Domek Leszka

Dom jest niewielki, wybudowany z gotowych materiałów. Ściany są wypełnione gąbką lub styropianem, nie ma tu mowy o porządnej izolacji. Dach często przecieka, w czasie upałów wewnątrz nie da się wytrzymać a klimatyzacja działa wątpliwie. Podczas chłodniejszych dni robi się naprawdę zimno i trzeba ratować się piecykiem elektrycznym.
Budynek ma tylko jedno piętro. Wewnątrz znajduje się kuchnia i łazienka oraz dwa średniej wielkości pokoje. Dom jest pomalowany na piaskowy kolor.
Opcjonalnie na podwórku znajduje się podjazd.
Główne pomieszczenie zawalone jest trofeami i wypchanymi zwierzętami. Powietrze jest lekko stęchłe a zapach przypomina ten z muzeum. Pachnie starociami.

/18.07.13
Leszek dowłóczywszy się do domu padł na wyro i szlochał za swoją strzelbą. Oczywiście wewnętrznie, bo prawdziwi faceci nie płaczą za przedmiotami. Popatrzył tęsknie na swoje trofea i wsadził rękę do kieszeni, żeby wyciągnąć szluga. Jakież było jego zdziwienie, gdy w środku obok fajek znalazł pognieconą wizytówkę. Nie przypominał sobie, żeby brał cokolwiek z klubu, więc było to raczej interesujące.
Wystukał numer w telefonie i się zawachał. Pomijając wyczyn w brzoskwince, nie uważał się za głupiego, ale to co teraz miał zamiar zrobić mogła się skończyć żle... albo dobrze...
Bez swojej broi i tak nie ma celu w życiu, więc w sumie nie ma nic do stracenia. Zadzwonił.

---

Po skończonej rozmowie rzucił telefon na łóżko i potarmosił włosy na łbie. Oj Lechu, w coś ty się wpakował. Siedział tak na wyrku kontemplując i grając w ENGRY BURDS kilka dobrych godzin po czym stwierdził, że pora znaleźć coś "ładnego" do zarzucenia na grzbiet. Wygrzebał koszulę, jedną z lepszych skórzanych kamizelek, i niesprane dżinsy i nawet przeczesał włosy dłonią. Wyglądał jakby szedł na randkę, a nawet na rozmowę o pracę. Wyszdł i skierował się do baru foxxy.

/zt --> bar u Foxxy

// 28.07 wieczór
O późnej godzinie na podjazd wjechał granatowy Nissan. Kobieta w środku zatrąbiła, ubrana była w dżinsy i podkoszulkę jak zawsze, ale wszystko w ciemnym odcieniu. Siedziała w środku swojego czterokołowca paląc papierosa. To był jeden z tych dni, które trwały 72h.

/ początek

Leszek stał przed drzwiami i gapił się w lustro. Odetchnął, pogłaskał Szalika i pożegnał się z nim w duchu. Bo na polowaniu zdarzają się wypadki i nigdy nic nie wiadomo.
Położył rękę na spluwie ukrytej pod ubraniami i po chwili zawahania wyszedł z domu. Samochód już na niego czekał. Raz kozie... albo nie.
Wszedł i usiadł na siedzeniu pasażera.
- Dobry wieczór pani Fucksy. Piękna noc na łowy, hm? - zagadał jakże szarmancko.

Foxxy wyrzuciła niedopałek papierosa przez okno, gdy ten wsiadał. Odpaliła silnik i zapięła pasy.
- Jeden. - powiedziała do niego na powitanie. Po czym spojrzała na niego łaskawie.
- Adres. - rzuciła cofając samochód i wyjeżdżając z Old Whiskey.
<zt x 2> Arizona Drive

-> godzina 18.00 dnia 12.08
Po otrzymaniu zadania Foxxy musiała wziąć jakiegoś pomocnika. Normalnie towarzyszyłby jej Koksiu, ale ten sobie urządził wakacje w Kalifornii. Nie zazdrościła mu, w ogóle. Dzisiaj miała wolne w barze, więc mogła spokojnie tą sprawa się zająć. W drodze od cath wysłała smsa i teraz zajechała samochodem pod domek Leszka. Zatrąbiła jak to miała w zwyczaju. nie zgasiła silnika. Zapaliła papierosa i czekała.

/12.08.13

Dostał smsa i z niepokojem czekał na Foxxy zastanawiając się w co też tym razem się pakuje. Nadal też nie dostał swojego karabinu z powrotem i pomału zaczął wątpić czy to kiedykolwiek nastąpi. A zrobił co mu kazano. Zabił bogu ducha winnego idiotę, do jasnej cholery!
Leszek czuł się jak jakaś laska, po którą przyjeżdża jej +1 na studniówkę gdy usłyszał to trąbienie i wyszedł przed dom, wyglądając jakby szedł na ścięcie.
Wszedł do samochodu.
- Dobry. To gdzie mnie dzisiaj porywasz?

Foxxy była w lepszym humorze niż ostatnia. Nawet uśmiechnęła się do niego na powitanie.
- Na randkę do Apaaloosa. - odpowiedziała mu na pytanie. Po czym wycofała samochód i się skupiła na tej czynności.
- Opowiem ci po drodze. - dodała po chwili i ruszyła w stronę Arizona Drive.
<zt x2> Arizona Drive- Ahoj przygodo!

1 - lecący śmietnik rozbił ci frontowe okno. Kilogramy piasku zasypały salon

30.08.13

Leszek siedział na klopie i czytał gazetkę parafialną a Szalik gryzł jakieś kości po dziczyźnie w salonie.

/ 30.08.2013, poniedziałek, koło godizny 16:00

A do drzwi Leszka zapukał prawnik posłany przez pana Smitha.
Puk puk, niech pan otworzy, bo nie bezie pukania żony!

Leszek właśnie wybuchł gromkim śmiechem czytając paragraf o chujowo ubranych parafiankach gdy ktoś się zaczął dobijać do drzwi.
- Chwila! - krzyknął i podciągnął spodnie spuszczając wodę z hukiem.
- Dobry - przywitał się z facetem za drzwiami - pan to ten prawnik?

No to niezłego walnął kloca jak z hukiem!
- Tak, to ja, pan prawnik, Winston Payne - przestawił się niski, łysy mężczyzna, wchodzący do domu Leszka.
- Gdzie można usiąść i podpisać dokumenty?

Kiwnął urzędasowi grzecznie i wskazał na jedyny stół w domu, który teraz był zagracony przyrządami do taksydermii i na wpół spreparowanym oposem.
- Zapraszam. Herbaty, kawy?

Mężczyzna skrzywił się znacząco.
- Nie, dziękuję... - sięgnął do aktówki i wyciągnął kilka dokumentów.
- Musi pan w kilku miejscach podpisać. Jako John McGyver... data już wpisana. 14 lutego. Romantycznie!

- ta... zajebiście... - przeczytał papierzyska i podpisał pieczętując tym samym swoje nowe życie jako kolega strażnika teksasu i Xeny.
- I co? To już jestem więźniem?

Prawnik spojrzał na papiery i pokiwał głową.
- Cóż, z prawnego punktu widzenia, tak. Jeszcze jedno... oczywiście, trzeba będzie nieźle pofałszować papiery, kilka wczorajszych dat... no ale...
Zafalował brwiami.
- Chyba Pan Smith jest samarytaninem, albo mu odbiło, bo wypisywał czeki jak szalony - zacmokał.
- W każdym razie, preparowanie "dowodów" waszej "miłości"... to wasza sprawa. Zdjęcia z wakacji, wspólne mieszkanie i zeznania znajomych czy sąsiadów. To już w waszym interesie. Zapewne za miesiąc się odezwie urząd migracyjny.

- Sziiiit. Znaczy przyspieszony miesiąc miodowy? Ja pierdziele, ja jej nawet nie lubię - poczochrał się po głowie.
- Ale jasne, jasne. Spoko, da się załatwić, przyjaciół i tak jakoś wielu nie mam. Cholera wie z iloma ona się szlajała...
Pomamrotał po czym się uśmiechnał do prawnika.
- Się zrobi, panie ładny, się zrobi.

Po chwili prawnik z aktówki zaczął wyciągać... pieniądze.
- 61 tysięcy.... tak, zgadza się? Chce pan przeliczyć?

Leszek zrobił wielkie oczy ale się zorientował, że nie wygląda to profesjonalnie więc odchrząknął i zgrywał ważnego.
- Eee, znaczy, tak. Oczywiście. Taaaak - powiedział nisko i zaczął liczyć pieniądze, przy czym się pomylił dwa razy.
- Się zgadza.

Prawnik chciał już zamykać teczkę, gdy sobie przypomniał o jeszcze jednej rzeczy.
- O, pańskie dokumenty, nowy dowód i prawo jazdy, paszport - podał je Leszkowi - zmieniło się tylko nazwisko rodowe. Reszta po staremu. Raczej problemów nie będzie... no chyba... 
Przyjrzał się mężczyźnie. 
- Był pan wczesniej karany już?

- Nie - wzruszył ramionami - jeszcze nie i chciałbym uniknąć takiej sytuacji, hehe.

- To dobrze, nie musimy się pozbywać zatem linii papilarnych z pańskich rąk...
Zamknął teczkę.
- Jakieś pytania?

Leszek zrobił wielkie oczy i momentalnie się spocił. Widział to na filmach.
- Hm, czy są jakieś konkretne pytania jakie będą nam na bank zadawać? Bo musimy wymyśleć jakieś wspólne historyjki...