Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Główna siedziba klubu Świętych z Arizony

Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 2 z 3]

Mistrz Gry

Mistrz Gry
First topic message reminder :

Stan na 2017 rok:
ZAMKNIĘTE

Siedziba klubu znajduje się na obrzeżach miasteczka, parę minut drogi od Heaven's Gates.
Dom podobny do innych, które stoją w okolicy. To, co go wyróżnia, to stojący zwykle na podjeździe rząd motocykli Świętych.
Wewnątrz znajduje się salon z otwartą kuchnią, dwie gościnne sypialnie z małymi łazienkami i dość duży gabinet. Jego głównym przeznaczeniem jest Kościół – spotkania organizowane dla członków Świętych z Arizony. Dom posiada zadbany ogród, gdzie można organizować BBQ dla Świętych i ich bliskich. Ma też piwnicę – najchłodniejsze miejsce w domu, a przy tym posiadające dyskretną gablotę z zapasem broni na czarną godzinę.
Wnętrze pełne jest symboli Świętych z Arizony, w gabinecie wisi wielkie logo. Lodówka zawsze wyposażona w piwo. Dobre miejsce na spotkania, ploty, picie itp.



Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sro 23 Sie 2017, 10:33, w całości zmieniany 1 raz


Sue Baker

Sue Baker
Słuchał i chmurzył się coraz bardziej.
- Trzymali cię cały czas w jednym miejscu? - spytał. Pokręcił głową, zrezygnowany, zły, zmęczony. Jeśli było tak, jak mówił... Jim miał rację, niedługo dobiorą im się do tyłków i będzie kaszana.
- Wiesz, jak się nazywał ten, który cię przesłuchiwał? Jak wyglądał? Rozpoznałbyś go? - zasypał go znów pytaniami.
Przesunął spojrzeniem po zebranych i zatrzymał na Consueli.
- Idź po proszki, które zostawiła Betty Jou. I podgrzej mu burgera.
Spojrzał znów na Canizasa.
- Masz jakiekolwiek pojęcie, gdzie cię trzymali?

E. "Tai Ni Hed" Basker

E.
- Tak. Gadali co jakiś czas o tym Sugar Hill. Nie wiem dużo. Słyszałem tylko jak otwierali drzwi żeby ktoś wszedł.
Oprócz oczu nic nie widziałem. Mieli chusty... Ale chyba ma ciemne, oczy w sensie. Zresztą wszystko tam było ciemne. - westchnął ciężko.
- Jestem zmęczony. Marzę o porządnym śnie.
Gdzie jest kurwa mój motor? - Tyrsen znów próbował wstać, ale i ta próba skończyła się zachwianiem i wróceniem z powrotem na miejsce.
- Chce mi się żygać. - jęknął i zakrył usta rękoma, jednak po chwili wrócił do pozycji początkowej. - Przeszło. - mruknął i beknął.

William Parker

William Parker
Will słuchał tego, co całe towarzystwo miał do powiedzenia. Nie podobała mu się ani ta sytuacja, ani tłumaczenie Tyrsena. Może i Jim miał rację z tym, że go długo przetrzymywali, ale jakoś mu nie pasowało to wszystko, bo było za spokojnie wcześniej. Później idiota z tęczą się pojawił, poinformował łaskawie, kilka problemów, te groźby...
No ale nie oceniał nic i te wszystkie myśli zachował dla siebie. Zwłaszcza, że nie było co mówić na ten moment.
- Ja pierdolę - podsumował słowa Tyrsena z tym rzyganiem. Przetarł twarz dłońmi i zerknął na Jima.
- To i tak była kwestia czasu, a skoro stracili pomysł na to, co mają podsyłać... - skinął lekko. - To chyba i tak nie ma wyboru? - szkoda, że nie przewidział, że tak szybko zacznie się pierdolić i ten spokój w ugodzie będzie zachwiany w trymiga.

Sue Baker

Sue Baker
Popatrzył na Canizasa i wyciągnął rękę, powstrzymując Consuelę przed wczesniej zleconym działaniem.
- Zabierz go do sypialni, niech się wyśpi chłopak. Proszki, żarcie i wodę mu tam zanieś.
Spojrzał znów na Tyrsena.
- Wyśpisz się, to pogadamy.
Baker zaczekał, aż Consuela wyprowadzi mężczyznę z gabinetu i zamknie za nimi drzwi. Dopiero wtedy pozwolił sobie przetrzeć zmęczoną twarz dłońmi, westchnąć ciężko i zjechać nieco z fotelu, patrząc na wszystkich, którzy zostali.
- Ta, skończyły im się pomysły, to wysłali bombę - mruknął. - Pytanie tylko, czemu wysłali go żywego. To jebany kartel, za tyle miesięcy zwodzenia mogli go spokojnie poćwiartować i dołożyć nam do, kurwa, burgerów! Nic nie rozumiem. Co z tym robimy? Myślicie, że nic nie sypnął?
Sue znowu pokręcił głową.
- A może właśnie sypnął, dlatego puścili go wolno? Ja pierdole. Dlatego wiedzą, gdzie kto mieszka, wiedzą o burdzie w Sugar Hills...

Gruby Jim

Gruby Jim
- Nie wiem, czy Bakler zauważyłes, ale od dłuższego czasu Pizdeczki bawią się w wysyłanie nam sygnałów. Jasne, mogli go zajebać, ale dzięki Bogu tego nie zrobili. Zamiast tego wysłali nam kolejny jebany sygnał. Sam przyznasz, że ten robi największe wrażenie. - warknął wkurwiony nielekko. Słowa Bakera rozdrażniały go tylko jeszcze bardziej.
- Do kurwy nędzy, Baker! Tyrsen jest jaki jest, ale fakt, że został uprowadzony nie znaczy od razu, że sypał. Już prędzej uwierzyłbym, że zrobił to ten tęczowy pajac. - zaczął szukać nerwowo paczki fajkami po kieszeniach, by zaraz odpalić i zaciągnąć się mocno.
- Jeszcze brakuje nam, żebyśmy nastawiali się przeciwko sobie. Przestańmy w końcu gdybać i zajebmy skurwesynów!

William Parker

William Parker
Gdy Canizas został wyprowadzony przez - z pewnością - ucieszoną jego widokiem Consuelę, także i William pozwolił sobie na niedługie odprężenie, ściągając nieco ramiona. Księgowy zapalił papierosa, a paczkę rzucił na biurko czy tam stół ku poczęstowaniu się przez innych.
Parker przetarł swoją twarz i rozsiadł się wygodniej, spoglądając po reszcie. Mógłby powiedzieć coś więcej, ale mając pamięć do tego, jak Święci zareagują na jego - być może niesłuszne - podejrzenia, to tych nie wygłaszał.
Spodziewał się, co to będzie, już z wpłatą grzywny, eheh. Bodaj od czasu włamania do Consueli to nawet na to nie liczył. Ot, jak na złość, kiedy mają być spokojni to dzieje się coś innego. - A Tyrsen może jak się prześpi i dojdzie do siebie to czegoś więcej się dowiemy, prócz tego, że oczy dookoła głowy i gotowym na cokolwiek.
Skrzywił się i wysłuchał tego, co Jim ma do powiedzenia.
- Gruby ma rację. Lepiej od razu byłoby załatwić, nim zaczęli się u nas panoszyć - stwierdził. - A po co sprzątać swój teren, jak można zostawić syf u nich? - zaraz dorzucił, jakby zechciał zaproponować przejażdżkę do Sugar Hill.

Evangelia Auguste

Evangelia Auguste
/ tez wtedy kiedy reszta.

Eva stała gdzieś z boku od początku spotkania ale autorka nie miała czasu pisać. Tak to jest jak się robi grube sesje bez zapowiedzi.

Nie wiedziała czemu się tak ciskają o Trybsona. Pojeb pierwsza klasa ale kurwa swój więc o co chodzi. Zamiast sie cieszyć, że popapraniec wrócił cały i jako tako zdrowy to urządzają mu jakieś przesłuchania.
No ale nie komentowała bo nie mogła.



Ostatnio zmieniony przez Evangelia Auguste dnia Wto 07 Lip 2015, 19:52, w całości zmieniany 1 raz

Sue Baker

Sue Baker
- Zauważyłem, Jim - odparł cierpko, mrużąc oczy i wbijając wzrok w Grubego. - Nie mówię, że to zaraz to oznacza, ale kurwa, pół roku!
Westchnął ciężko i spojrzał po reszcie.
- W takim razie niech Buendia w końcu na coś się przyda w tym przeklętym sojuszu... Skittles mówił, że miał u nich jakąś wtykę, ta? To niechże on nam zda relację, jak się sprawy mają. Może Jones wyśle paru swoich ludzi, żeby narobili gdzieś hałasu, a my spokojnie zdejmiemy te Pizdy?
Po czym przypomniał sobie, że on, Will i Consuela są na muszce policji. No, to oni będą musieli zostać krok z tyłu chyba.
Jako, że było późno i nikt nie myślał dostatecznie trzeźwo, Święci postanowili się przespać z nowością w postaci Tyrsena i wrócić do sprawy w najbliższym czasie.

zt wszyscy

Betty Jou

Betty Jou
/ 27.09.2013, poranek, początek

Tyrsen zapewne zajmował jeden z gościnnych pokoi. Dlatego też Betty przyjechała do domu Świętych by zmienić mu opatrunki. Weszła do budynku i odnalazła sypialnie, gdzie stękał i jęczał Canizas.
- I co, żyjesz jeszcze? - przywitała go mrukliwie. Chyba nie miała dobrego humoru.

E. "Tai Ni Hed" Basker

E.
Mężczyzna dowiedział się od kogoś z klubu, że jego skromne domostwo zostało niedawno dosłownie zmiecione z powierzchni ziemi. Tyrsen nie był tym faktem zadowolony i zdecydował, że póki nie postara się o wyremontowanie starej (co było wątpliwe) albo kupienie nowej przyczepy, jest zmuszony spać tutaj. Na szczęście po przebudzeniu zorientował się, że za kanapę wciśnięte były kolorowe magazyny z kobietami, których nie stać na ubrania. Właśnie w takiej umilającej czas gazecie był "zaczytany" gdy zawitała u niego Betty.
- O, tak, żyję. - mruknął podnosząc się i rzucając magazyn pod sofę. Każdy ruch przy siadaniu bolał. Cholerny Skittles!
- Coś cię gryzie, e? - spytał, przyglądając się widocznie strudzonej czymś cycatej.

Betty Jou

Betty Jou
Odłożyła swoją torbę i zaczęła z niej wyciągać opatrunki i leki przeciwbólowe..
- A ma mnie nie gryźć? Chyba sam dobrze wiesz, ze to nie czas na skakanie z radości, Tyrsen - burknęła. Podeszła bliżej i obejrzała opuchniętą twarz mężczyzny.
- Jak spałeś? Kręciło c się w głowie? Miałeś jeszcze mdłości?

E. "Tai Ni Hed" Basker

E.
- Dawno tak dobrze mi się nie spało. Trochę mi się kręciło we łbie. - Canizas podrapał się po głowie, odgarnął włosy i nadstawił twarz aby Betty nie miała problemów z opatrywaniem ran.
- Nie jestem na bieżąco... trochę. - mruknął. Rzeczywiście, przez ostatnie pół roku nie docierało do niego wiele wieści z Old Whiskey. Zresztą - nawet się tym zbytnio nie interesował.
- Jak się cieszę że w końcu wróciłem. - posilił się nawet na uśmiech ulgi. Dla jeszcze lepszego odegrania swej roli najchętniej rzuciłby się Betty na szyję, ale bał się że dostanie w ryj od Bakera.

Betty Jou

Betty Jou
Zaczęła zmieniać opatrunki, co na pewno przyjemnie dla Canizasa nie było.
- No ale na pewno wiesz jaka jest sytuacja z "P" - dodała szybko, nakładając świeże gaziki.
- Wszyscy się cieszymy, Tyrsen. No ale chyba każdy by wolał inne okoliczności twojego powrotu.

E. "Tai Ni Hed" Basker

E.
- Ja też bym wolał... - skomentował ponuro uwagę o innych okolicznościach.
- No orientuję się. Poczułem to na własnej skórze. Jak tylko odzyskam siły. - na poparcie słów gestem, mężczyzna strzelił kostkami zaciśniętych pięści.

Betty Jou

Betty Jou
- Tak Tyrsen, jak odzyskasz siły. Połóż się.
Odeszła do stolika i zaczęła sortować tabletki, które po chwili podała mężczyźnie.
- w pojedynkę "P" się nie pokona...

E. "Tai Ni Hed" Basker

E.
- Mhmph... - wymruczał pod nosem i ułożył się z powrotem na kanapie.
- I tak będziemy siedzieć na dupskach i nikt nie kiwnie palcem. - wrócił do tematu, po połknięciu i popiciu tabletek od Betty.
- Wystrzelają nas jak kaczki.

Betty Jou

Betty Jou
- Tak sądzisz? - spojrzała na niego pytająco.
- A co, myślisz, ze są w stanie nas całkowicie wygonić stąd? Co, Tyrsen?
Martwiła się. O wszystkich Świętych.

E. "Tai Ni Hed" Basker

E.
- Betty. - spojrzał na nią jakby patrzył na małe dziecko które ubrudziło się czekoladą i prosiło o umycie rąk.
- Przez pół roku mnie trzymali. Pewnie nikt ich nawet nie podejrzewał. O, zniknąłem. Magia...
A oni w tym czasie ostrzą sobie na nas noże. Nawet nie zauważymy jak nam się wszystkim naraz dobiorą do dupy i zabiją we własnych domach.
Betty, czy ty tego nie widzisz? Nie ma i nigdy nie było pokoju. Oni czekają na moment żeby uderzyć. - mruknął i podrapał się po brodzie.
- Czy nikt tego nie widzi? - to chyba była najbardziej podniosła wypowiedź w życiu Tyrsena. Aktor od siedmiu boleści.

Betty Jou

Betty Jou
- Tyrsen, widzimy to. Doskonale to widzimy. Ale nie jest łatwe bratać się z jednym wrogiem, żeby zabić drugiego, dobra?
Przysiadła na kanapie i obejrzała mu jeszcze raz twarz. 
- Ty najpierw musisz wydobrzeć.

E. "Tai Ni Hed" Basker

E.
- Jasne. Po prostu chcę jeszcze żyć. Przez ten cały czas myślałem że to już koniec. Bałem się, że w każdej chwili mogą tam po prostu wejść i odstrzelić mi łeb. Przeżyłaś kiedyś coś takiego? - uniósł się, ale zaraz znów uspokoił.
- Zresztą, nieważne. - wychylił się i sięgnął po butelkę wody, z której zaraz pociągnął duży łyk. Czuł się trochę jak najgorsza menda. Coś wiedział o brataniu się z "wrogiem".

Betty Jou

Betty Jou
- Nie Tyrsen, nie przeżyłam. I trudno mi jest wyobrazić sobie to wszystko - powiedziała cicho.
- Jesteś głodny? - zmieniła nagle temat, czując ja ogarnia ją zmęczenie i frustracja.

E. "Tai Ni Hed" Basker

E.
- Oddałbym nerkę za coś do jedzenia. - rzucił.
- Matko Betty z Old Whiskey. - dodał i zaśmiał się. Dbała o nich jak o własne dzieci, a ci tylko pili piwo, rabowali, gwałcili i tym podobne. No... w końcu każda matka swoje dzieci kocha.

Betty Jou

Betty Jou
- Tak, pomodlisz się do mnie potem - powiedziała, śmiejąc się. Faktycznie, mogliby jej jakiś ołtarz wybudować!
Wyszła na chwilę z pokoju, zostawiając Tyrsena na jakieś dwadzieścia minut. Tyle jej zajęło odgrzanie jakiegoś steku i starych ziemniaków z kukurydzą. Nie były to rarytasy, ale chyba się nie spodziewał kawioru?
Podsunęła mu talerz i szklankę wody.
- I co potem? Jak już uporacie się z "P"?

E. "Tai Ni Hed" Basker

E.
Po podaniu talerza przez Betty, mężczyzna zaraz zabrał się do szybkiego pałaszowania, poczynając od żylastego steku.
- Wtedy trzeba złapać Buendię za jajca, żeby się nie wywinęli i wtedy już będzie spokój. - mówił cały czas przeżuwając, a na końcu donośnie beknął.
- Sorki Betty. - uśmiechnął się do niej niewinnie.
- Ani chwili spokoju. Każdy tylko chce nam się dobrać do gardeł.

Betty Jou

Betty Jou
- Tak, wiem, Tyrsen - odparła, zbierając swoje rzeczy i pakując je do torebki.
- Ale na razie musisz dojść do siebie i wtedy możesz planować zemstę na "P". Wpadnę jeszcze później a ty weź leki i odpoczywaj.
Ucałowała go w bolące czółko po czym wyszła, zostawiając mu paczkę tabletek przeciwbólowych.

/zt - PRZESKOK DO DNIA 07.10.2013. Po przeskoku Tyrsen może już opuszczać siedzibę klubu, bo dochodzi do siebie. 

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 2 z 3]

Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach