Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Dom Williama Parkera - obecnie: Consueli Ramirez

Idź do strony : Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 23 ... 40  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 7 z 40]

William Parker

William Parker
First topic message reminder :

Dom jest niewielki, wybudowany z gotowych materiałów. Ściany są wypełnione gąbką lub styropianem, nie ma tu mowy o porządnej izolacji. Dach często przecieka, w czasie upałów wewnątrz nie da się wytrzymać a klimatyzacja działa wątpliwie. Podczas chłodniejszych dni robi się naprawdę zimno i trzeba ratować się piecykiem elektrycznym.
Budynek ma tylko jedno piętro. Wewnątrz znajduje się kuchnia i łazienka oraz dwa średniej wielkości pokoje. Dom jest pomalowany na piaskowy kolor.
Na podwórku znajduje się podjazd.
+ później będzie dodatkowy opis
Od 28.05.2013 dom jest własnością Consueli Ramirez.


Liluye

Liluye
Nagi Romero to rzecz, która bedzie się pojawiać w jej koszmarach.Dobrze, że bierze tabletki nasenne! To zwykle nie pamięta snów.
Chciała wstać i odruchowo mu tą koszulkę poprawić, bo miala wrażenie, że zrobilaby to lepiej, ale sobie darowała.
- No to poszukaj - przygladala mu się. - Dobrze. Tak mi się wydaje. Rękawy są okej? I góra? Nic nie cisnie? - dopytywała.

William Parker

William Parker
Koszmar. Jasne.
Mogła wstać, skoro uważa, że zrobiłaby to lepiej. Will nie byłby tym przecież urażony w jakikolwiek sposób.
Gdy zadała kilka pytań, Parker przesunął palcami po kołnierzu, sprawdzając jego rozciągliwość i kiwnął.
- Nie, jest okej. Chociaż wydawało mi się, że rękawy jeszcze mogłyby być szersze - mruknął. Z reguły to przymierzał koszule, jak już miał coś przywdziać na siebie. - Zaraz poszukam.

Liluye

Liluye
Uśmiechnęłą się, widząc że pasuje.
- Dobrze, następne rękawy będą szersze, jak będę miała coś szyć dla ciebie - pokiwala głową i rozsiadłą się wygodnie znów, popijając kawę. Spokojnie czekała aż znajdzie jakiś krawat i rozglądała się po salonie.

William Parker

William Parker
Pewnie kiedy Liluye sobie siedziała w najlepsze, mogąc podziwiać pedantyczny salonik Parkera, ten po ściągnięciu koszulki skierował się do sypialni, w której to szufladach grzebał. Indianka mogła usłyszeć zresztą dźwięk zamykających, zatrzaskujących się szafek. Po kilku minutach wyszedł księgowy już nie zamykając drzwi, a jedynie lekko przymykając.
Podał ciemnowłosej dwa, stare krawaty, którymi prędzej mógłby związać Liluye mógłby obwieszać klamki, żeby nikt nie przeszkadzał.
- Coś mniej więcej w stylu tych dwóch.

Liluye

Liluye
Lil piła kawę zadziwiająco szybko jak na siebie. Może z zamiarem sprawdzenia czy coś poczuje, bo miała wrażenie, że jest okropnie zestresowana. A nie chciala o tym myśleć. O Loco. O postrzale. O areszcie, kradzieży, broni w przyczepie.
Odstawiła pusty kielich na stół i wtedy pewnie wrócił Will.
- No to muszę je spruć - popatrzyła na nie i nagle coś zaświtało jej w głowie.
- Hej, chodź tu i daj mi je - poprosila, robiąc miejsce na kanapie.

William Parker

William Parker
Parker zmarszczył brwi, nie bardzo wiedząc, o co Liluye chodzi, jednak zasiadł po chwili na kanapie, podając jej te dwa krawat, którymi będzie miała się zająć w wolnym czasie.
- Nie musisz się przesuwać, aż tak gruby nie jestem - parsknął.

Liluye

Liluye
Fuknęłą tylko coś niezrozumiałego i przysiadła się bliżej, zeby jej bylo wygodnie. Usiadła bokiem na kanapie i sprawdziła, który krawat jest bardziej odpowiedni. Potem założyła go na szyję Willa i zaczęła wiązać, ze zmarszczonymi brwiami i zagryzioną wargą, bo to nie było takie łatwe. W końcu odsunęła się kawałek i spojrzała na swoje dzielo krytycznie.
Tada!

William Parker

William Parker
William pewnie przez moment miał obawę, że kobieta tak mocno zaciśnie węzeł na jego krawacie, że na tej kanapie skończy się żywot księgowego. Przyglądał się w ciszy dziewczynie.
- Tak wyglądasz jak się skupiasz? - spytał, a jego brew drgnęła nieznacznie, w rozbawieniu.
Gdy skończyła, Parker uchylił krawat i spojrzał na splot, przy czym pokiwał nieznacznie głową.
- Nie myślałaś nigdy o pracy w galanterii? - rzucił kolejne pytanie i nie ściągał krawata, bo i po co.

Liluye

Liluye
- Nie chcesz widzieć swojej miny wtedy - odgryzła się i pokazała mu końcówkę języka złośliwie.
- Nie. Poza tym gdzie? Tutaj? Raczej w Appaloosa. Ale nie. Nie umiałabym zostawić parku - pokręciła glową i jeszcze coś w krawacie poprawiła.

William Parker

William Parker
- A jaką mam? - zapytał z cwaniackim uśmiechem i zaśmiał się na to, jak pokazała język; och, niczym dzieci!
- Ach, chyba że tak, to rozumiem - skinął. - Wątpię, żeby tutaj wiele osób preferowało chodzenie w garniturach i krawatach. Widziałaś takich wielu? - rzucił, lekko zadzierając podbródek, żeby mogła dalej kombinować tam ze splotem.

Liluye

Liluye
- Nie lepszą niż ja - mruknęła spoglądając na niego.
- Nie, nie widzialam - skończyła i pstryknęła go w nos. - No. Idź to zobaczyć w lustrze

William Parker

William Parker
- Tego to akurat nie wiem. Pamiętam, że zawsze wytykałem język - parsknął i zaraz zmarszczył nos, gdy w niego pstryknęła. Pewnie pokiwał palcem.
- Nie pozwalaj sobie - mruknął, choć pewnie zaraz o tym zapomni. Podszedł jednak do lustra (dziw, że ściany nie są lustrami z jego narcyzmem) i tam, przeglądając się w nim, lekko poprawił zacisk wokoło szyi. - Jak możesz to pokaż mi, jak się robi ten splot - poprosił, odwracając się do Indianki.

Liluye

Liluye
Groził jej jak jakiś wujek. Albo dziadek.
Wzruszyła lekko ramionami i zaczęła bawić się drugim krawatem.
- Mogę. Tylko nie wiem jak ci najłatwiej. Mam go wiązać na tobie i bedziesz patrzył w lustrze? Na sobie i bedziesz sobie swoj krawat wiązał?

William Parker

William Parker
Bo pewnie robił za wujka.
- Możemy spróbować tym drugim sposobem, a jak nie wyjdzie to najwyżej przy lustrze - mruknął, wracając na miejsce, na które opadł swobodnie. Wbrew pozorom, to się dobrze czuł w towarzystwie Liluye.

Liluye

Liluye
- No dobra. Nie wiem jak to wyjdzie, ale spróbujmy. - zarzuciła sobie drugi krawat na szyję i poczekała aż William rozplącze jego.
Potem powoli, krok po kroku pokazywała mu jak zawiązać krawat w kształt "tulipana". Czy mu wyszlo? Cholera wie. Pewnie uśmiechała się pod nosem widząc jakie błędy robi.

William Parker

William Parker
- Więcej wiary w ludzi Liluye - parsknął, rozwiązując krawat. Dobrze, że nie leciała reklama Milijon Pako Raban, bo mogłoby się to źle skończyć.
No tak, nauka wiązania krawata nie była ani krótka, ani łatwa. William pewnie przy każdym ruchu Liluye, powtarzał to, co miał wykonać, starając się zapamiętać każdy krok, który Indianka mu przedstawiła. Za pierwszym razem się pomylił i musiał rozwiązać, aby zacząć od nowa. Nie był jakoś zniechęcony tym głupim uśmieszkiem Lilu i nie poddając się, dalej próbował zawiązać, aż w końcu mu się udało.
- Ta-da.
Zaprezentował swój splot, który całkiem ładnie wyszedł. Po prostu więcej praktyki potrzebował.

Liluye

Liluye
Uśmiechnęła się w końcu dumna ze swojego ucznia.
- No dobra. To teraz sam - zarządziła i zostawiła swój krawat na sobie.

William Parker

William Parker
Ucznia, który na spokojnie mógłby być jej bratem, a który w tej chwili całkiem posłusznie, zaczął na nowo wiązać krawat. W całkowitym skupieniu i lekko wytkniętym językiem czy też przymarszczonymi brwiami.
- Szybko się uczę - stwierdził. - W niektórych sytuacjach, oczywiście.

Liluye

Liluye
Bratem i to sporo starszym. Ale i tak się obydwoje sfriendzonowali więc zostawmy ten temat.
Obserwowała go powstrzymujac się od śmiechu nad jego miną.
- Nie wygladasz lepiej niz ja, na pewno - wytknela mu jednak.
- Ale faktycznie, ladnie ci to wyszlo. Jak na drugi raz. Na pewno bedzie to fajnie wygladac. A ten krawat.. jakei wytyczne?

William Parker

William Parker
- Oj tam, czepiasz się, Lilu - mruknął, zerkając na Indiankę.
Spojrzał na krawat i zastanowił się.
- Na pewno nie ma być wąski jak te kobiece. Może nieco dłuższy i odrobinę szerszy, granat i grafit - wyjaśnił. - Ile będziesz za nie chciała?

Liluye

Liluye
- Nie kobiece! - fuknęła od razu - To nie są kobiece! Szerokość krawata zależna jest od tego jaki masz garnitur. Znaczy od szerokosci tych.. no.. - pacneła się gdzieś na wysokości obojczyka, bo straciła słowo.
- Nic nie będę chciała. Nudzę się, zapewniasz mi jakąś rozrywkę.

William Parker

William Parker
- Mówię ogólnie. Długość, szerokość i kształt - mruknął. - Raz chcieli mi wcisnąć kobiecy, a przecież od razu widać jakie to są - zaśmiał się William.
I spojrzał nieco zdziwiony.
- Zapewniam ci rozrywkę? Szycie? - powtórzył.

Liluye

Liluye
- No dobrze. Niech ci będzie.. ale nie wiem kto w takim sklepie musiał pasować żeby ci taki sprzedać - zaczela rozwiazywac swoj krawat, zezujac na niego co jakis czas.
- Zawsze jakas rozrywka, nie? - uniosla brwi, odrywajac sie od zezowania na swoja szyje

William Parker

William Parker
- Czasem można na idiotów trafić, niestety.
Swojego krawata nie rozwiązał. Poluzował go i ściągnął przez głowę, odkładając na stolik.
- Musisz się gdzieś wybrać, zabawić - mruknął, wzruszając ramieniem i siadając obok kobiety.

Liluye

Liluye
Zgarnęła jego krawat iodruchowo cos w nim poprawila. Zeby nie zapomniec go zabrać!
- Gdzie? - usmiechnela sie lekko patrzac na niego - Jakos.. nie wiem - wzruzyla ramionami.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 7 z 40]

Idź do strony : Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 23 ... 40  Next

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach