Sasha się skrzywił.
-Wcale mnie nie zachęcasz.-stwierdził, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Przez chwilę obserwował jak kark nagle robi się mały pod wzrokiem Reginy i w jakiś dziwny sposób sprawiło to, że blondynka zyskała w jego oczach. Miał jednak nadzieję, że nie będzie używać swoich modliszkowatych mocy na niego. Miał od tego Liluye.
-Ee, a jest to kolejna rzecz za którą twój stary będzie chciał mi wsadzić łeb do pralki czy z imprezami jest spoko?-zapytał, nie mogąc się powstrzymać.
Spojrzał na nią, jak znowu go bije.
-Ej, już mnie wyklepali, dzięki.-mruknął, łapiąc ją lekko za nadgarstek. Przytrzymał chwilę. Zaraz jednak ją puścił, widząc minę Koksa i cofnął się o krok.
-Jezu, Regina...-przetarł dłońmi twarz.-...ty chcesz na mnie wyrok śmierci sprowadzić czy co?-zapytał, wzdychając.
Jak nie od jej ojca to od Liluye.
-E, Regina...-zaczął.-Tak w ogóle... to co robi twój ojciec? Każdy w OW go zna...?-zagadnął, odprowadzając ją trochę na bok, co by Indianka tak nie wypalała mu dziur w plecach wzrokiem.-...wiesz, że Liluye mnie zabije jak z tobą pójdę?-zagadnął chwilę potem, zniżając głos, zupełnie tak, jakby brunetka miała ich dosłyszeć.