Appaloosa Plains Avenue

Lionel wszedł do studia. Lecz na swej drodze nie spotkał DJ-a, a jakąś niską kobietę w różowych włosach. 
- Tak? Słucham? - zapytała obojętnym głosem, wlepiając gały w ekran swojego telefonu.

Zdziwił się, słysząc damski głos. Przeniósł wzrok na babeczkę.
-Ja to... ja to Matt'a szukam. Jest tutaj? A, zresztą. Znajdę go, niech panie se nie przeszkadza, co nie?

- No, jasne, jak chcesz, nie?
Dziewczyna nawet nie spojrzała na Koksa. Poszła dalej.
Lionel może wejść do głównej sali nagrań, albo poszukać Matta w kanciapie.

Koks postanowił najpierw zajrzeć do sali nagrań. Wychylił łeb przez drzwi i rozejrzał się. Nie miał zamiaru ttracić zbyt dużo czasu na zabawę w ciuciubabkę.

Miał szczęście, w studiu siedział Matt. Był przy konsoli, odwrócony plecami do drzwi. Na uszach miał wielkie słuchawki, zapewne nie słyszał jak Koksiu otwiera drwi. 
Za szybą, w drugim pokoju - nie było nikogo.

Lionel, niczym chytry lisek, wsunął się do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi, zakluczając je, jeśli była taka możliwość. A dodatkowo podstawił pod klamkę krzesło, by nikt im nie przeszkodził. Bo on już się zajmie Matt'em, by nie próbował uciekać.
Stanął za nim i położył mu łapska na ramionach, unieruchamiając w miejscu.
-Słyszałem, że masz problem z szefostwem.-mruknął, pomagając mu zrzucić słuchawki z uszu, jeśli była taka potrzeba.

Matt zauważył odbicie Koksa w szybie, ale było za późno. Gdy Lionel położył mu łapska na ramionach, Matt nie potrafił się podnieść z krzesła.
- Co? Chwila, z kim niby?!

Trzasnął go przez łeb.
-Co, taką słabą masz pamięć?-huknął groźnie.-Jutro masz się pojawić w Brzoskwince, odjebać najlepszy występ na świecie z szerokim uśmiechem na gębie, bo jak nie... to stary, do końca życia nie będziesz ruszać palcami, jasne?-warknął, zaciskając palce na jego ramionach.

- Hej, chwila - oburzył się - wystąpię, ale jak spełnią to, na c się zgodzili! Ja nie mogę pracować w barbarzyńskich warunkach!
Aż się zasapał, ale jednocześnie - był dziwne pewny siebie.
- Była umowa i jej nie dotrzymali!

Lionela jego sapanie niezbyt obchodziło. Pani Smith powiedziała, że ma wystąpić, to wystąpi! I ona się nie myli.
-Umowa się właśnie zmieniła.-warknął.
I nagle się odsunął i uśmiechnął z pewnością siebie.
-A jak ci się coś nie podoba, to możemy ją zmodyfikowowować.-stwierdził, używając chyba najbardziej skomplikowanego słowa w swoim słowniku, a na potwierdzenie swoich słów uderzył pięścią w otwartą dłoń.
Chyba mógł się domyslić o jakie modyfikacje chodziło?

Cóż, Koksiu był raczej człowiekiem czynu.
-Potrzebujesz małej pomocy w decyzji? Nie ma sprawy.-powiedział obojętnie, by po chwili obrócić w swoją stronę gagatka i strzelić mu plombę na twarz.
-I? Jeszcze raz?

Mężczyzna aż spadł z krzesła. Krew zalała mu usta... może nawet wybiłeś mu zęba?! 
- Kurwa!! - zapłakał. 
- Zaraz wezwę policję! - Zapłakał, wstając na równe nogi, trzymając się za usta.
Żeby przestraszyć Matta - mnożnik na charyzmę, próg 40. Jeśli przekroczysz, chłopak zaczyna się łamać. Jeśli nie - wciąż utrzymuje, ze nie wystąpi i grozi wezwaniem ochrony. 

Koks wcześniej zabezpieczył drzwi, także raczej nikt tu nie powinien wtargnąć. A taka akcja jak wyciągnięcie telefonu czy czegokolwiek to... wymaga chwili.
-Ty, kurwa, chyba nie ogarniasz jeszcze swojej sytuacji.-warknął, łapiąc go za szmaty i podnosząc do góry.
-Jutro, kurwa, wystąpisz bez marudzenia. A tylko spróbuj komukolwiek o tym powiedzieć, stary, to cię, kurwa, znajdę, i, kurwa, POŻALUJESZ!-powiedział, przybijając gostka do ściany i trzymając w potrzasku.

5

-No, to jak? Przekonany? Czy potrzebujesz kolejnej zachęty?-spytał, unosząc zaciśniętą pięść do góry.
Tik, tok.

36 ;/////

Lionel szarpnął nim i docisnął do ściany.
-Ostatnia szansa. A masz tylko jedną furtkę, ziomek.

56

-To co? Umowa stoi?

- Dobra, dobra! Ale mnie puść, pojebie! - zapłakał.
- Zagram, zagram u tych cholernych Smithów... ja pierdolę, zagram! Tylko zostaw mnie w spokoju.

I już go puszczał, gdy ten go nazwał "pojebem". Zmarszczył brwi.
-E,e...-pokręcił palcem.-Grzeczniej.-mruknął, powoli go jednak puszczając.
Poklepał go po policzku.
-No, dobra decyzja.-powiedział, uśmiechając się.-...ale tylko spróbuj się wykręcić...-warknął, zbliżając się nagle.

- Do-dobra! - zająknął się i otarł usta z krwi - nie-nie wykręcę się! A-ale! To nie będzie za darmo!
Oj, czyżby chciał negocjować?

Zmarszczył brwi i zbliżył się bardziej, napinając mięśnie.
-Myślałem, że mamy umowę.-burknął, mrużąc oczy. Nie podobało mu się to. A Mattie nie chciał, by Koks się zezłościł!

- No-no... ale... chyba lepiej jak... będę miał dostęp do... niektórych rzeczy... żeby lepiej grać, no nie? - zająknął się, przymykając oczy.
- No przecież Brzoskwinka ma dostęp!