Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Biuro strażników parku i ranczo Mt. Dragoon

Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 9 z 12]

Mistrz Gry

Mistrz Gry
First topic message reminder :

Niedaleko wejścia do parku stoi budynek w którym urzędują strażnicy oraz inni pracownicy parku krajobrazowego. Zajmują się oni nie tylko kontrolą pobliskich terenów oraz fauny i flory, ale także prowadzeniem rancza należącego do parku.
Do zadań strażników należy patrolowanie parku, prowadzenie ewidencji zwierząt oraz roślin, pilnowanie porządku oraz pomoc turystom. Co jakiś czas organizują też wycieczki (piesze i konne), lekcje w plenerze dla dzieci z pobliskiej szkoły, a także współpracują z Muzeum Historii Indian. Na ranczu pracuje także weterynarz zajmujący się zwierzyną z parku oraz hodowane są konie udostępniane wycieczkowiczom.
Każdy strażnik ma na wyposażeniu odpowiedni mundur i krótkofalówki oraz dostęp do pickupów, którymi patrolują okolicę.

Budynek jest sporych rozmiarów, lecz nie posiada piętra. Wybudowany jest z jasnej cegły, a nad szerokimi drzwiami wejściowymi wisi tablica oznajmiająca, że jest to miejsce pracy strażników parku. W środku znajduje się wielkie pomieszczenie z recepcją i poczekalnią oraz kilak gabinetów, w których pracują strażnicy robiący raporty. znajdziemy tu tez magazyn z bronią oraz innym potrzebnym sprzętem. Tam tez znajduje się tylne wyjście z budynku.

Za samym biurem wybudowano ogrodzony wybieg, a w oddali widać dwa budynki rancza - stajnie oraz niewielki dom mieszkalny, w którym pracuje weterynarz.


Trish Levy

Trish Levy
- A! - Trish uniosła rękę z ołówkiem do góry. - A... - Ręka opadła, kiedy Levy przypomniała sobie o co chodzi. - Nie, to nie o nim. Tylko ty... E... No wiesz... - Zrobiła ruch rękoma, jakbyby obejmowała przed sobą duży brzuch. Chodziło jej o niedonoszoną ciążę. Trish nie chciała zaczynać tematu, ale jakoś tak palnęła, a Lilu drążyła.

Liluye

Liluye
Odetchnęła ciężko i splotła ręce na piersi.
- Potrzebujesz coś jeszcze? - nie odpowiedziała na niezadane pytanie, tylko zacisnęła zęby.

Trish Levy

Trish Levy
- Sama kazałaś powiedzieć... - Bąknęła dziecinnie Trish i wzruszyła ramionami. Na pytanie Liluye obejrzała się na komputer, a jej mózgownica zaczęła pracować intensywnie.
- Wiesz może, jak włącza się kalendarz? Nie mogłam znaleźć takiego programu? - Zapytała, nie wiedząc, że Kalendarz był rzeczą, która leżała na jej biurku.

Liluye

Liluye
Nic już na ten temat nie zamierzała mówić a tym bardziej prowadzić konwersacji. Ale sie ostatnio uparli..
- Tak. Bierzesz do reki i otwierasz - stwierdziła podsuwajac jej kalendarz pod nos.
- Przyniosę ci informatory, przewodniki i inne pierdoły, które musisz wiedzieć jak ktoś dzwoni i pyta. Zaraz wracam - gwizdnęła na Moirę, która podniosła się od razu na głos Liluye i poszła za nią do pokoju obok, skad wyszła po minucie z kilkoma ksiażkami.
- Proszę. Lektura na dziś. Raczej nei zabieraj do domu, ale możesz sobie pokserować - wyjaśniła.

Trish Levy

Trish Levy
- Aaa! - Trish wzięła do ręki kalendarz i zaśmiała się. - Omg, myślałam, że tu taki komputerowy jest! - Zaczęła wertować kartki i otworzyła na 12 lipca. Usiadła przy biurku i zaczęła je organizować, dopóki nie przyszła Liluye.
- O, dzięki, dzięki, totalne dzięki! - Wyszczerzyła się i wzięła do rąk wszystkie informatory. - Taaak... Tak zrobię. - Pokiwała wolno głową w myślach już uruchamiając przeglądarkę Pingli i wpisując tam Jak się kseruje. - Jesteś super mega, a jakbyś kiedyś chciała porozmawiać to wal do mnie jak śliwka w kompot! - Powiedziała, odkładajac informatory na biurko.

Liluye

Liluye
Liluye nawet nie wpadła na to, żeby pokazywać Trish jak się kseruje. A ta była przecież blondynką, nawet jeśli farbowaną! Musi wziać poprawkę na potem. Za to zastanowiła się czy ta umie czytać. Nie no, chyba musi?
Jak śliwka w kompot to wpadła Trish ze swoim pytaniem o niedonoszoną ciąże Liluye.
- Tak. Jasne - ta nadal nei miała najlepszego humoru. Ciekawe dlaczego?
- Jakby co to szukaj mnie w stajni albo gdzieś naokoło - pochyliła się do Moiry, którą podrapała po łbie.

Trish Levy

Trish Levy
Trish była rasową blondynką. Geny pewnie po mamusi, która zostawiła ją zawiniętą w brudny kocyk an schodach kościoła. Albo oddała do domu adopcyjnego. Albo porzuciła na śmietniku. A kto to wie?
Czytać umiała! Pisać umiała! Pełny serwis!
- Dobra, jakby co, to totalnie będę! - Zapewniła Lilu i uśmiechnęła się do niej, zapominając o swojej wpadce z niedonoszoną ciążą Liluye.

Liluye

Liluye
Indianka jednak postawiła by swój drugi mały palec, że Trish przy czytaniu porusza ustami. A już na pewno przy trudniejszych słowach.
- To miłej pracy - życzyła jej i ruszyła w swoją stronę, czyli na ranczo, by zajać się końmi.

Trish Levy

Trish Levy
Postawiłaby?
To wciąż by go miała.
- Dzięki! - Krzyknęła za wychodzącą Liluye. Do końca dnia siedziała przy ksero (w końcu udało jej się DWUSTRONNIE odbić informatory), odebrała dwa telefony, zrobiła pięć kaw, zamiotła podłogę, pomalowała paznkocie u stóp i uczyła się formułek Excela z Pingli.

zt!

sier. Lola Martinez

sier. Lola Martinez
/18.07, pewnie z samego rana

Lola wzięła sobie pewnie wcześniej wolne, a zapewne szeryf nie miał z tym większego problemu, skoro i tak siedziała w biurze, w którym I TAK był Skwarek. Wystarczyło zamienić się na dyżury. Takie proste!
Zapewne zakupiła wszelaki potrzebny sprzęt (latarkę, liny, zapałkę, mapę, prowiant, apteczkę + kurtkę, gdyby zrobiło się zimniej), wzorując się na ostatniej wyprawie, pewnie niedługo odejmując sobie te wydatki ze swoich dostępnych funduszy.
Gdyby myślała racjonalnie, to pewnie by uznała, że zwariowała. Właśnie, będąc w czwartym miesiącu trojaczej ciąży, wybierała się w góry, w miejsce, w którym - rzekomo - osoba, którą niedawno podejrzewała o branie środków halucynogennych, zobaczyła ducha jej narzeczonego. I... Lola postanowiła go znaleźć. I zażądać wyjaśnień, co to za pojawianie się jakiejś obcej osobie, podczas gdy mógłby chociaż się ukazać JEJ, dowiedzieć się o tej ciąży, przekazać słowa wsparcia, powiedzieć, że zawsze będzie przy nich duchem i życzyć jej krzyżyk na drogę!!!!!
Wzdychając, pojawiła się przed biurem.
-Liluyyee?-zawołała, wyglądając za nią.
Cóż, Martinez w końcu ubrała się przyzwoicie jak na okoliczności. Wzięła policyjne buty, bo nie posiadała trekkingowych, legginsy, lekką tunikę i... dosyć ciężki plecak. Niestety. Choć i tak nie wzięła połowy rzeczy, które chciała zabrać! Ale pewnie wydawał się taki ciężki ze względu na jej stan. Normalnie... pewnie nawet by nie zauważyła obciążenia.

Liluye

Liluye
/z appaloosa

Lil tez była uszykowana, spakowana i wszystko co trzeba. Miała ze sobą mapy i w ogóle.
- Jestem - odparła wychodząc z jakiegoś pomieszczenia i spojrzała na Lolę.
- Jesteś pewna, że to odbry pomysł? Rozmawiałaś z lekarzem? - same ciężarne naokolo. To nie było najłatwiejsze. No i co jak co, ale to było dziecko Naiche (dzieci) Naiche, a nie jakiegoś Trybsona.. No dobra, Sama, jak oficjalna wieść niosła.

sier. Lola Martinez

sier. Lola Martinez
Odetchnęła, widząc Oldwood. Nie pomyślałaby nigdy, że będzie się uśmiechać na jej widok. Ani do niej. Uśmiechnęła się.
-Nooo, mogę chodzić. Spacery i te sprawy są spoko.-stwierdziła, wzruszając ramionami.-A. Wzięłam też spluwę. I odznakę. Kto wie, może też trafimy na kłusowników?-zaśmiała się, przypominając sobie przygodę Gabrielle.
Ale to był tylko środek ostrożności. Na pewno nie będzie tego potrzebować...!
-No. To... jak to działa? Idziemy już? O, w ogóle... zostawiłam Rodrigo w domu. Nie dałby rady, nie?

Liluye

Liluye
- To będzie trochę trudniejsze niż normalny spacer - zastrzegła, bo tak w sumie było. Miała nadzieje, że nie bedzie problemów. A brzuch Loli był już całkiem pokaźny.
- Nie, musiałabyś go pewnie nosić - pokręciłą głową. - No to chodźmy - rzucila wychodząc.
zt- północny szlak

Alice Bright

Alice Bright
<--- dom

Zjawiła się w pracy i teraz siedziała w biurze, przeglądając dokumentację, pozostawioną przez poprzednika. Swoje mając przyzwyczajenia, nie potrafiła się połapać w papierach i musiała wszystko ustawić według własnego widzimisię. Dlatego kolejny dzień mijał jej na porządkowaniu papierów. A zdecydowanie wolałaby operację jakiegoś zwierzaka!

zt

Liluye

Liluye
/10.08.2013, po przeskoku

Liluye jak zwykle poszła do pracy. Nic niezwykłego. Dzisiaj kilka koni do objechania. Z jednym postanowiła pojechać w teren od samego rana biorąc też Moirę. Ta zawsze chętnie im towarzyszyła.
Potem kolejne dwa konie na ranczu. Sprzątanie, karmienie i papierkowa robota jak zwykle.
Dzień jak codzień.

zt

Liluye

Liluye
11.08.2013

Liluye jak zwykle przyszła do pracy z Moirą. Nic nowego! Przebrała się na miejscu i ruszyła do gabinetu weterynarza. Póki ma chwilę czasu chciała załatwić badania dla psa.
Zapukała i weszła po chwili. Słyszała, że jest ktoś nowy ale nie miała pojęcia kto to.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się i wpuściła Moirę przodem, a ta jak można się bylo spodziewać podbiegła do kobiety i waląc ogonem o wszystkie sprzęty naokoło lizała ją po nogach.

Alice Bright

Alice Bright
Alice podniosła głowę znad papierów, siedząc przy prostym biurku. Uśmiechnęła się na widok gościa i wstała, by powitać nie tyle właścicielkę, co pewnie szczególnie psa.
- Czeeeść.
Odezwała się wesoło do zwierzaka i nachyliła, by wygłaskać. Zdecydowanie w domu też jakiegoś powinna mieć, bo może dzięki niemu częściej uśmiechałaby się w obecności męża. Po chwili jednak Alice sie wyprostowała i spojrzała na Lil.
- Dzień dobry. Alice Bright. W czym mogę pomóc?

Liluye

Liluye
Lil smycz psa miała w rękach, bo nie widziała powodu jej na niej trzymać gdy była tutaj. Pies się pilnował, nie oddalał sam i znał teren.
- Liluye Oldwood - nie dodawała, że tu pracuje, bo to było widać po uniformie.
- Przyszłam na badania, chcialam zrobić morfologię, biochemię i rozmaz krwi - wyjaśniła.

Alice Bright

Alice Bright
- Proszę sobie usiąść.
Uśmiechnęła się do Lil i wskazała krzesło w kącie, znowu zerkając na psiaka, stojącego przy jej nogach i spoglądającego na nią radośnie. Ile ludzie mogliby się uczyć od zwierząt! Ile ona chciałaby!
Nachyliła się ponownie do psiaka i pogłaskała, przykucając w końcu.
- A jak się piesek wabi? Okresowe badania czy wymaga większej uwagi?
Zanim Alice zabierze się za badanie psa, chciała dowiedzieć się o nim więcej. Podniosła spojrzenie na Lil, posyłając jej uśmiech. Współpracowników również warto było poznać!

Liluye

Liluye
Lil przysiadła, chociaż i tak wiedziała, że zaraz będzie musiała wstać żeby pomóc przy pobraniu krwi.
- Moira. Nie, po prostu okresowe badania - wyjaśniła, kładąc swój zeszyt w okładce w zielone grube smoki na czerwonym tle. W niego wpięty był długopis. A w srodku? Skarbnica wiedzy o psie. Tabelki na wagę, cieczki, problemy i wszystko inne czego nie wpisywało się w książeczkę czy paszport, a miało znaczenie. Przynajmniej dla niej, bo każdy "zwykły" właściciel po prostu ufał weterynarzowi.
- Wszystko powinno być dobrze, ale chcę sprawdzić czy niczego nie skopałam, bo pies jest na surowiźnie - wyjaśniła.

Alice Bright

Alice Bright
- Rozumiem.
Podniosła się i podeszła do szafki, by odnaleźć teczkę, którą dla psa założył jej poprzednik. Chwilę musiała na to poświęcić, więc zerknęła w stronę Lil kątem oka, by zadać pytanie.
- Od jak dawna jest na surowiźnie?
Najpierw obowiązki, potem przyjemności, tak? Alice szybko przebierała palcami, wertując kolejne teczki. Gdy w końcu dotarła do odpowiedniej, kiwnęła głową do swych myśli i złapała za teczkę, zasuwając szufladę.
Usiadła przy biurku i rozłożyła papiery, spoglądając co tam się wcześniej działo.

Liluye

Liluye
Alice wyglądała jakby nic nie rozumiała! A moze to tylko wyobraźnia narratorki?
- Na BARFie? - spojrzała na Moirę, która ułozyła się gdzieś przy jej nogach i położyła z westchnięciem.
- Od zawsze - podniosła wzrok na kobietę.
A co w teczce? Praktycznie nic. Pies był zdrowy, miał przebadane stawy biodrowe i łokciowe na dysplazję w wieku 15 miesięcy, czasem wpis o jakiejś kontuzji (co nie było dziwne patrząc na kondycję tego psa), jeden raz przeziębienie i w sumie to tyle. No i regularne szczepienia i odrobaczenia.

Alice Bright

Alice Bright
Oczywiście, że rozumiała. Tak jak narratorka!
A Alice po chwili zabrała się za morfologię, biochemię i rozmaz krwi. Tada!

Liluye

Liluye
No to jej Lil pomogła z Moirą, bo ta obcej osobie mimo wszystko nie dałaby sobie niczego polubownie zrobić. Może i była kochana, ale zaufaniem darzyła jedną osobę - Liluye. I miejmy nadzieję, że Alice wiedziała jak się ładnie wkluć w żyłę, bo jak nie to pewnie Lil by jej igłe z reki zabrała i sama to zrobila!
No. I czekały na wyniki. Pewnie jakieś dziesięć minut. W tym czasie Lil wstawila na wagę psa i zapisala co jej wyszło. 15,6kg.
- Ogarnela juz pani wszystkie akta? - zainteresowala sie w miedzyczasie.

Alice Bright

Alice Bright
Alice sprawnie zajęła się pobieraniem krwi, podświadomie wyczuwając u Lil tą nieufność skierowaną w stronę nowej pani weterynarz. Już nie raz miała do czynienia z tego typu osobami i zawsze starała się ignorować, póki ktoś z butami jej się do pracy nie wpychał.
- Już tak, ale początki były.. ciekawe.
Odpowiedziała, uśmiechając się znacząco. Przecież nie powie, że otrzymała jeden wielki bałagan i musiała zająć się najpierw sprzątaniem po poprzedniku. Wolała nie urazić potencjalnego rozmówcy, który mógł mieć bliższe relacje z dawnym weterynarzem.
- Pani też była w Kalifornii, prawda...?
Zagadnęła, ciekawa jak się udał urlop dużej grupie z miasta.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 9 z 12]

Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach