Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Parking przy wjeździe do parku i bar "Jackie"

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 3 z 8]

Mistrz Gry

Mistrz Gry
First topic message reminder :

Jeśli zamierzasz udać się na wycieczkę po parku krajobrazowym, to dobre miejsce by zacząć. Tutaj można zostawić samochód i dalej iść pieszo, jeśli ma się taką ochotę. Zwykle jest tu dość tłoczno, stoją tu nie tylko samochody osobowe, ale i wycieczkowe autokary.
Wychodząc naprzeciw potrzebom klientów, przy wjeździe do parku znajduje się niewielki bar, w którym obsługują zarówno rdzenni Amerykanie, jak i biali obywatele. Jest to drewniany budynek, wewnątrz ozdobiony indiańskimi wyrobami i wielkim, jelenim porożem. Jedzenie jest tu całkiem smaczne, szczególnie po całodniowej wyprawie!


Naiche

Naiche
Naiche odparł tylko, ze bezie tu na nich czekać, a jeśli nie wrócą za dwie godziny - to pojedzie nad strumień. Rozsiadł się w fotelu, splótł ręce na piersiach i... uciął sobie drzemkę.
Prawdziwy bohater!

Możecie wybrać się do dowolnej lokacji w parku, zostawiając tu do niej link.

Jonathan Harper

Jonathan Harper
- Nie - odpowiedział krótko kręcąc głową z neutralnym wyrazem twarzy. Bo i nie miał żadnego planu.
- Zanosimy futro nad strumień a co będzie dalej to Wielka Improwizacja - wzruszył ramionami. Odpalił silnik i wskazał na mapę.
- Mów mi jak jechać - i ruszyli.

2x zt --> północny szlak

Liluye

Liluye
/main road

Wysiedli z autobusu i Lil skierowała się do Jackie. Weszli do środka i kobieta wybrała sobie miejsce przy jednym ze stolików. Od razu wzięła do ręki kartę dań, ale odłożyła ją po chwili. Nie chciała wydawać więcej pieniędzy na rzeczy, które nie są jej potrzebne.
- Czemu opuszczasz pracę?

Delshay

Delshay
Zamówił dwie herbaty i duże frytki. Nie miał pomysłu na wyrafinowane dania więc takie coś powinno wystarczyć.
-Jakoś tak. Mówiłem, że jestem nieodpowiedzialny.

Liluye

Liluye
Docukrzyła sobie herbatę, szczodrze, jak to ona.
- Masz prawie trzydzieści lat, Del. Tak się za długo już nie da. - westchnęła, podjadając mu frytkę i nawet się nad tym nie zastanawiajac.
- Masz jakieś plany.. Ogarnać się?

Delshay

Delshay
-Moze wyjadę gdzies... Szczerze myślałem o handlu bronią, ale jakoś nie mogę się za to zabrać. Za dużo roboty. - Wzruszył ramionami i wziął frytkę, zjadł ją i popił niesłodzoną herbatą.

Liluye

Liluye
- Bronią? Ale tak we własnym interesie? - dopytała. - MOże.. wiesz, może dowiedz się u Boba czy nie potrzebują kogoś, zanim zaczniesz coś takiego. Żeby się poduczyć. - zaproponowała, zabierając mu z talerza kolejną frytkę i maczając ją w keczupie.

Delshay

Delshay
-Nie chcę. A raczej nie chce mi się. Nie znam tu ludzi na tyle, żeby się pytać o takie rzeczy. Od kiedy tu mieszkam jestem raczej odludkiem. Nie chcę prosić nieznajomego o coś takiego. Poza tym myślałem nad czymś nie za bardzo legalnym. - Uśmiechnął się i upił łyk herbaty.

Liluye

Liluye
Skrzywiła się od razu i wytarła palce w serwetkę, opierajac się ze swoją herbatą w rękach.
- I mi to mówisz? Po tych wszystkich latach masz nadzieję, że jakbyś zaczął robić coś w tym kierunku to nie powiedziałabym o tym komu trzeba? - nadal jej ufał? Zabawne.
- Poza tym dlaczego akurat to ma ci się chcieć? Skoro nic innego nie robisz..

Delshay

Delshay
-Taki tam pociąg do życia na krawędzi - zaśmiał się i zjadł kolejną frytkę.
-A Ty masz jakieś lepsze pomysły dla kogoś takiego jak ja?

Liluye

Liluye
- Mógłbyś.. nie wiem. Zacząć się przykładać do tego, co robisz obecnie? - zamieszała cukier w herbacie i dosypała go jeszcze łyżeczkę.
- Bo nie wyobrażam sobie jak miałbyś nagle zmienić podejście i jak miałoby ci się nagle zachcieć robić cokolwiek. - prychnęla.

Delshay

Delshay
-Lil proszę Cię... Wiesz, że wszystko zależy od tego co się robi. - Był tak bardzo dziecinny... Cieszył się w głębi duszy, że nie ma szans na powrót do Lil.

Liluye

Liluye
- Wątpię, Del. Bo zaczyna być z tobą coraz gorzej, a jesteś coraz starszy. - westchnęła i nie mogąć się powstrzymać ukradła mu kolejną frytkę.
- Ale rób co chcesz. - pokręciła głową. - W końcu to już nie moja sprawa.

Delshay

Delshay
-Niestety. Ale przynajmniej mogliśmy porozmawiać. Dziękuję. - Wstał i rzucił pieniądze za posiłek i herbaty.
-Ja będę już leciał. Nie chcę Cię dłużej męczyć. Na prawdę się cieszę, że mogłem Cię zobaczyć i nie próbować unikać. Mam nadzieję, że do zobaczenia. - Del westchnął i wyszedł z baru. Trzeba było w końcu trochę popracować.

z.t

Liluye

Liluye
Odprowadziła go wzrokiem i wstala po chwili. Skubnęła ostatnią frytke i wyszła, czytając smsa.

zt

Ennis Enderman

Ennis Enderman
// początek, 26.03.2013, ok. 15:00

Ennis pierwszy raz od dwóch tygodni miał wolne. Codzienne podwójne zmiany w rzeźni doprowadziły go prawie na skraj wyczerpania. Mimo to, zamiast spędzać wolny dzień leżąc plackiem na dachu przyczepy i słuchając OWWWR, postanowił przejechać się na pożyczonym od kolegi z pracy rowerze do parku (jego rower ciągle był jeszcze uszkodzony). Dojechał tam wreszcie, zadowolony ze świeżego powietrza, i zatrzymał się na parkingu przed wejściem do parku. W sumie nie wiedział, czy chciał wejść do środka. Ściągnął rękawiczki na rower z dłoni, poprawił związane w kitkę włosy i podpiął rower do stojaka. Postanowił coś zjeść w barze Jackie.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Jak się okazało, w ten piękny, prawie słoneczny dzień, przyjechała jakaś specyficzna, szkolna wycieczka wycieczka. Z charakterystycznego, żółtego autobusu wyszła gromada licealistów, którzy jednak niezbyt chętnie zaczęli spacerować po parkingu. Wraz z nimi były dwie zakonnice, która skrzeczącymi głosami ganiły uczennice... jak się okazało, była to klasa wyłącznie żeńska.
Grupka marudzących dziewcząt z niebieskich mundurkach przeszła obok Ennisa. żadna z nich chyba jednak nie zwróciła na niego uwagi... no, może prócz jednej - pyzatej blondynki w różowych butach na obcasie.
Ta, nie patrząc na ganiące spojrzenie zakonnicy, wyszła z szeregu i podbiegła do chłopaka, rzucając mu się na szyję. Widać Sabrina Smith niezwykle stęskniła się za Endermanem.
- Oh mon Dieu! - pisnęła - Ale zarosłeś!

Ennis Enderman

Ennis Enderman
Ennis bez specjalnego zainteresowania odnotował fakt, że na parking wjechał szkolny autobus. No, może nie do końca go zignorował, bo po chwili wysiadła z niego cała gromadka licealistek, a to młodemu chłopakowi tak łatwo nie mogło ujść uwadze. Prześledził je z bladym usmieszkiem na ustach, wycierając ręce z pyłu (nieźle się ubrudziły przy przypinaniu go do stojaka). I nagle dostrzegł blondynkę, która bynajmniej nie była mu obca.
Sabrina Smith. Tutaj. Momentalnie zbladł, ale było już za późno -dziewczyna zobaczyła go i, jak to było w jej zwyczaju, natychmiast rzuciła mu się na szyję. Ennisa kompletnie zmroziło.
- S-sabrina? Co... co tutaj robisz? - wymamrotał tylko, choć powód jej obecności tam był oczywisty. Odkleił od siebie dziewczynę delikatnie i wciąż trzymając ją za ramiona spojrzał w jej wielkie, niebieskie oczy.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
- Co TY tu robisz?! - zapiszczała, podekscytowana. - Ja myślałam, ze goryle ojca CIĘ UTOPILI W RZECE! Nawet nie wiesz ile ja płakałam! Całe trzy dni! Trzy dni!!
Pokręciła głowa. Szybko jednak odwróciła ją w stronę grupy wycieczkowej. Korzystając z okazji, że zakonnice podeszły do budki biletowej, chwyciła Ennisa za rękę i pociągnęła go w stronę baru.
Całkiem nieźle jej szło bieganie w szpilkach - ani razu się nie zachwiała.
Sprawnie wskoczyła do knajpy i zamknęła za nimi drzwi. 
- O boże, wyglądasz jak Indianin! - Wyszeptała, przytulając się znowu do chłopaka.
- Ale się ciesze. Że żyjesz, a nie że wyglądasz jak Indianin. Chociaż to tez jest miłe.

Ennis Enderman

Ennis Enderman
Z rozdziawionymi ustami Ennis gapił się na Sabrinę, gdy ta powiedziała, co według niej stało się z nim, gdy zniknął wtedy z Appaloosa. Nie mógł powstrzymać śmiechu, tak rozbroiła go zatroskana mina Smithówny.
- W RZECE? Zwariowałaś? Dlaczego mieliby to zrobić? - powiedział rozbawiony i aż przytulił do siebie Sabrinę.
Znad jej głowy Ennis sam zerknął na zakonnice. Wyglądało na to, że zajęły się czymś innym i chłopak posłusznie podreptał za Sabriną do baru, zadowolony z tego, że dziewczyna sama wpadła na to, żeby się schować.
- Jak Indianin? - zdziwił się. Zorientował się, że Sabrina wskazuje na jego włosy. - Ach, to! Jakoś nie miałem czasu ściąć. Ekhm. No i w sumie trochę mi teraz pasuje taki styl - zaśmiał się z zakłopotaniem. Ostatnio faktycznie najwięcej czasu spędzał albo z Indianami, albo z ich duchami.
- Tak, ja też się cieszę że żyję... Słuchaj - zpoważniał nagle. - Co o mnie mówią w mieście?
Przyglądał jej się intensywnie, z napięciem czekając na odpowiedź.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
- No bo... no bo... - spuściła głowę i zaczęła skubać brzeg swojej niebieskiej marynarki. Potem skupiła się na ciągłym poprawianiu broszki z herbem szkoły. Tak intensywnie nią kręciła, że w końcu odpięła się od klapy i upadła na ziemię. Dziewczyna nerwowo ją podniosła i próbowała ponownie zaczepić o materiał. 
- No bo umawiałeś się z Reginą i ojciec się odgrażał, że, jak to tak, z tym Endermanem i zawsze mówił to jak czyścił swoją strzelbę.
Cała jej okrągła twarz nabrała purpury.
- C-co mówią? - Podniosła w końcu wzrok na chłopaka - No, że albo cię zabili, albo sprzedali do burdelu, albo matka cię zjadła. Ale jak widać, to nie prawda!

Ennis Enderman

Ennis Enderman
Ennis ze zdziwieniem przyglądał się jak Sabrina zaczyna się plątać. Co jej przyszło do głowy z tym, że Ennis niby nie żyje? A potem nagle zrozumiał i aż westchnął cicho, myśląc w duchu "O nie".
- Ym, tak, w sumie to... - zaczął, sam czując, jak na jego twarz wypływa rumeniec. - Wiesz, R-regina - zaczął się jąkać na samą myśl o starszej Smithównie. Faktycznie się umawiali. I faktycznie pan Smith nie został obojętny wobec tego faktu, bo Ennis dobrze pamiętał, jak pewnego dnia wracając ze szkoły natknął się na dwóch karków, którzy go trochę polaskotali po żebrach sugerując, że lepiej by było, żeby z Reginą już się nie widywał.
No i tego nie robił. Nie odpisywał na jej smsy, nie oddzwaniał. Chciał trochę przeczekać i jej to wszystko wyjaśnić, alepotem... uciekł. Bał się pomyśleć nawet, co musiała myśleć o nim sama Regina. Pewnie wydawało jej się, że ją wystawił.
Przełknął ślinę.
- A co u niej? Wszysyko w porządku? - wybąkał wreszcie. Czuł się jak dupek.
Odchrzaknął i przypomniał sobie o najważniejszym. Złapał Sabrinę znowu za ramiins i nachylił się do niej delikatnie.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie. Nikt nie może wiedzieć, że mnie tu spotkałaś. Nie twoja matka, nie twój ojciec. Nawet nie Regina. I... - zawahał się chwilę. - Moja matka i mój ojczym też nie. Rozumiesz? To barxzi ważne.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
- Była wściekła! Naprawdę. Mówiła, że jesteś sukinsynem i już nigdy więcej cie nie chce widzieć... ale chyba jej już dawno przeszło.- odpowiedziała, jakby sama była tym poddenerwowana. Szybko jednak się uspokoiła. 
- Ja wcale tak nie myślałam. Ja głupia nie jestem, i wiedziałam, że ty nie jesteś taki i musiało się coś stać... inaczej przecież byś się odzywał.
Chciała mówić dalej o Reginie i o tym co się ostatnio stało; o feralnych walentynkach i złamaniu reki dwa tygodnie temu ale... Ennis chwycił ja za rękę i rozpoczął konspirę.
Sabrina z jednej strony się przestraszyła, z drugiej zaś czuł niesamowite podekscytowanie.
- Czyli... - szepnęła, patrząc zaciekawiona na chłopaka - To taka nasza... tajemnica?

Ennis Enderman

Ennis Enderman
Z każdym kolejnym słowem Sabriny Ennis bladł coraz bardziej. Wściekła Regina to nie był przyjemny widok. W zasadzie to potrafiła być nawet groźniejsza od Smitha, przynajmniej dla Ennisa... Aż spuścił wzrok, zawstydzony. Podniósł go dopiero, gdy Sabrina powiedziała, że ona nie wierzy w winę chłopaka. Uśmiechnął się z wdzięcznością w oczach.
- Dzięki, Sabrina... Chociaż wątpię, żeby Reginę można było tak łatwo ugłaskać - stwierdził ostrożnie. A potem pół żartem dodał:
- Może dla mnie byłoby lepiej, gdyby faktyczni mnie utopiły goryle waszego ojca, niż żeby ona wiedziała, że nic mi nie jest, hehe.
Naprawdę tak myślał.
Puścił ramiona Sabriny i powiedział cicho:
- Tak, dokładnie, tajemnica. Wiem, że ci mogę zaufać. Obiecujesz? - poprosił jeszcze łagodnie.
Odsunął się troszkę, już uspokojony.
- A co u was oprócz tego? Wszystko dobrze?

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Spuściła wzrok i popatrzyła na czubki swoich różowych butów.
- No ale jeśli Regina nic nie będzie wiedzieć, to nie musisz się jej bać, prawda? Ja cie nie zdradzę. Nie chciałabym potem płakać nad twoim grobem. Jeszcze bym się tak rozmazała!
Zaśmiała sie nerwowo.
Gdy Ennis zapytał, co u nich, spojrząła przez ramie. Wycieczka szkolna poszła w góry, chyba w ogóle nie zauważając, że Sabrina gdzieś zniknęła. Cóż, najwyżej potem będzie mieć problemy. Ale chyba nie będzie żałować.
- Jak postawisz mi colę, to ci opowiem!

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 3 z 8]

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach