Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Biuro strażników parku i ranczo Mt. Dragoon

Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 11 z 12]

Mistrz Gry

Mistrz Gry
First topic message reminder :

Niedaleko wejścia do parku stoi budynek w którym urzędują strażnicy oraz inni pracownicy parku krajobrazowego. Zajmują się oni nie tylko kontrolą pobliskich terenów oraz fauny i flory, ale także prowadzeniem rancza należącego do parku.
Do zadań strażników należy patrolowanie parku, prowadzenie ewidencji zwierząt oraz roślin, pilnowanie porządku oraz pomoc turystom. Co jakiś czas organizują też wycieczki (piesze i konne), lekcje w plenerze dla dzieci z pobliskiej szkoły, a także współpracują z Muzeum Historii Indian. Na ranczu pracuje także weterynarz zajmujący się zwierzyną z parku oraz hodowane są konie udostępniane wycieczkowiczom.
Każdy strażnik ma na wyposażeniu odpowiedni mundur i krótkofalówki oraz dostęp do pickupów, którymi patrolują okolicę.

Budynek jest sporych rozmiarów, lecz nie posiada piętra. Wybudowany jest z jasnej cegły, a nad szerokimi drzwiami wejściowymi wisi tablica oznajmiająca, że jest to miejsce pracy strażników parku. W środku znajduje się wielkie pomieszczenie z recepcją i poczekalnią oraz kilak gabinetów, w których pracują strażnicy robiący raporty. znajdziemy tu tez magazyn z bronią oraz innym potrzebnym sprzętem. Tam tez znajduje się tylne wyjście z budynku.

Za samym biurem wybudowano ogrodzony wybieg, a w oddali widać dwa budynki rancza - stajnie oraz niewielki dom mieszkalny, w którym pracuje weterynarz.


Delshay

Delshay
Delshay uznał, że jak użyje kluczy będzie to zbyt podejrzane. Z drugiej strony próbując otworzyć boksy na siłę wystraszyłby konie i narobił hałasu.
* w co ja się wkopałem...*
Zaczął szukać jakiegoś młota czy innych przydatnych narzędzi do otworzenia boksów. Liczył, że znajdzie coś, co pozwoli mu to zrobić jak najciszej.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Same boksy były na zasuwy, więc nie trzeba było się z nimi męczyć u używać narzędzi. To stajnia sama w sobie była zamknięta na klucz - ale to można zwalić na niedopatrzenie jakiegoś innego pracownika, prawda?

Delshay

Delshay
Del otworzył stajnie swoim kluczem. Gdy wszedł do środka wziął jakąś rękawicę. Później będzie musiał ją spalić... Same problemy. Po kolei otwierał boksy i odciskał swoją dłoń na ich zadach po czym wyprowadzał je spokojnie z boksu, żeby wszystkie stały w środku. Ostatniego konia uderzył w zad tak mocno, żeby się zerwał i spłoszył resztę koni. Sam starał się jak najszybciej wydostać zaraz po całym zajściu i oddalić się.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Mnożnik na refleks i kondycję, próg 40. Jak przekroczysz, udaje ci się ze stajni uciec cię ktoś zauważy. Jak uciekniesz, to potem ślepy los:
2,4 - nikt nie zauważa biegnących koni, ich brak zauważą dopiero nad ranem
1,6 - ktoś zauważa spłoszone konie i wszczyna alarm
3,4 - uciekające konie zauważa dopiero pracownik knajpy, która znajduje się niedaleko - mija pół godziny od ich wypuszczenia

Delshay

Delshay
Mnożnik: 42
Ślepy Los: 6 ;/

Del zaklną w duchy i zaczął biec w stronę jaskini.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Delshay miał szczęście w nieszczęściu - pracownik zajął się łapaniem koni, a nie uciekającym Delshayem. Gdy ten zaś zaczynał biec w stronę wjazdu do parku, zza jego pleców rozległo się trąbienie.
Czerwony pick up zajechał mu drogę. Na pace stało dwóch duszków, za kierownicą zaś - Zo.
- Wsiadaj! - krzyknęli do niego.

Delshay

Delshay
Wskoczył do auta zadowolony, że jednak go nie wystawili.
-Dzięki.
Powiedział odetchnąwszy.

Ghost Basterds

Ghost Basterds
Wciągnęli go na pakę. Zo zatrąbiła jeszcze raz, chyba chcąc zrobić wiele hałasu - no, dyskretni to oni nigdy nie byli. Z piskiem opon odjechała, pozostawiając za sobą rozbiegane konie i panikującego pracownika stajni. 

/zt dla wszystkich --> opuszczone gospodarstwo

Delshay

Delshay
// 17.10.2013 rano

Delshay przyjechał o dziwo dokładnie przed godziną rozpoczęcia jego zmiany. Przebrał się w mundur i zaczął się przygotowywać. Długo już historia z końmi została zostawiona i nikt nawet o tym nie rozmawiał. Delshay chciał zrekompensować nieco swoje wcześniejsze podejście do pracy więc dzisiaj postanowił popracować nad ewidencją zwierząt i roślin. Wziął broń służbową, kluczyki do pickupa i ruszył pracować. Dopiero wieczorem, gdy już skończył, oddał służbowe rzeczy i postanowił zrobić obie czas wolny od wszystkiego.

z.t

Rachela Hernández

Rachela Hernández
25.01.2014

Rachela ubrała wygodne spodnie i ciepłą kurtkę, postanawiając zwiedzić przynajmniej część parku. Licząc na pomoc któregoś ze strażników, pojawiła się w biurze, planując wykorzystać wiedzę pracowników, aby dowiedzieć się więcej o dawnych plemionach Indiańskich, które zamieszkiwały te ziemię.
- Dzień dobry?
Odezwała się głośno, rozglądając za chętnym do wycieczki.

Liluye

Liluye
25.01.2014

..a w biurze siedziała Liluye. A to pech! Podniosła głowę znad biurka i rzuciła coś do Moiry, która jak zwykle siedziała jej pod biurkiem. Więc zza niego wychynęła na dole tylko wielka zadowolona morda, skoro nie pozwolono jej wyjść.
- Dzień dobry. Słucham? - zapytała Indianka.

Rachela Hernández

Rachela Hernández
- Pani Oldwood, jak miło!
Uśmiechnęła się, w głębi ducha jednak tak bardzo się nie ciesząc. Ale pozory najważniejsze! Rachela podeszła bliżej i spojrzała na psa z taki zauroczeniem, aż oczy jej zabłyszczały!
- Piękny towarzysz! - skomplementowała zwierze i postanowiła przejść do rzeczy - Planuję wycieczkę po parku. Szalenie interesuje mnie wioska i muzeum... liczyłam na towarzystwo kogoś obeznanego - Pomachała przewodnikiem, który ze sobą zabrała - Pewnie tutaj o wszystkim się nie dowiem.

Liluye

Liluye
Słysząc zachwyt Racheli nad Moirą, Liluye podniosła nogę ze smyczy, którą przydeptywała by pies nie wyszedł spod biurka i dała suczce pełną swobodę, więc ta z machaniem ogona zabrała się za obwąchiwanie dziennikarki.
- Mogę oprowadzić panią teraz, ale w grę wchodzi wycieczka konno lub pieszo. Jeśli chce pani jechać samochodem, będzie musiałą pani trochę poczekać - bo Lil ma za dużego cykora by wsiaść za kółko.

Rachela Hernández

Rachela Hernández
- Jak się wabi?
Zagadnęła, pochylając się lekko do Moiry i pozwalając sobie pogłaskać ją po głowie. Ewidentnie była zachwycona suką, uśmiechając się wesoło i zastanawiając nad kupnem psa.
Może nie tak wielkiego! Najlepiej jakiego kanapowca! Słodkiego pieszczocha!
- Może być konna. Może być piesza. Zależy mi żeby dziś coś zobaczyć.
Odpowiedziała Lil, podnosząc spojrzenie na moment.

Liluye

Liluye
Moira za to na głaskanie po głowie wyraźnie się odsunęła i zaczęła utrzymywać dystans, na którym Rachela jej nie dotknie.
- Moira. I nie po głowie - rzuciła, zerkając w papiery i wyciągając któryś.
- Jeśli konna to muszę panią najpierw sprawdzić na placu - zapowiedziała - I proszę o wypełnenie formularza.. - podsunęła jej kartki z długopisem.

Rachela Hernández

Rachela Hernández
Wycofała dłonie, widząc dystans psiaka, który momentalnie przestał sprawiać wrażenie towarzyskiego zwierzaka, chętnego do pieszczot. Jego poczciwy pysk mógł zmylić niejednego!
Rachela wyprostowała się i podeszła do biurka, zgarniając włosy za ucho. Opierając się na biurku jedną dłonią, zaczęła wypełniać poszczególne rubryczki, po chwili zerkając na Lil.
- A jakby pani proponowała zwiedzać park?

Liluye

Liluye
- Ja uwielbiam jeździc konno, więc dla mnie to najlepsza opcja - stwierdziła - Ale nie każdy to lubi - zerknęła na Moirę i przywołała ją do siebie by pogłaskać. Po łbie. Ona mogła, ale obcych pies traktował z dystansem.

Rachela Hernández

Rachela Hernández
- Niech więc będzie konno! Proszę sprawdzać.
Odezwała się bez krępacji, wracając do wypełniania formularza. Skupiona na szczegółach rubryk, nie zwróciła uwagi na gesty kobiety. Machnęła jeszcze podpis na dole strony i odłożyła długopis, prostując się.
- Często macie gości chętnych na wycieczkę?
Zapytała, zwracając twarz ku Liluye, szczerze zainteresowana popularnością tego miejsca.

Liluye

Liluye
Pittka wpakowała się w międzyczasie Lil na kolana, udając, że jest małym pieskiem. W końcu duża nie była, ledwo 15 kilo obecnie. Zrzuciła wagę do zawodów i na razie wyglądała jak mały kawał mięśnia.
- Zależy od sezonu. W okresie szkolnym mamy wycieczki, w wakacje przyjeżdżają rodziny. Niektórzy przyjeżdżają odwiedzić strony skąd pochodzą, a inncyh to po prostu ciekawi.. Wypełniła pani?

Rachela Hernández

Rachela Hernández
- Tak.. jestem gotowa.
Rozłożyła ramiona na sekundę, uśmiechając z zadowoleniem. Dłonie zaraz oparła na biodrach, czekając aż Lil się zbierze i poprowadzi dziennikarkę.
A ja bez zbędnego przedłużania dam...

zt

Delshay

Delshay
// 31.01.2014 rano

Delshay przyjechał do pracy swoim nowym Harleyem, którego wygrał w konkursie internetowym. Zsiadł z maszyny i ruszył do biura strażników. Pierwsze co zrobił po przywitaniu się z wszystkimi obecnymi, to przebranie się w roboczy strój. Zaraz po tym zaparzył sobie kawę i usiadł do papierkowej roboty. Dzisiaj też go czekała praca nad ewidencją zwierząt i roślin, jednak najpierw chciał pomoc przy stajni. Wziął broń i wyszedł z biura. W stajni wyczyścił boksy i wymienił paszę koniom, wszystko zgodnie z poleceniami, które zostawiła mu Liluye. Gdy skończył poszedł w stronę szlaków turystycznych, żeby zrobić obchód, a przy okazji częściowo uzupełnić ewidencję. Po drodze musiał zebrac kilka śmieci zostawionych w miejscach, gdzie nawet nie było widać koszy, oraz zgłosił kilka przypadków zamalowanych spreyem drzew. Poopowiadał jakimś dzieciakom czym tu się zajmuje, a gdy skończył robotę, wrócił do biura i jeszcze chwilę usiadł popijając kolejną kawę. Przebrał się, pożegnał z wszystkimi i około piętnastej opuścił park.

z.t

Delshay

Delshay
http://19.02.2014 przed południem


Delshay razem z Liluye zajechali na parking i od razu ruszyli na północny szlak. Indianin był tylko jako towarzysz, ponieważ nigdy jakoś nie interesował się zwierzętami, ani fotografią. Dał się prowadzić Indiance przypominając sobie, jak często bywał tu w pracy.

z.t -> północny szlak

Liluye

Liluye
/kotlina sosnowa
Wrócili w końcu do biura i po ogarnięciu koni i siebie mogli wrócić do domu.
Zt - dom

Liluye

Liluye
1/03/2014, bladym świtem, albo nawet przed świtem

Tym razem polowali na grubego zwierza. Pojechali samochodem? Z bronią, jak zwykle zresztą do parku. Porozmawiali z pracownikami, bo przeciez to wciaz byli ich znajomi, uszykowali się i wyjechali w teren.

Delshay

Delshay
// jak wyzej

Delshay rad, że tym razem nie jechali konno wsiadł do auta i jechał tam, gdzie kazała mu Liluye. Tym razem nie będzie umierał z powodu zakwasów.

z.t x2

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 11 z 12]

Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach