3.09.2013
Pierwszy piątek od rozpoczęcia semestru, a Ennis - zamiast na imprezę - musiał pójść do pracy. Wzdrygnął się lekko, kiedy przed jego oczami ukazał się ponownie w całej krasie bar "Kin". Ostatni raz, kiedy tu był, śledził pewnego grubego nastolatka, który właśnie rozkładał się w szybie opuszczonej kopalni.
Ta myśl mogłaby odebrać apetyt każdemu. Na szczęście, Ennis nie miał zamiaru tu jeść.
Nie był pewien swoich umiejętności kucharza, ale szybko okazało się, że to, co naprawdę się będzie liczyło w jego pracy jako pomocy kuchennej to umiejętność, którą już posiadł - posługiwanie się nożem. Na sam początek musiał pokroić 100 cebul. Tak na rozgrzewkę. Trochę żałował, że nie ma swoich gogli z rzeźni przy sobie. W zasadzie z przyjemnością ubrałby na siebie cały "komplet małego rzeźnika", łącznie z rękawicami i czepkiem, tymczasem jednak jego strój ograniczał się do fartuszka.
Ennis robił, co mu kazano - na szczęście, oprócz właścicieli, którzy nie mówili ani słowa po angielsku, w knajpie pracowało też kilku chłopaków o nieco lepszych możliwościach komunikacyjnych, którzy szybko tłumaczyli pokrzykiwane co chwila komendy z mandaryńskiego na amerykański.
Ciach, ciach, ciach. Nóż Ennisa pracował szybko, początkowo koślawo posiekana cebula z każdą następną wyglądała coraz lepiej. Chłopak nie był tylko pewien, czy da radę kroić tak przez osiem kolejnych godzin. Na szczęście jednak okazało się, że krojenie cebuli nie jest jego jedynym obowiązkiem.
Bo do krojenia były jeszcze inne warzywa. O, radości, iskro bogów, myślał Ennis, zrzucając kolejne obierki do kosza. Cóż za wspaniałe miejsce! Co chwila ktoś go popychał, właściciel wykrzykiwał niezrozumiałe polecenia, wszyscy traktowali go - delikatnie mówiąc - jak śmiecia. Pod koniec dnia Ennis był już całkowicie przesiąknięty kuchennymi aromatami.
Ze spuszczoną głową miał już wyjść do domu, kiedy nagle Cheng, jeden z pracowników, klepnął go w ramię i wręczył mu opakowanie chińskiego na wynos. Ennis popatrzył na nie niewidzącym wzrokiem, po czym przeniósł spojrzenie na nowego kolegę. Ten tylko pokazał mu kciuk uniesiony do góry - czyli spisał się nieźle. Ennis usłyszał jeszcze, że "to tylko początek, potem będzie lepiej". Wzruszył ramionami, podziękował, a chińczyka wpakował na bagażnik motocykla.
Przynajmniej nie będzie chodził głodny.
//zt