęta była piwem.
- Jak tam? - spytał, a pewnie gdyby tylko chciała, to Liluye swobodnie mogła zajrzeć do domu Parkera, ponieważ drzwi byly ledwo przymknięte.

Liluye

Liluye
Puściła Moirę drugi raz i ta już nieco spokojniej przywitala się z Parkerem.
- Musisz jej wybaczyć, że tak cię lubi - podrapała się po głowie obserwując jak pies łasi się do mężczyzny.
- Średnio. Bardzo średnio. Nawet gorzej - westchnęła. Przestałą mówić, ze juz lest lepiej czy coś podobnego, bo nie było sensu. Widac po niej, że nie było więc nie miala po co kłamać. Na pewno nie żeby inni poczuli się lepiej.
- A u ciebie? - spojrzała w szparę w drzwiach.
- Oh.. pakujesz się? - spochmurniała jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. - Tylko przeprowadzka czy jednak wyjeżdżasz..?

William Parker

William Parker
- Wbrew pozorom dużo osób czy zwierząt mnie lubi - oprócz psów z centrum, z komisariatu, ale tego już nie dodał, bo i po co.
Spojrzał z zainteresowaniem na Liluye. Odstawił butelkę, aby się zaciągnąć papierosem; nie przestawał w tym samym czasie głaskać Moiry.
- Coś się stało? - spytał, nie podnosząc jednak okularów. Raz, że miał dłonie zajęte, dwa - było mu wygodnie i się nie chciało, trzy - słońce pewnie zaraz mu będzie celować promieniami po gałkach, więc wolał nie ryzykować. Był jednak zaciekawiony czy nadal chodzi o tego Naiche, czy jakieś kolejne problemy pojawiły się na horyzoncie.
- Pakuję, przeprowadzam na zachodnią dzielnicę - wzruszył ramionami. - Za tydzień wyjeżdżam na północ, takie mam plany chociaż - wyjaśnił.

Liluye

Liluye
- Naiche - wzruszyla lekko ramionami. W końcu minęło dopiero kilka dni..
- Nie byłam dzisiaj na cmentarzu, muszę się tam wybrać.. - westchnęła i spojrzała gdzieś w bok. Tak, była tam codziennie i siedziała nad grobem, bo tak na prawdę nie było co innego robić przy nim. Rodzice Naiche i Emma mieli daleko, Lola.. Indianka nie wiedziała czy Lola się tam pojawia. Czy jest w stanie. Ona czula, że musi. Żałowała, ze nie porozmawiali normalnie. I masy innych rzeczy.
- Czemu na zachodnią? - zdziwiła się. - Tu nie jest lepiej? - spojrzała na Willa w końcu.
- Długo cię nie będzie? - nie była zadowolona, że wyjeżdżał.

William Parker

William Parker
- Jak jeden dzień sobie odpuścisz to wątpię, żeby zaczęli cię nawiedzać - zażartował, choć zapewne ten żart tylko jego rozbawił.
Will na moment przeprosił Liluye. Po to, aby zniknąć w domu i wrócić po kilku sekundach, z krzesłem dla Indianki, ażeby zajęła miejsce. Co się na tym jednym schodku będzie męczyć czy o własnych nogach! Nie pomyślał jednak o jakimkolwiek napoju.
- A nie wiem. Po prostu tak stwierdziłem, uznałem i już - odparł, wzruszając ramieniem. - Szybciej było tam dostać, choć jeszcze rozważam czy tam, czy tutaj. Może jak znajdę w okolicy wolny dom to zobaczę - mruknął, co mogło zabrzmieć tak, jakby nadal ostatecznie nie zadecydował.
- Góra dwa tygodnie, tak mi się wydaje przynajmniej. A co, już tęsknisz czy się martwisz? - rzucił ze śmiechem.

Liluye

Liluye
Uśmiechnęła się lekko.
- Wiem, ale.. czuje, że muszę. Rodziców ma daleko, Lola.. nie wiem. Więc tam przychodzę. Zmieniam kwiaty i w ogóle.. Ale zwykle po prostu siedzę - wyjaśniła. Gdy miała już krzesełko usiadła na nim i oparła się wygodnie a Moira poszla na poszukiwanie czegoś ciekawego naokoło domu.
Pokiwała głową na następne zdania. No tak, wszystko się okaże. I tak dobrze, że zostaje tutaj a nie w Appaloosa czy gdzieś!
Aż dwa tygodnie?! Miała ochotę zapytać. Zamiast tego zgarbiła się lekko i po prostu pokiwała głową.
- Oba - przyznała. Znikała, chociaż tylko czasowo, z jej życia kolejna osoba któa dgzieś tam po drodze stała się ważna, nawet nie wiadomo kiedy i jak.

William Parker

William Parker
- Ach, poczucie odpowiedzialności - westchnął sobie, obracając przez chwilę skórzany pasek zegarka. - Skądś mi to znane - mruknął, ni to rozbawiony, ni rozżalony. W istocie - tak też było. Will i pilnował Cassidy, i chcąc nie chcąc troszczył się o Liluye, podobnie było z innymi osobami w przeszłości, co nie miało teraz większego znaczenia, by przytoczyć w tymże poście czy następnym.
Kiwnął na jej słowa. Co miał powiedzieć? Że będzie tęsknić, żeby ona się nie martwiła? Nie przesadzajmy z wylewnością i emocjonalnością u księgowego.
- Szybko minie, nie zauważysz - powiedział po chwili, całkiem swobodnie i bez jakiegokolwiek cienia zwątpienia czy skrępowania u mężczyzny. - Jak tam u Betty?

Liluye

Liluye
- Być moze. Po prostu..muszę tam być. Pilnować.. Jakiś czas - uśmiechnęła się smutno i pochyliła, opierajac łokcie na kolanach, a brodę na dłoniach.
- No tak. Ze mną masz pięć światów ostatnio.. - przytaknęła. Westchnęła patrząc przed siebie.
- Pewnie tak. Ale ostatnio wszyscy mi znikają. W ten czy inny sposób. Dlatego się martwię - obróciła glowę, wspierajac policzek o dłoń.
- Dobrze. Pakujeemy wszystko.

William Parker

William Parker
- A ktoś jeszcze tam przychodzi? - spytał, bo był jednak ciekawy.
- Czy ja wiem - wyrzucił z siebie, osuwając się nieco na tym krześle, że nawet jeśli oparł potylicę, to nie odchylał znacząco głowy. Dłonie splótł poniżej klatki piersiowej, a nogę założył po męsku. - Trochę światów miałem z różnymi ludźmi, więc i ten przeboleję - uśmiechnął się do Liluye i ziewnął przeciągle, przesłaniając dolną część twarzy nadgarstkiem.
- Nie masz czym się martwić. Żadne spotkania mnie nie czekają oprócz czysto towarzyskich - mrugnął do Indianki, nadal uśmiechając się półgębkiem.
- No, potem my tam będziemy ogarniać remont, choć znając mnie to za dużo nie porobię. Zresztą, u siebie też będę musiał polatać - machnął w stronę domu.

Liluye

Liluye
- Na razie chyba nie. Tylko ja. Ale pewnie będą wpadać.. za jakiś czas - stwierdziła.
- Aż tak źle? - zmarszczyla brwi slysząc to "przeboleje" no bo jeśli było źle to przeciez mogła do niego nie wydzwaniać po nocy i nie nachodzić w domu.
- mam nadzieję - uśmiechnęła się. I może troche liczenia go czeka, byle nie w samotności. Jak już gdzieś pojedzie to niech sobie policzy!
- Wy? Z Maro? Kto jeszcze?

William Parker

William Parker
- Tak już jest, ludzie nie za często przychodzą na cmentarze. Niektórych to przeraża, choć nie ma czego się obawiać - taka Zoja mogłaby to potwierdzić z XIX wieku, no nie? Zbrzuchacono ją na cmentarzu, eheheheheh. Dobra, kiepski żart.
- Nie, właśnie nie - odparł. - Bywało o wiele gorzej, więc bez obaw, nie męczysz - pokręcił głową, strzepując popiół na podłoże, a potem raz jeszcze się zaciągnął.
Może go czeka trochę liczenia, może nie, kto to wie, kto to wie.
Parker po chwili podniósł się i kiwnął do Liluye, by zaraz schować się w domku. Niby słońce tu nie docierało, ale i tak gorąc robił swoje.
- Na razie wiem, że z Maro. Może jeszcze Setha się ogarnie.

Liluye

Liluye
- Wiesz, rodzina Naiche mieszka daleko. A Lola chyba nie potrafi jeszcze.. albo po prostu się mijamy. - obie opcje były tak samo prawdopodobne.
A o biednej Zoi juz nie mówmy! Kin był z siebie wielce zadowolony.
- Cieszę się w takim razie - uśmiechnęła się lekko i wstała, zabierając swoje krzesło i wołajac psa, który przybiegł i wszedł do domu przed Liluye.
- Jakbyście potrzebowali pomoc to mówcie.. z jakimiś pierdołami czy coś nawet. Będe wam przynosić coś do picia - uśmiechnęła się lekko po raz kolejny.
- Przywieziesz mi coś ze swojej wycieczki?

William Parker

William Parker
- Może tak być.
William na szczęście nie miał nic przeciwko temu, aby Moira wlazła do środka. Ot, pies mu nie przeszkadzał, lubił psy, a że się nie pałętała złośliwie pod nogami to nie było na co narzekać.
Parker jeszcze na chwilę wyszedł, aby wziąć piwo i wlazł do środka, stając między kartonami.
- Jasne, chociaż ponoć macie wtedy siedzieć w Appaloosa. Chcesz tutaj zostać? - spytał, mając na myśli jej przyczepę, nie ten dom, żeby nie było.
Zastanowił się.
- A co byś chciała? Kolekcjonerskie solniczki i pieprzniczki? - mrugnął żartobliwie do Liluye. - Powinienem na coś trafić po drodze, zobaczy się - westchnął, upijając łyk piwa i przełożył dwa albumy ze zdjęciami i kilka kopert do kartonu, który właśnie został podpisany jako zdjęcia, filmy i muzyka.

Liluye

Liluye
Rozejrzała się po wnętrzu i przeszła do kuchni.
- Mogę dać Moirze pić? - wychyliła się z niej i obserwowała metodycznie układajacego wszystko Williama.
- W Appaloosa? Na prawdę? -zdziwiła się, bo nic na ten temat nie wiedziała. Betty jej nic nie powiedziała! Owszem, mignęło to gdzieś w rozmowie w Vivie, ale nic dokładnego.
- No to.. nei wiem. Ale i tak, będę tu chodzić do pracy to będe wpadać. Przecież to nie jest daleko - ale juz rozważała własną przyczepę. Chociaż coraz bardziej myślała o jej sprzedaży i zakupie nowej. Niby to samo, ale inne.
- Pocztówkę choćby. Coś małego. Coś ładnego. Coś, co kojarzy się z danym miejscem. Pocztówka może być - nie zwróciła uwagi na małą złośliwość.
- Pomóc ci? - zaoferowała się.

William Parker

William Parker
Spojrzał na Liluye.
- Jasne. Miski są u góry, po prawej od zlewu - szybko wyjaśnił, ufając, że Liluye ogarnie, o jaką szafkę mu dokładnie chodzi.
- No, tak słyszałem. Pewnie chce mieć na ciebie oko i tyle - wzruszył ramionami. Nie był jakoś tym zdziwiony w przeciwieństwie do Liluye. Bądź co bądź, to akurat uważał za rozsądne, więc nawet jeśli Lilu miałaby nadzieję, że Will się nie zgadza z Betty to te nadzieje szybko by zniknęły, bo właśnie podbijał w tej kwestii Jou, o.
- A to już od ciebie zależy - powiedział.
Zaśmiał się.
- Okej, jak znajdę pocztówkę czy coś, co będzie ci się kojarzyć to ci wezmę - odparł, a gdy Liluye w tym czasie jeszcze napełniała miskę wodą, Parker zerknął sobie do jednej z kopert, wydobywając kilka zdjęć, na których widok uśmiechnął się nieznacznie.
Na jej pytanie uniósł spojrzenie.
- A, jak chcesz to podaj mi parę książek. Tam leżą - kiwnął za siebie na stolik.

Liluye

Liluye
Poszła ogarnąć tę wodę dla psa i postawiła ją w kuchni na kafelkach, żeby nie pobrudzić za bardzo. Suczka dopadla wodę i napiła się, a potem legła na zimnych kafelkach zadowolona z siebie, w pozycji zaby, z rozjechanymi tylnymi łapami.
- Oko? Po co? - zmarszczyła brwi wychodząc z kuchni. - Przecież mam gdzie mieszkać.. - westchnęła i znów się rozejrzała.
- No to będe wpadać, nie pozbędziecie się mnie tak łatwo - pokiwała głową do siebie.
Chcąc nie chcąc, nie chciała mieć wiele wspólnego ze Świętymi a jak widać wychodziło zupełnie inaczej. Ale to już, miała wrażenie, nie od niej zależało.
- Ale ładną. Nie taką na której jest wszystko na kupie i do tego wielki napis "pozdrawiamy z..." - zastrzegła. Potem podeszła do ksiażek i podała je Parkerowi.

William Parker

William Parker
- Betty jest po prostu troskliwa. Może się do ciebie przyzwyczaiła? Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym głębiej i bardziej, Liluye - odpowiedział i nie komentował tego czy dziewczyna ma gdzie mieszkać, czy też nie. Od namawiania nie był.
- W porządku - zaśmiał się. Zależeć, może i zależało, ale czy nadal miała ochotę odpuścić sobie Świętych i przestać mieć z nimi jakikolwiek kontakt, chociaż ci - nie oszukujmy się - pomogli dziewczynie, tak ogólnie?
- Jasne, wyślę ci zdjęcia zanim się zdecyduje na kupno - powiedział. Żartował, nie będzie nic wysyłał, bo i po co? - Dzięki - mruknął, kiedy mu podała książki. Zanim jednak je wziął, rzucił obok na kanapę kopertę z tymi zdjęciami, które lekko się rozsunęły. Z pewnością Indianka mogła dostrzec, że już parę lat one mają i to ładnych.

Liluye

Liluye
Nie odpowiadała przez dobra chwile bo zastanawiała się nad czymś. Nie wiedziała czy powinna pytać o to Willa ale tak na prawdę kogo innego miała do wyboru?
- Może o tak ale to już chyba trochę za dużo bezinteresownej troski.. - zaczęła ostrożnie - i zastanawiam się jak duży mam już dług i jak przyjdzie mi go spłacić.. - zerkala na Willa kontrolnie. Spojrzała za koperta i przyglądała się chwilę temu co niej wystawalo.
- Mogę zobaczyć? - zapytała wskazując na zdjęcia.

William Parker

William Parker
- Musisz o tym porozmawiać z Betty, bo ja akurat za dużo nie wiem w tej sprawie - odparł, wzruszając ramionami. Prawdę mówił, do tego z tak obojętnym wyrazem twarzy, bo był skupiony na pakowaniu.
- Możesz - odpowiedział, przechodząc za kanapę, bo tam były kolejne kartony, w tym jeden do złożenia i za ten Will się zabrał.
Gdy Liluye sięgnęła do tej koperty ze zdjęciami, mogła zobaczyć, że zdjęcia są zrobione z jakieś 15 lat temu. Pierwsze dwa zdjęcia przedstawiały scenerię, która jasno pokazywała na jakąś polanę w lesie. Ot, kilka namiotów, dwie widoczne postacie. Will i jeszcze jakiś mężczyzna. Z pewną trudnością (bo zdjęcie i odrobinę wyblakłe, i poniszczone) mogła rozpoznać Parkera, który sobie leżał w śpiworze. Oparty o ziemię przedramieniem, z papierosem w pysku, kartami w drugiej ręce i pilotkami na nosie. Jego towarzysz zaś był w podobnej pozycji, z jakąś czapką. Między nimi stała butelka wódki czy nawet spirytusu, jak i magnetofon typu Grundig, o dobrej i starej dacie wykonania.
Kolejne zdjęcie natomiast przedstawiało cztery osoby siedzące na masce starego, terenowego samochodu, a nieopodal nich niewielkie ognisko. Tam akurat Parkera nie było, ale zdjęcie było podpisane inicjałami L., I., A., J..
Ostatnie zdjęcie pokazywało księgowego. Nie był to las, a samochód. Parker sobie siedział swobodnie na miejscu kierowcy, uśmiechając się głupkowato, z zadrapanym policzkiem i obandażowanym przedramieniem po prawej stronie; zamazany obraz poza autem pokazywał, że fotografia została wykonana w trakcie jazdy.

I kiedy Lilu sobie patrzyła śmiało, a jeszcze ze dwie fotografie mogła dojrzeć, to Will zdążył skończył składać karton, do którego tym razem chował segregatory z umowami i innymi dokumentami.

Liluye

Liluye
Pokiwala głową.
@Tak zrobię - przyznała. Nie wiedziała tylko kiedy i jak w ogóle zacząć taka rozmowę. Chyba się tego bała.
Usiadła na kanapie ze zdjęciami w ręce i zaczęła je przeglądać z uśmiechem.
- Lepiej wyglądasz teraz - stwierdziła. Parker jak wino - im starszy tym lepszy? Kto wie, tego juz nie sprecyzowala. Ona 15 lat temu miała lat 10 wiec...
- Gdzie to było robione?

William Parker

William Parker
Najgorzej jest zacząć takie rozmowy, prawdę mówiąc. Zwłaszcza, że Betty Jou potrafiła być czasem porywcza i jeśli powiedziało się coś nie tak, to kobieta od razu sztyletowała wzrokiem i to jeszcze bezczelnie.
- Każdy wyglądał lepiej niż wtedy - zaśmiał się, ale to już można się bać, bo skoro teraz lepiej, to za kolejne dziesięć czy piętnaście lat będzie przeokropnie dobrze, huh! Chociaż i wtedy wszyscy będą we friendzone.
Musiał jednak zajrzeć przez ramię Liluye, co dziewczyna mogła odczuć niemalże od razu.
- A nie pamiętam. Albo okolice Portland, albo Atlanty, sporo takich zdjęć mam - mruknął, a rozrzut miejsc niesamowity!
Kolejne zdjęcie, jakie mogła zobaczyć to pokazywało kilka osób, niewielką grupę, która siedziała czy leżała też w jakimś pomieszczeniu, w salonie najpewniej. Tam Will siedział z jakąś dziewczyną na kolanach, wyraźnie przejęty rozmową z kolegą obok. Inne z kolei pokazywało Parkera z biretem na głowie, który najwidoczniej był w trakcie jakiegoś rozdania kart.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 12 z 40]

Idź do strony : Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 26 ... 40  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach