Ennis sam nie wiedział, jak się do tego zabrać. Nadeszła jednak najwyższa pora, by wreszcie dać jakikolwiek znak życia swojej matce… Dopóki jeszcze mógł. To, co go czekało w najbliższych dniach, mogło równie dobrze doprowadzić do tego, że z zaginionego nastolatka zamieni się w martwego nastolatka, albo nastolatka w więzieniu stanowym. Przed tym wszystkim wolał się jednak chociaż jeden, ostatni raz spotkać z matką.
Wyciągnął telefon i wystukał numer do matki. Po krótkiej chwili po drugiej stronie słuchawki usłyszał kliknięcie i stłumiony głos matki:
- Poczekaj chwilkę Connie, jakiś nieznany numer… Halo? Kto mówi?
Ennis poczuł, jak cały sztywnieje.
- Hej, mamo – rzekł słabym głosem w odpowiedzi.
Przez moment po drugiej stronie nie słyszał niczego oprócz echa jakiejś, ewidentnie sklepowej, muzyki, aż wreszcie tą ciszę rozerwał niekontrolowany pisk Joyce:
- Ennis! O mój Boże, Connie, to Ennis! – w tle nastąpiło trochę szumu i tupot nóg, aż muzyka ze sklepu ustąpiła nagłej ciszy.
W słuchawce słyszał jej gwałtowny oddech, gdy zaczęła z powrotem mówić.
- Skarbie, gdzie jesteś? Nic ci nie jest? Powiedz mi, zaraz przyślę samochód, zadzwonię po George’a, och mój Boże, synku, mój skarbie…
- Mamo – przerwał jej Ennis, nerwowo masując sobie kolano. – Mamo, spokojnie. Ja… Nic mi nie jest. Wszystko w porządku. Tylko… No… Jestem w Old Whiskey – wydusił wreszcie z siebie.
- Gdzie? – w głosie Joyce pobrzmiewało zdumienie. – Ale to… Przecież tak blisko! Czemu nic nie mówiłeś, dlaczego dzwonisz dopiero teraz?...
Ennis przymknął oczy.
- To… długa historia, i…
- Powiedz mi, gdzie jesteś dokładnie. George zaraz po ciebie przyjedzie, już wracam do domu, natychmiast…
- Nie – oświadczył stanowczo chłopak. A potem dodał nieco spokojniej: - Nie mogłabyś tu sama przyjechać?... Jestem na Pickles Street, przy Elmir’s Diner. Będę tu czekał.
Joyce przez chwilę nic nie mówiła, ale Ennis był niemal pewien, że właśnie obgryza sobie paznokcie. Wreszcie powiedziała:
- Oczywiście, synku. Nie ruszaj się stamtąd, przyjadę jak najszybciej.
- Dobrze – szepnął Ennis. – Do zobaczenia.
Rozłączył się. W głowie czuł pulsujący ból głowy. Drżącymi dłońmi wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego. Był to pierwszy z wielu, które miał wypalić w oczekiwaniu na matkę.
Był przerażony.
Wyciągnął telefon i wystukał numer do matki. Po krótkiej chwili po drugiej stronie słuchawki usłyszał kliknięcie i stłumiony głos matki:
- Poczekaj chwilkę Connie, jakiś nieznany numer… Halo? Kto mówi?
Ennis poczuł, jak cały sztywnieje.
- Hej, mamo – rzekł słabym głosem w odpowiedzi.
Przez moment po drugiej stronie nie słyszał niczego oprócz echa jakiejś, ewidentnie sklepowej, muzyki, aż wreszcie tą ciszę rozerwał niekontrolowany pisk Joyce:
- Ennis! O mój Boże, Connie, to Ennis! – w tle nastąpiło trochę szumu i tupot nóg, aż muzyka ze sklepu ustąpiła nagłej ciszy.
W słuchawce słyszał jej gwałtowny oddech, gdy zaczęła z powrotem mówić.
- Skarbie, gdzie jesteś? Nic ci nie jest? Powiedz mi, zaraz przyślę samochód, zadzwonię po George’a, och mój Boże, synku, mój skarbie…
- Mamo – przerwał jej Ennis, nerwowo masując sobie kolano. – Mamo, spokojnie. Ja… Nic mi nie jest. Wszystko w porządku. Tylko… No… Jestem w Old Whiskey – wydusił wreszcie z siebie.
- Gdzie? – w głosie Joyce pobrzmiewało zdumienie. – Ale to… Przecież tak blisko! Czemu nic nie mówiłeś, dlaczego dzwonisz dopiero teraz?...
Ennis przymknął oczy.
- To… długa historia, i…
- Powiedz mi, gdzie jesteś dokładnie. George zaraz po ciebie przyjedzie, już wracam do domu, natychmiast…
- Nie – oświadczył stanowczo chłopak. A potem dodał nieco spokojniej: - Nie mogłabyś tu sama przyjechać?... Jestem na Pickles Street, przy Elmir’s Diner. Będę tu czekał.
Joyce przez chwilę nic nie mówiła, ale Ennis był niemal pewien, że właśnie obgryza sobie paznokcie. Wreszcie powiedziała:
- Oczywiście, synku. Nie ruszaj się stamtąd, przyjadę jak najszybciej.
- Dobrze – szepnął Ennis. – Do zobaczenia.
Rozłączył się. W głowie czuł pulsujący ból głowy. Drżącymi dłońmi wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego. Był to pierwszy z wielu, które miał wypalić w oczekiwaniu na matkę.
Był przerażony.