Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Dom Williama Parkera - obecnie: Consueli Ramirez

Idź do strony : Previous  1 ... 14 ... 24, 25, 26 ... 32 ... 40  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 25 z 40]

William Parker

William Parker
First topic message reminder :

Dom jest niewielki, wybudowany z gotowych materiałów. Ściany są wypełnione gąbką lub styropianem, nie ma tu mowy o porządnej izolacji. Dach często przecieka, w czasie upałów wewnątrz nie da się wytrzymać a klimatyzacja działa wątpliwie. Podczas chłodniejszych dni robi się naprawdę zimno i trzeba ratować się piecykiem elektrycznym.
Budynek ma tylko jedno piętro. Wewnątrz znajduje się kuchnia i łazienka oraz dwa średniej wielkości pokoje. Dom jest pomalowany na piaskowy kolor.
Na podwórku znajduje się podjazd.
+ później będzie dodatkowy opis
Od 28.05.2013 dom jest własnością Consueli Ramirez.


Aldo Iadanza

Aldo Iadanza
Przewróciłem tylko oczami gdy kipiało od dziewczyny ironią.
- Na pewno jesteś siostrą Gabryieli? - rzuciłem prowadząc ja do radiowozu.
- W ogóle nie podobna, ani to ładne, ani inteligentne - szarpnąłem ją po czym otworzyłem drzwi do radiowozu.
- Właź - gdy już siedziała nachyliłem się by jeszcze raz spojrzeć na młodszą z sióstr. Nie skomentowałem. Trzasnąłem drzwiami i zająłem miejsce obok szeryfa.
- Możemy jechać - mruknąłem patrząc przed siebie.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Gabrielle nie byłaby zachwycona słysząc, jaką masz o niej opinię. - oznajmiła, przywdziewając minę grumpy cata.
Kiedy w końcu ruszyli, Consuela westchnęła ciężko, a potem spędziła całą drogę z pieśnią na ustach:
- Już szumią kasztany i pachnie już wiosna
Pamiętaj kochany by jakąś radosną
By jakąś radosną na wiosnę mieć minę
I wiosnę przywitać jak ładną dziewczynę.

zt

Mistrz Gry

Mistrz Gry
17.08.2013, popołudnie


Wiało, grzmiało, apokalipsa! Drzewa targane przez wichurę, piasek i żwir wirujące w powietrzu, krowy unoszące się nad pastwiskami!
Huragan doszedł nad osiedle. A tam już nikt nie mógł poradzić na jego niszczycielską moc!
Ślepy los na zniszczenia:
1 - lecący śmietnik rozbił ci frontowe okno. Kilogramy piasku zasypały salon
2 - wiatr zrywa ci połowę dachu, piasek w salonie!
3 - wiatr zrywa ci dach, piasek w całym domu!
4 - Popękane szyby, brak większych szkód
5 - Zniszczony ogródek i wybite dwa okna w sypialni - piasek w pokoju
6 - brak szkód


5 - Zniszczony ogródek i wybite dwa okna w sypialni - piasek w pokoju :c

N. Cooper

N. Cooper
// 18.08.2013, koło godziny 20:00

Pod domem Consueli zatrzymał się motocykl. Jej motocykl. Tylko, ze nie powadziła go dziewczyna ani tez żaden z Świętych - okazało się, że to Cooper tego wieczora postanowił pobawić się w motocyklistę. 
Zdjął kask i spojrzał na okna oblepione folią izolacyjną. Widać huragan nie oszczędził też i jej domu. 
Nie zgasił silnika - maszyna zawarczała jeszcze kilka razy, jakby chcąc dać znać o swoim istnieniu. Potem mężczyzna zagwizdał, mając nadzieję, że dziewczyna wyjrzy przez okno.
Czuł się jak nastolatek porywający dziewczynę spod tyrady rodziców, by mogli jechać na popijawę w parku.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Consuela wyjrzała przez drzwi. Była zmęczona pozbywaniem się kuwety z domu, obklejaniu okien i uporaniu się ze swoim zjebanym kotem, z którym się wcale tak bardzo nie lubiła. Na szczęście ten znowu polazł polować na myszy, odpuszczając sobie chwilowo syczenie na widok dziewczyny, obdrapywaniu ścian i wyżeraniu jej domowych zapasów.
Widok beztroskiego Poopera na jej pojeździe ją tylko dodatkowo podkurwił.
- Chyba cię pojebało myśląc, że ty będziesz prowadził. - mrukneła podchodząc do pojazdu. Oby tylko nie poprosił jej o prawo jazdy. Nie miała prawa jazdy.

N. Cooper

N. Cooper
Nadzieja matką głupich.
- A prawko masz?
Uśmiechnął się i podał dziewczynie drugi kask. Swój osobiście podkradł z wyposażenia motocyklu Parkera.
- Wsiadaj, albo nie zobaczysz już tej maszyny na oczy. Nawet nie wiesz jak właściciel złomowiska ucieszy się na jej widok.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Skurwiel. - mruknęła przez zęby, sadzając tyłek na swoim pojeździe, po czym zapewne ruszyli gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie - w świat w którym baśń ta dzieje sięęę.
zt

N. Cooper

N. Cooper
Cooper miał jednak plan gdzie jechać ze swoją świeżo upieczoną szwagierką. Mając w głowie hity Bonnie Tyler, ruszył przed siebie i skierował motocykl na drogę ku Appaloosa City!

zt - Appaloosa

William Parker

William Parker
/ początek, 21.08, ok. 17

Chciałoby się zaśpiewać, że to ostatnia niedziela, wszyscy się rozejdziemy, jednakże na razie nie można było się tym zamartwiać. Głównie dlatego, że jak na razie to Will nie gościł u siebie ani Coopera, ani szeryfa. Jedynie Beth z Sethem, którzy - na szczęście - byli oddaleni o jeszcze jedno pomieszczenie. Dzięki temu księgowy mógł sobie pozwolić na nocne rozmyślania bez konieczności wsłuchiwania się w głosy rozkoszy czy też zarzynania w dość oryginalny sposób, chociaż i z tym teraz jest trudno.
Natomiast nie to jakoś Parkera zamartwiało. William nie martwił się o cokolwiek, bynajmniej na głos, żeby każdy o tym wiedział. Jak przystało na osobę o niszy emocjonalnej - te niespecjalnie okazywał. Inna sprawa była wtedy, gdy mężczyzna znajdywał się sam w domu, aczkolwiek autorka nigdy nie opisywała. Był sam, po co się rozpisywać? Może i ściany mają oczy, ale też nie można by przesadzać w drugą stronę.
Obecność Williama pod domem Consueli nie była przypadkowa. Zamierzona, zapewne pod wpływem chwili i rozważań, kiedy siedział w konfesjonale, spowiadając się... tak naprawdę to siedział może w kościele, między mszami, aby się wyciszyć jeszcze bardziej niż to było możliwe w jego przypadku.
Zakładał, że Ramirez będzie zajebiście chętna na spotkanie ze Świętym, który okazał się ostatnią osobą ze zgrupowania, jaka mogła ją bezczelnie zranić. Ba, zapewne nawet i w tej sprawie zajechał pod swój były dom, który nie wyglądał tak dobrze, jak dużo wcześniej, ale czego się spodziewać? Po imprezie, po burzy piaskowej i wkrótce pewnie jakimś innym ataku? No właśnie.
Wysiadł z zapożyczonej Hondy, wziął swoją drewnianą oblubienicę, o którą poruszył się do domu Consueli, niegdysiejszej przyjaciółki, której tak dawno nie widział, że nikogo nie powinno zdziwić, iż księgowy stęsknił się niemiłosiernie. Prawdę mówiąc to trudno powiedzieć, jak faktycznie Will się czuł w tym momencie i po co odwiedza młodszą siostrę Gabrielle. Może nagle naszła go potrzeba porozmawiania z osobą, wobec której miał mieszane uczucia i ciężko mu było je odpowiednio zaszufladkować, żeby księgowy sam z nimi czuł się na tyle komfortowo, by egzystować dalej?
Zastanawiał się też czy nie byłoby to dobrym i jakże przyjacielskim posunięciem, gdyby Parker zaproponował, ażeby odwiedzili Bakera? Chociażby po to, aby mężczyźnie przywieźć jakieś krzyżówki do rozwiązania czy też gazety CKM albo po prostu prywatny album do zdjęć Betty, który najpierw musieliby znaleźć wśród piasku (musieliby wspomnieć o monopol na plażę z czterema ścianami, co wydaje się ekstrawagancją, jaką sobie zafundowali prawie wszyscy mieszkańcy Old Whiskey)? To też byłoby dobre, a pokazaliby chociaż, że troszczą się o ich staruszka-szefa!
Najważniejsze jest okazywać emocje i sympatię. Przecież wszyscy wiemy, że Will w tym był najlepszy. Nikt nie śmie zaprzeczyć.
Nikt.
Wracając - stęsknił się za Consią i jej śmiechem, i tekstami. Na tyle się za dziewczyną stęsknił, że aż zastukał w jej drzwi dwukrotnie i zaczął sobie tuptać, przy okazji też odmawiał modlitwę do swoich butów albo do konta bankowego, żeby pieniądze same się podwajały i nie trzeba było zapieprzać jak pojebanym.
I czekał sobie, czekał.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
"Nad ziemią wisiał kurz, po wyprowadzonych chwilę temu strzałach. Ziemia nasiąkała krwią niczym gąbka. Wielka, kulista gąbka śmierci, która czekała, aż Bóg litościwie zaciśnie na niej swą wszechmocną dłoń i wyrżnie ją, gładząc przy okazji wszystko i wszystkich, dla dobra wszystkich i wszystkiego..."
Consuela przejechała dłońmi po twarzy, wzdychając ciężko i uświadamiając sobie, że chyba właśnie staje się geniuszem słowa pisanego. Miała właśnie napisać najbardziej poruszającego, najobszerniejszego posta, który wycisnąłby łzy najprawdziwsze z czytelników Starej Kiszewy. W końcu wygrała plebiscyt Złotych Kasztanów, a to zobowiązywało do ciągłego rozwijania się jako literat.
"Benedykta w rozpaczy nad bezradnością Alojzego, chwyciła go za kołnierz i zakrzyknęła z pasją:
- Jesteś sterem, białym żołnierzem, nosisz spodnie więc walcz!"
Była dobra. Już czuła zbliżającą się do niej wielkimi krokami literacką Nagrodę Nobla. Być może to właśnie ona już pukała do jej drzwi.
- Kto tam? - zawołała. Przez oklejone folią spożywczą okna i nieszczelne drzwi raczej łatwo było usłyszeć Williamowi dochodzący z głębi domu głos Consueli. Dziewczyna po chwili pożałowała, że nie zwlokła po prostu tyłka z kanapy i nie sprawdziła najpierw kogo niesie, a potem po prostu udawałaby, że nie ma jej w domu. Ściszyła dobiegający z głośników rap, który nastrajał ją do osiągania literackich wyżyn, po czym nasłuchiwała jakiegokolwiek znaku życia od zbłąkanego wędrowca.

William Parker

William Parker
Gdyby tylko William potrafił docenić kunszt pisarski Consueli, składający się z ciągu liter, a nie cyfr - wzruszyłby się. Może gdyby to zapisała w systemie dwójkowym to Will faktycznie by się zapłakał, zastanawiając się nad tym, jak nie nie potrafił dotąd dojrzeć świetności i geniuszu Świętej?
Niestety, Parker nie należał do osób, które aż tak były wrażliwe. O ile w ogóle, aczkolwiek nie tym się zajmijmy; przecież jego wzruszenie, wrażliwość i empatia na ludzką krzywdę może być rozważana dużo później. W razie gdyby autorka nie miałaby pomysłów, co użyć jako pierniczenia w postach, byleby te były znacznie dłuższe.
W czasie gdy pisała słowa Benedykty, William zdążył obrócić się ze trzy razy wokół własnej osi. Jeszcze trochę, a zatańczyłby kankana albo zorbę, choć tańczyć nie lubił. Nie przepadał za tym szczególnie.
- Parker - odpowiedział niemalże mechanicznie, niczym robot (którego faktycznego istnienia Ramirez nie potwierdziła i niestety nie potwierdzi), słysząc doskonale jej pytanie. I to, jak głośność jakiejś muzyki od razu się zmniejsza. - Nie fatyguj się - zawołał ze skrytym sarknięciem, dobywając z kieszeni spodni klucz, bo wszystkich przecież nie oddał. Mógłby być klucznikiem z Old Whiskey, chodzącym o lasce.
Consia mogła usłyszeć szczęk kluczy i to, jak zamek poddaje się z łatwością. Zaraz też po domu rozniosły się kroki księgowego, który postukał laską o podłogę.
- Co tam? - spytał, z dość niezręcznym tonem.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- O, Parker! - zawołała z udawanym entuzjazmem - Tak się dawno nie widzieliśmy, że zupełnie wyleciało mi z głowy twoje imię. Mógłbyś mi przypomnieć? Judasz? Brutus? - westchnęła ciężko, zapisując swojego posta. Dokończy go później.
- Nikogo nie ma w domu! - dodała, dosyć jasno dając mu do zrozumienia, że nie jest zbyt mile widziany u niej w gościach.Na nic się to jednak zdało, gdyż Parker i tak postanowił się rozgościć. Consuela wlepiła wzrok w ekran laptopa, starając się skupić tylko i wyłącznie na jakimś niusu z pudelka, byleby nie musieć na niego patrzeć.
- Gówno. - odpowiedziała na jego pytanie, wykazując się jakże dojrzałą postawą.

William Parker

William Parker
Księgowy się uśmiechnął półgębkiem, z przekorą i politowaniem dla słów Consueli. Westchnął bezgłośnie, przewracając oczami i korzystając z tego, że Ramirez go nie widziała.
- Dwulicus brzmi stokroć lepiej - stwierdził obojętnym tonem, wchodząc w głąb domu dziewczyny.
Zdziwił się nieco na jej słowa (autorka również), bo krzywda z jego strony - przynajmniej w jego rozumowaniu - była najmniejsza, spowodowana osłabieniem i ogólną irytacją tym, co się działo w Sugar Hill. Uważał, że z pewnością mniej zawinił niźli Maro czy Seth, ale się nie rozdrabniał.
- Mogłabyś chociaż do rymu powiedzieć - jęknął, stukając laską tu i tam, z którą zaraz się zatrzymał, by gdzieś klapnąć sobie. Mniej więcej za nią? Tak, by móc patrzyć jej się w plecy (serio w plecy!).
- Coś zeznawałaś? - spytał, skupiając się na ciszy, jaka ich otaczała.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Wcale nie zawinił mniej niż Seth, czy Maro. Will doskonale zdawał sobie sprawę z tego przez co ostatnio dziewczyna musiała przechodzić i był ostatnią osobą, jaką podejrzewała o wbicie jej gwoździa do trumny. Zrozumiałaby go, jeśli by przeprosił i uwierzyła gdyby powiedział, że nie miał tego wszystkiego na myśli. Że to co powiedział było efektem zmęczenia i stresu, jednak Will przez cały ten czas milczał, frustracja Consueli rosła i osiągnęła apogeum, kiedy uświadomiła sobie, że przyszedł ją wypytywać tylko i wyłącznie o przesłuchanie.
- Nie martw się. Nie miałam im do powiedzenia wiele więcej niż to, jaką jesteś zdradliwą żmiją.

William Parker

William Parker
Will był o tyle problematyczną osobą, że nie zawsze dostrzegał swoją winę. Chociażby jak w przypadku Consueli, do której nie odzywał się przez tę parę chwil. Ot, jakby w naiwnej wierze, że milczenie i spokój, zero odzewu od Parkera, będzie dla niej lepszy. Zapewne dopiero z poprzednimi słowami Ramirez przekonał się, że nie wszystkim pasuje takie zachowanie, nawet jeśli wydawało się ono całkiem wygodne. Dla obu stron.
Skinął lekko, skupiając swoje spojrzenie na zegarku, z którego szlufki wysunął się pasek, więc go poprawił.
Chwila ciszy zapewne pomogła w kolejnych etapach frustracji Consueli.
- Przepraszam - powiedział księgowy. Mogła się przesłyszeć, mogła pewnie zwątpić w szczerość jego słów, nawet jeśli takie były. Nic dziwnego - Parker za często nie przepraszał, więc można by powiedzieć, że kopnął ją zaszczyt. - Nie powinienem był wytykać ci czegoś, co nie było dobrym porównaniem i było przesadą, dosyć sporą - dopowiedział, nie wspominając jak na razie nic więcej. Spojrzał tylko na Ramirez, splatając swoje dłonie ze sobą.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Consuela tępo wpatrywała się w ekran laptopa. Nius o chęci Maryli Rodowicz do rozebrania się w Playboyu bawił ją z każdą chwilą coraz mniej. W końcu oderwała wzrok od komputera i spojrzała w kierunku Parkera. Jej zacięta mina wskazywała tylko na jedno - nie będzie wcale tak łatwo. Z resztą Parker mógł się spodziewać, że dziewczyna okaże się być uparta, zawzięta i wyjątkowo pamiętliwa. Iskierki w jej oczach tańczyły zawzięcie (rumbę), z uszu niemal nie buchła para. Trwało to dobre... kilka sekund, kiedy przestała zaciskać usta i marszczyć brwi. Jej twarz stopniowo przybierała coraz łagodniejszy wyraz.
- No... spoko. - przeprosiny chyba przyjęte. Consuela nie lubiła i nie umiała się długo gniewać, kiedy wiedziała, że drugiej stronie na tym także wcale nie zależy.

William Parker

William Parker
Chwila oczekiwania na reakcję Consueli, a potem i jej wyraz twarzy nie był zbyt - na pewno na początku - zadowalający, choć Parker nie był zdziwiony. Była przecież słuszność w tym, że Ramirez była na niego obrażona przez wkurwiona, bo jednak mało kto chciałby to i owo usłyszeć. Zwłaszcza od osoby, która wówczas była tą, jaka jedyna nie zraniła, ale już po ptokach.
Kciuki księgowego kręciły się wokół siebie, zaś mężczyzna lekko skinął na jej słowa. Jakby niepewnie, spodziewając się, że zaraz dopiero zacznie się monolog, w którym Consia spowie się ze wszystkich trosk i żali wobec Parkera.
- Naprawdę nie chciałem tego powiedzieć - dodał i westchnął cicho, rozglądając się po domu Ramirez.
- Jak po tej burzy? Spore szkody masz? - uznał, że najlepiej przejść na neutralny grunt, niemalże od razu.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- A ja naprawdę nie chciałam go wtedy zabijać. Przecież on niczego aż tak złego nie zrobił. Ja naprawdę nie chciałam, żeby to tak wyszło. - zdjęła spojrzenie z Parkera, westchnęła ciężko, zamknęła laptop i odłożyła go na podłogę, podkurczając nogi pod brodę. No cóż, pewne rzeczy wciąż nie dawały Consueli spokoju i pewnie będą dawały o sobie znać jeszcze bardzo długo.
Kiedy Parker zapytał o szkody, Consuela wskazała na dwa okna, bez szyb, uszczelnione jedynie folią, po czym wzruszyła ramionami.
- Zawsze mogło być gorzej.

William Parker

William Parker
Wysłuchał tego, co Consuela miała do powiedzenia.
- Niestety, nieraz są sytuacje, w których nie ma zbytniego wyjścia - powiedział i się skrzywił. - I było to niewygodne, by się pozbywać kogoś, kto jednak jest znany w Old Whiskey - dorzucił i pogładził swój policzek.
- Zawsze mogłaś skończyć bez dachu - parsknął. - Miałabyś chociaż ładny widok, jakbyś nie mogła zasnąć - dorzucił z nieco lżejszym tonem, swobodniejszym.
Will wyciągnął karteczkę, na której coś zanotował i zaraz pokuśtykał do Consueli, podając ją.
- Na razie pisz na ten numer w razie czego - poinformował. Już jakiś czas temu zakupił sobie telefon na kartę jako ten drugi, zapasowy.
- Oddali ci motocykl? - spytał, bo nie zauważył żadnego wehikułu.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Tak jak wtedy, z dwoma Buendiami. - mruknęła, do tej pory nie rozumiejąc opierdolu, jaki zgarnęła od Świętych, że zabiła kolesia w samoobronie.
- Tak oddali. Cooper mi oddał. - wzruszyła ramionami - Zabrał mnie od razu do Apaloosa... na drinka. Nie wiem co to miało znaczyć. Próbował ze mnie wyciągnąć informacje na temat zeszłej akcji, ale nic mu nie powiedziałam. - pokiwała głową, po czym zapytała: - Wiesz może co z Bakerem? - ciągle miała do niego żal o to co jej swego czasu zrobił w Heaven's, jednak nie potrafiła się o niego w tej sytuacji nie martwić.

William Parker

William Parker
- Nie zawsze wszystko idzie perfekcyjnie - skwitował. - A szkoda, bo sprzątanie jest najgorsze - powiedział pedant i perfekcjonista, dla którego w gruncie rzeczy nie było to problematyczne, aczkolwiek ile można sprzątać po kimś czy po nieudanych sprawach?
- Och, znowu Cooper będzie przesłuchiwać? Wydawało mi się, że wolałby siedzieć z twoją siostrą i miodowy odbębniać - skrzywił się. - Może i mi łaskawie zwrócą, jak w końcu ich odwiedzę - westchnął i zaraz zmarszczył brwi w zastanowieniu.
- Baker bodaj odpoczywa już u Betty - odpowiedział po tej chwili ciszy. - Ale wątpię, żeby szybko z nami się zobaczył. Chwilę to potrwa. Najważniejsze, że przeżył - mrugnął do dziewczyny z pokrzepiającym uśmiechem.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Na bank będzie nam patrzył na ręce. Po akcji w Sugar Hill o jest nawet bardziej niż pewne. Sama odsiedziałam 72 godziny. To trochę dziwne, że tylko tyle. No i dziwne, że praktycznie w ogóle mnie nie przesłuchali. Z resztą ciebie też nie? - spojrzała pytająco na Parkera.
- pewnie będą chcieli nas wziąć z zaskoczenia. Dobrze, że Betty załatwiła mi prawnika. - westchnęła, dochodząc do wniosku, ze wypadałoby odwiedzić Jou i podziękować jej za to, że podjęła się ratowania jej tyłka.
Odetchnęła z ulga, kiedy dowiedziała się, że Baker jest już w domu.
- A ty? Jak się czujesz?

William Parker

William Parker
- Stąd też telefon na kartę - odparł. - Też sobie załatw na bardziej podejrzane rozmowy - zaproponował, choć bardziej kryło się za tym, że ma to po prostu zrobić. Dla swojego bezpieczeństwa i osób, z którymi współpracuje. - Nie mogę cię dłużej przetrzymywać, jeśli nie mają konkretnych dowodów i nie ma sprawy sądowej. Jedynie możesz być obserwowana, ale nie otaczają cię kratki - powiedział, dłoń umiejscawiając na karku, który potarł. Zmrużył oczy na słowa o tym, że jej nie przesłuchali i pokręcił głową.
- Mnie nawet nie odwiedzili, ale to pewnie na dniach i tak się stanie - powiedział. - Zastanawiałem się czy po prostu samemu się nie zgłosić.
- Każdemu właściwie załatwiła, bo wcześniej u niego byłem - poinformował dziewczynę. - Niemniej, teraz pewnie na każdego będą coś szukać, więc trzeba znowu wracać do cichej pracy - westchnął, odchylając w tym momencie głowę.
Autorka czeka, aż Cath zacznie się dobijać do drzwi, no ale chyba nic z tego!
- Dzięki, mogło być lepiej - chwycił laskę, którą uniósł lekko. - Towarzyszka od kilku dni, nie wiem na jak długo, ale z przeciwbólowymi jest znośnie. Bardzo - przyznał.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Dobrze w końcu widzieć przy tobie jakąś laskę. Szkoda tylko że z niej takie drewno. - zasucharzyła z głupim uśmieszkiem - Przynajmniej moje podejrzenia co do twojego homoseksualizmu mogę od siebie odsunąć na jakiś czas. - zmrużyła oczy, przyglądając się przez dłuższą chwilę mężczyźnie.
- Mogę? - dopytała, po czym jej usta powoli zaczęły wyginać się w złośliwym uśmieszku. Consuela była już zmęczona natężeniem tych ciężkich tematów w ostatnim czasie. Trochę luzu im obu zrobi dobrze.

William Parker

William Parker
- Tylko takie na mnie leci - powiedział Willie z wyrazem twarzy, jakby lada moment miał się poryczeć, bo zrobiło mu się przykro. - Podejrzewałaś mnie o homoseksualizm? - spytał. - Serio? - aż zmarszczył brwi. - Twoja siostra trochę kiepską przykrywkę sobie załatwiła, jeśli już ten temat poruszyliśmy - zaśmiał się.
I zaraz skinął głową, choć nie wiedział dokładnie, co ona może! Niemniej, Will najwidoczniej nie miał zamiaru siedzieć i nudzić człowieka bardziej. Chociaż - czy to było możliwe, w jego przypadku? Nie sondzem.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 25 z 40]

Idź do strony : Previous  1 ... 14 ... 24, 25, 26 ... 32 ... 40  Next

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach