Tak, ninja Cath dał radę. Mogła tutaj ściągnąć na moment bandanę z twarzy, by odetchnąć normalnie. Pogrzebała w torbie i wyciągnęła rękawiczki silikonowe, które trzymała w torbie lekarskiej, którą miała w domu. Poświeciła też latarką, bo było ciemno jak w izolatce (skąd blondynka miała takie skojarzenia, dziwne). Nie kierowała jednak strumienia światła po oknach, a bardziej w dół, by widzieć gdzie idzie. Skierowała się w ten sposób do kuchni i zaczęła po niej myszkować. Po cichu. Chciała odnaleźć alkohole. Wszystko co ten pijak miał. Otwarte, pozamykane. Wszystko powyciągać na blat. Potem wyciągnęła w torby środki przeczyszczające z wrednym uśmieszkiem. Wzięła wpierw te pootwierane butelki i powsypywała do nich odpowiednią ilość środków. Nie mogła przesadzić, bo poczuł by zmianę smaku. A tego nie chciała. Gdy już było zrobione to wymieszała je, potrząsając każdą butelką. Poodkładała je tam gdzie były. Teraz zabrała się za zamknięte butelki. Otwierała je kolejno. Wzięła otwieracz swój. Otwierała i wylewała wszystko do zlewu. Każdą zamkniętą butelkę opróżniła do ostatniej kropli. Czy to było whisky, piwo, wódka czy inny trunek. Drogi, tani. Wylądowało w rurach i prosto do szamba. Ah, jakież to było wspaniałe uczucie. Cath aż dostała małego ataku złośliwego chichotu. Miała taki grymas na twarzy niemalże jak Grinch.
No dobra, nie mogła zwlekać. Musiała działać szybko. Poszła zaraz do łazienki i zaczęła szperać w szafce nad zlewem lub gdzie tam miał pastę do zębów (jeśli w ogóle je mył, fuj). Gdy znalazła potrzebną rzecz to skonfiskowała i podstawiła inną tubkę. Wpierw wydusiła z niej podobną ilość. Zakręciła i odstawiła. Nie była to jednak pasta do zębów, a jakiś dziwny specyfik dla psów przeciwko pchłom i kleszczom. Ułożyła jednak tubkę tyłem, by napisy nie rzucały się w oczy. Zamknęła szafkę. Wzięła szczoteczkę i podeszła do kibelka. Hihi, zamoczyła końcówkę w wodzie z ubikacji, mniam, mniam. Odłożyła. Skradając się na paluszkach jak na rasowego włamywacza przystało przeszła przez przyczepę i skierowała się do sypialni. Rozejrzała się i wpierw ruszyła do szafy, którą otworzyła. Miała taki cudowny plan co do tego miejsca.
Ściągnęła torbę z ramienia, wygrzebała z niej nożyczki i sięgnęła po jakieś spodnie. Uśmiechając się głupkowato zaczęła wycinać. Cięła i cięła, specjalnie wzięła większe nożyczki, by poszło to szybko. Potem zabrała się za kolejne spodnie. Tyrsen nie mógł mieć ich jakoś dużo. Zliczyć na palcach jednej ręki na pewno. I wycięła w każdej przepiękną dziurę na tyłu. Nie, dziura to złe słowo. Całe poślady były wycięte, a dodatkowo miały one kształt dużego serca. Każda para. Blondynka nagle zamarzyła, by zobaczyć minę faceta, który wróci do domu. Gdy skończyła nie zwlekała i ściągnęła plecak z pleców. Rzuciła na łóżko i sięgnęła po poduszkę. Zaczęła do niej wkładać... kamienie, które miała w plecaku. Oj, poduszeczka nigdy już nie będzie taka miękka jak wcześniej. I wróciła na swe miejsce, choć Cath musiała się namnęczyć, bo ważyła nieco więcej. Poklepała i poczuła twardość...
Dochodziła do końca swego pięknego, misternego planu. Kolejna mała drzecz, którą uwolniła z torby - ryba. W całości wodne zwierzątko, które patrzyło się pustymi oczkami na Cath. Skrzywiła się i trzymała ją przez papier. Potem uklękła i zajrzała pod łóżko. Wrzuciła tam ją. Rozejrzała się, zastanawiając się czym to można przykryć, by tak szybko tego nie odkrył. Zebrała kawałki dżinsów, które leżały obok i przykryła piękną rybkę. ALe to będzie śmierdzieć jak kocmołuch wróci. Aj, aj.
Okej... Dalej. Cath zarzuciła pusty plecak i wzięła torbę. Wróciła do kuchni i otworzyła szafkę pod zlewem. Wyciągnęła gwóźdź i młotek. Zaczęła ostrożnie dziurawić rurę w kilku miejscach, by woda wyciekała. Ciekawe jak to wyjdzie...
Okeeeeej. Wstała i rozejrząła się.
- No, to chyba na tyle. - odparła po cichu do siebie i uśmiechnęła się z triumfem. Wyciągnęła jeszcze butelkę oleju i cofając się do wyjścia wylewała po trochu na podłogę, by się zabił na wstępie. Potem schowała i uchyliła drzwi, badając teren. Gdy było czysto wyszła po cichu i zamknęła drzwi, równie cicho.