Nieczynna stacja benzynowa

First topic message reminder :

Stara stacja benzynowa straszy przyjezdnych i jest dobrym miejscem na niekoniecznie legalne spotkania. Stare dystrybutory otoczone są łańcuchem, który generalnie nie jest potrzebny, bo przecież i tak nie nalejemy tu sobie paliwa. Stacja ma tylko dwa stanowiska skryte pod zardzewiałą wiatą. Obok stoi mały budynek, w którym kiedyś można było zapłacić i kupić batonika na drogę. Teraz stoi zamknięty i pusty.

- A co jeśli to pułapka, Baker? - zapytał, podejrzliwy jak zawsze Jim. - Chociaż z drugiej na chuj miałby zastawiać na nas pułapkę, jeśli nas potrzebuje? - znowu zapytał, jak zawsze podejrzliwy Jim.
- Myślisz, że Jones ustawił by się z P po tym jak kropnęli Naiche i po tej całej strzelaninie w kopalni? To by nie miało sensu. - zauważył.
- Możemy sprawdzić ten magazyn, ale lepiej nie informujmy o tym Skittlesa. Najlepiej dać mu do zrozumienia, że olewamy sprawę. Albo, że potrzebujemy czasu, by się zastanowić. Nie mam pojęcia co ten skurwiel planuje.

Zaciskał szczękę, słuchając Skittlesa. Jeszcze trochę, a by zgrzytał zębami! Wkurwiało go, że na każdym polu był taki pewny siebie. Marzył o tym, by mu zetrzeć ten uśmiech z twarzy. A to wszystko dlatego, że nie rusza się rzeczy Świętych!
Nic jednak nie powiedział już do niego, a gdy Sue ogłosił mini zebranie kilka kroków dalej, zmierzył Jonesa, po czym w końcu odszedł.
-Nie czujecie się trochę jak pieski? Jones operuje informacjami, wybierając sobie, które nam przekazać, a które zostawić. Może i w tym momencie potrzebuje nas bardziej jak P, ale w końcu zwróci się przeciwko nam. A... jesli mu wierzyć... tylko on wie coś o P. Czyli ilu ich jest.-skrzywił się.-Jak się zabierzemy za ten magazyn, to P doskonale będą wiedzieć kto to zrobił. I mają przewagę. Wiedzą o nas więcej niż my o nich.
Westchnął.
-Nie wiem, Sue... Nie opłacałoby mu się pchać nas w kocioł. Pewnie chce nam pokazać dobre chęci... chociaż chuj wie czy nie blefuje z tym, że Buendia ma sprawę z P w dupie. Może się namyślili, gdy my nie chcieliśmy podjąć współpracy?
Włożył ręce w kieszenie.
-Potrzebujemy zabezpieczenia. Niech zostanie z kilkoma naszymi chłopcami, gdy my pojedziemy sprawdzić. Jeśli wrócimy cali... on też.-wzruszył ramionami, odchylając się do tyłu.

- Długo wam to jeszcze zajmie, chłopcy? Zaczynam się powoli nudzić. - oznajmił Skittles tonem rozkapryszonego, znudzonego dzieciaka.

Pokiwał głową na podejrzenia podejrzliwego Jima.
- Ta, to byłoby trochę bez sensu, skoro chce ich sprzątnąć. - Zerknął na Clausa. - Tu też racja... Buendie mogli zmienić zdanie i kroją coś za plecami Skittlesa. Kurwa, sam nie wiem.
Byli w kiepskiej sytuacji. Zdecydowanie.
- Chwila, chcesz jechać teraz? - zmarszczył brwi, spoglądając z pewnym zdziwieniem na Auguste'a.
Sue wychylił się z grupy i odparł Skittlesowi:
- Podobno masz do nas jeszcze trochę cierpliwości!
Prychnął, pokręcił głową i znów spojrzał na Świętych.
- Co z Eastmanem? Odwołać go? - Mimo wszystko, Baker wybrałby zastaw pieniędzmi, niż ludźmi.

- Możemy sobie tak gdybać do usrania. Nie wiemy co się kroi, jednak to że Skittles nas prosi o pomoc jest w chuj pojebane. Dlatego dla świętego spokoju sprawdźmy ten jebany magazyn. - szeptał, podkurwiony już tym wszystkim Jimbo. Najbardziej drażniło go to, że żaden z nich nic nie wiedział.
- Trzeba było wcześniej bliżej przyjrzeć się pizdom. Nowy gang w okolicy, to zawsze też nowe kłopoty. Może byśmy wiedzieli też więcej, kurwa. - mówił, pocierając dłonią o zmarszczone czoło.
- Niech Eastman tam jeszcze waruje najlepiej. A Skittles jak dla mnie może jechać z nami. Sam. - rozejrzał się po chłopakach, ciekawy co oni na to.

Wzruszył ramionami.
-Uzbroimy się, weźmiemy Jonesa i możemy jechać. Na co mamy czekać? Cóż, jeśli to zasadzka to raczej nie spodziewają się nas od razu.-mruknął.
Kiwnął głową.
-Tak, Eastman może zostać. Nie są na tyle głupi, by kropnąć naszego, podczas gdy od nas chcą.-stwierdził pewnie.-...chyba, że zgłupiał po tej odsiadce.-skrzywił się.

Pokiwał głową.
- W porządku - zerknął jeszcze na Clustera, mając nadzieję, że się z nimi zgadzał. - Dajcie znać młodemu, żeby trzymał pozycję - klepnął Jima w ramię i ruszył do Skittlesa.
- Przejedziemy się do Sugar Hills - rzekł, obcinając Jonesa uważnie. - A ty jedziesz z nami, Jones.
Zerknął na jego ludzi.

Skittles uniósł brew, słysząc słowa Bakera.
- Cóż... no dobrze. - oznajmił, po czym gwizdnął na swoich chłopaków. Chyba myślał, że zabiera się razem z nimi.

Zaśmiał się.
-Nie, nie, Jones. Pojedziesz z nami. Sam. Jeżeli tam jest łup to nie masz się co bać o siebie, co? A jeśli nie... cóż. To sobie pogadamy.-uśmiechnął się.

Zazwyczaj znudzona mina Skittlesa, która sugerowała u niego wieczną wyjebkę na wszystko, nagle stężała. Nie podobał mu się ten pomysł, ani trochę. W końcu to z reguły on wykładał karty na stół. Obejrzał się jeszcze za chłopcami.
- Zgoda. - oznajmił, przeklinając w myślach.

Baker uśmiechnął się tryumfalnie pod nosem. Podszedł do Clausa i rzekł do niego ściszonym tonem:
- Zabierzesz go. Chyba żaden z nas nie chciałby mieć tej dziwki za swoimi plecami - mruknął. Ostatecznie Claus był samochodem, co ułatwiało sprawę. Potem wyprostował się i odsunął, zwracając do Skittlesa.
- Bez numerów - ostrzegł. - Zabierzesz się z nim - wskazał Auguste'a. - Twoi chłopcy mogą poczekać na ciebie tutaj - dodał.

Claus nie chciał mieć też tej dziwki w samochodzie swojej byłej żony. Ani na siedzeniu pasażera ani z tyłu, gdzie siedziały zawsze dziewczynki.
Westchnął.
-Dawaj, Jones. Tylko otrzep buty, bo moja była żona na obsesję na punkcie tych chodniczków.-mruknął, wsiadając do auta.
I gdy wszyscy byli gotowi, pewnie ruszyli?

/zt wszyscy?

13.08.13 wieczór

Evangelia przyjechała na rowerku dzieciaka z sąsiedztwa. Mieli już system wynajmowania roweru. Dwie czekolady i zdjęcie Carmy pod prysznicem za dzień.
Siadła na jakimś murku i czekała aż na scenę wtoczy się Jimbo.

No i nadszedł. Wielki jak góra Gruby Jim. Pewnie z daleka już było słychać, jak nadchodzi.
Ziemia się zatrzęsła, okoliczne dzieci zaczęły płakać, niebo rozdarł piorun.
- Jak tam wakacje, gówniaro? Widzę, że się opaliłaś. - rzucił na początek ich rozkosznej rozmowy.

Gdyby miała gumę to strzeliła by elokwentnie balonem na ten komentarz, błyskotliwy jak brokat na tyłku striptizera. Ale nie miała więc zmarszczyła nos.
- Ty mnie nie podrywaj bo będziesz miał przepuklinę. A wakacje były super widziałam wieloryby większe od ciebie.
Wstała z murka. Gotowa na tortury ze smalcem a'la Jimbo.

- Nie gustuję w zboczeńcach, mała. - oznajmił ze złośliwym uśmieszkiem.
- Słyszałem, że umiesz nieźle dać w ryj. Co ty tam trenujesz, boks, ta? W takim razie może sprawdzimy dzisiaj twoje umiejętności... - zarechotał, po czym spoważniał w sekundę po chwili.
- Przyjeb mi.

Parsknęła.
- Kickboxing - poprawiła a chwilę później zrobiła wielkie oczy - ...serio?
Zamrugała po czym nie czekając na odpowiedź wyprowadziła cios w jego nochal.

- Pokaż na co cię stać, szczeniaro. - klasnął w dłonie, po czym uniósł pięści do twarzy, jak zawodowy bokser (hehehe).

Kostki na: walkę wręcz, siłę, refleks, próg: 120. Jeśli przekroczy - Jimbo obrywa prosto w nos. Jeśli nie, ten blokuje cios i odpycha Evę, która ląduje tyłkiem na ziemi.

112

Jakimś cudownym sposobem klucha na nogach wytrąciła Evę z równowagi i ta wylądowała na dupie.
- Jezu, w tobą walczyć to jak z galaretą. - wymamrotała po czym szybko się podniosła, przybrała postawę do walki uniosła gardę i wyprowadziła kolejny cios w podbródek.

- Żeby ta galareta przypadkiem się na ciebie nie zasadziła. - mruknął i dał znać, by Eva walnęła go jeszcze raz.

Te same kostki, ten sam próg.

127

No i dostał w ryj.
- I jak? - dalej trzymała gardę.

48

No i dostała. Wstała i zamachnęła się jeszcze raz w bok głowy.

I dostał po raz drugi. Zaśmiał się chrapliwie, przecierając usta wierzchem dłoni.
- Jak na babę, to całkiem... średnio. Musisz jeszcze popracować nad parą w łapach. Słyszysz? Popracować, a nie wylegiwać dupsko po Kaliforniach. - prychnął - Ile cipek zaliczyłaś, hę? Opłacało się wyjeżdżać tak daleko? - zaśmiał się znów, rubasznie.

Usmiechęła się krzywo i zmarszczyła nos. Wylegiwać dupsko, przyganiał kocioł...
- Więcej niż ty - powiedziała królowi Salcesonu wycierając nos nadgarstkiem - a się pracuje, o to się nie martw.
Patrzyła na Jima oczekując znowu wpierdolu czy czegokolwiek i w końcu trochę zrezygnowana zapytała.
- To jak ma wyglądać ta nasza ... nie wiem, "współpraca"? Będziesz mi dawał w pysk aż będzie tak krzywy jak Starego Zdźicha?