Ruszyła spokojnym tempem, już teraz czuła nadchodzące zmęczenie, które najpewniej ją dopadnie, gdy tylko zejdzie z niej napięcie. Padnie, jak różowy króliczek bez duracella.
- Mówisz tak z doświadczenia? - zapytała zaintrygowana opinią, jak zwykle zachowują się takie typy. - Wychowałam się w dużym mieście i nigdy mi się coś podobnego nie zdarzyło, a tutaj proszę - rozłożyła ręce, jakby chciała coś zaprezentować z towarzyszącym okrzykiem "et voilà!" Opuściła dłonie z rezygnacją. - Pewnie uznał mnie za łatwą ofiarę.
Popatrzyła z rezerwą na mężczyznę, gdy ten zaczął się śmiać, ale kiedy padły wyjaśnienia, również się szczerze roześmiała.
- Nie, coś w tym jest. Tylko mojemu życiu bliżej do tragikomedii, farsy, nie to zdecydowanie komedia pomyłek - pokiwała głową z poważną miną, bo tak totalnie było. - Inna sprawa, że najpierw musiałabym mieć jednego z tych trzech - na chwilę przerwała, jakby rozważała korzyści płynące z posiadania chłopaka/partnera/męża, ale dodała: - nie, szybciej chyba będzie zainwestować w jakiś kurs samoobrony.
Chwilę szła bez słowa, by zaraz przerwać ciszę. - Przez to wszystko się nie przedstawiłam, Joan Wharton.