Dom Betty Jou

First topic message reminder :

Parterowy dom o niskospadowym dachu pokrytym brązową dachówką. Zbudowany ze dobrej jakości materiałów. Ma dobrą izolację i działającą klimatyzację.
Wchodzi się do sieni, a z niej do dużego pokoju dziennego z otwartą kuchnią. Jest tu też dość miejsca, by postawić duży jadalniany stół. Korytarz po lewej stronie prowadzi do łazienki i dwóch pokoi, a mały korytarzyk przy kuchni kryje małe pomieszczenie gospodarcze i przejście do garażu.
Garaż mieści jeden samochód.
Goście mają dostęp oczywiście do salonu i kuchni-jadalni. Drzwi obu sypialni sa zawsze zamknięte i raczej właścicielka nikogo tam nie wpuszcza.
Wnętrze urządzone jest skromnie, acz przytulnie. W kątach stoją nieco babcine meble, a na komodach poustawiane są liczne zdjęcia i szkatułki z biżuterią. W kuchni zawsze coś się dzieje, chociaż sama Bety mało gotuje - mimo to, to jej ulubiona cześć domu, gdzie często pije kawę, pali papierosy lub czyta jakieś szmatławce. 
Wszędzie unosi się zapach słodkich i ciężkich perfum.

Jak wielu się domyśla, dom dostała od drugiego męża, którego oskubała na rozprawie rozwodowej.

Piwo dobry pomysł, chociaż powinno się najpierw porobić pomiary, bo do kopania już nie trzeba głowy.
-Przyszedłem cudownie rozmnożyć ręce do pracy i jak widać dobrze mi idzie. Czyli zostało mi jeszcze zamienić wodę w wino.-zaśmiał się, bo trzeba mieć dystans do siebie oraz religii. Nie miał zamiaru przecież wkurzać się o każdy pocisk, że wygląda jak Jezus.

/15.07.13

Indianin podjechał swoim motocyklem z ogromnym bólem łba, ale mimo wszystko był wyspany, bo zaplecze Heaven's było naprawdę wygodne. Gdyby jeszcze nie pachniało tam tanimi perfumami to by było po prostu idealnie. Na szczęście Eastman już się pozbył tego zapachu. Bez pukania otworzył drzwi, bo w końcu byli umówieni na ten remont.
- Siema. - Powiedział ogólnie do wszystkich. Zakasał rękawy których nie miał, bo przyszedł przecież w bezrękawniku. - No to co my tu mamy?

95 + 25 = 120 > 100

Odebrał od Liluye piwo... i gdy je otworzył, sztachnął się zapachem, to od razu mu się klarowniej myślało! Gdy zapytała, czy może zerknąć, obrzucił ją nieufnym, nieco pogardliwym spojrzeniem i wymamrotał coś o kobietach pchających się do rzeczy, o których nie mają pojęcia.
Przelotem przywitał się z Evą, bo zapracowany, to nie miał czasu, nie?
-O, Eastman!-przywitał się.
Pewnie wczoraj się z nim przywitał z resztą, toteż czułości ich dzisiaj już nie obowiązywały. Poza wymienieniem uścisków dłoni.
-Cho no tutaj i spójrz no na to...
... i w końcu, połączone trzy intelekty mężczyzn poradziły sobie z czymś, z czym pewnie dalaby radę jedna, średnio rozgarnięta kobieta.

Hurra, tęgie głowy w końcu dały radę! 
Teraz więc należało precyzyjne wprowadzić plan w życie. 
Żeby wykonać pierwsze wykopki zgodnie z planem - mnożnik na siłę, kondycję i inteligencję, mnożnik 200. Działać możecie tak jak poprzednio - sumując cechy wszystkich, którzy chcą brać udział w kopaniu fundamentów. 

Wzruszyła ramionami. Skoro chcą się męczyć samotnie.. To nie bedzie przeszkadzać, nie? Jak sie faceci uprą to już tak jest. Usiadła na murku przed domem i obserwowała ich.
- Eva - uśmiechnęłą się do kobiety. - Ty też dzisiaj z łopatą biegasz? - zapytała, a potem odwrocila wzrok na Loco i do niego też się uśmiechnęła.

Eva zmrużyła oczy i wydymała swoje piękne wielkie usta. Nie podobał jej się ten mały mesjasz.
- A-ha. A imię to ty jakieś masz?
Wyszczerzyła się do Lilu i naprężyła swój pięknie wyrzeźbiony biceps.
- No rejczel - Chwyciła jakiś wolny szpadel i czekała aż samce się w końcu na coś zdecydują, po czym zabrała się do roboty.

Parsknęła śmiechem.
- Piwo też będziesz z nimi pić? - zapytała, nie wiedząc czy ma wstawać.
A Moira biegała po ludziach póki nie zauwazyla LOCO! LOCOOOO! LOOOOCOCOOCOCOCO! Tak by krzyczała gdyby umiała mówić, bo dopadła mężczyznę niemal z piskiem radości i mając w dupie swoje dobre wychowanie zaczeła do niego skakać, a że Lilu ćwiczyła z nią też high jump, to sucz potrafiła doskoczyć wyżej niż twarz Loco, ale teraz skupiła się raczej na całusach z doskoku. Jakby mogła to by kwiczała jak psychofanka.

192+25 > 200

-Jestem Mark.-odparł rozbawiony Evie, po czym wziął łopatę i zaczął kopać.

Męska siła napędzana piwem, daje niesamowity efekt. Dzięki łopatom oraz siłą mięśni, trzej budowlańcy wykopali piękny dół pod wylewkę. Teraz tylko musieli wyrównać i wzmocnić całość oraz dodać ewentualne rury, by nie skuwać później, lecz nie spieszyło im się, bo nadeszła pora kontemplacji nad łopatą.

Connor oczywiście spojrzał na plany, a zaraz potem uśmiechnął się na Liluye. Wspólnie udało im się coś tam wykombinować i już można było zacząć robić kolejne rzeczy.
Eastman nawet chciał chwycić za łopatę, ale niestety nie udało mu się to bo Moira właśnie go zobaczyła, dobre piętnaście minut musiał przykucnąć przy psie, żeby ta się choć trochę uspokoiła. Wygłaskał sukę jak mógł najbardziej, a potem faktycznie chwycił za tą łopatę i zaczął machać. Szczerze powiedziawszy nie było to dla niego jakoś mocno ciężkie. Facet, który prawie pół życia dźwigał ciężary na siłowni oraz skupiał się głównie na treningu siłowym nie mógł się za bardzo męczyć przy takim statycznym machaniu łopatą.
Uśmiechnął się ponownie do Lil.

192 + 10 = 202

Claus sobie w ciszy kopał. Robota z czasem jednak zrobiła się trudniejsze, bo ziemia też zrobiła się twardsza i było więcej kamieni. Przeklął pod nosem. Chwilę mielił przekleństwa pod nosem, spoglądając co rusz na Evangelię. W końcu zrezygnował. Pewnie i tak pchałaby im się do roboty, a skoro tak... to niech się przyda.
-Chodź no tu, dziecko. Niech zobaczą, że dajesz radę, nie?-mruknął, choć nie był zbytnio przekonany.
Z pomocą córki poszłoby im bez problemu, a tak to pewnie by się babrali jeszcze sporo czasu w tym.

A Eva jakże, zabrała się za kopanie. Nie odstawała też od reszty towarzystwa, no może poza takim Connorem, ale to czołg nie człowiek. Tylko penisa na czole mu brakuje.
- Dawaj, dawaj tatku. Chyba się jeszcze nie zmęczyłeś?
Skrzywiła się jak zobaczyła Willa.
- Co się głupio pytasz? Bierz łopatę i kop. Chyba, że boisz się o swoje delikatne rączki?

Kolejna próba - naprawa tego, co zepsuliście, przy poprzedniej:
Żeby wykonać kolejne wykopki zgodnie z planem - mnożnik na siłę, kondycję i inteligencję, mnożnik 210. Działać możecie tak jak poprzednio - sumując cechy wszystkich, którzy chcą brać udział w kopaniu fundamentów. 

ponad 210 bez kostek, wliczając MArka, Clausa, Connora i Evę = 274

Claus rzucił długie spojrzenie swojej latorośli.
-Eva.-warknął ostrzegawczo, by sobie uważała, bo znów sobie folguje i chyba zapomina, że mówi do ojca!
Otarł pot z czoła, bo w końcu był spory skwar, a oni pracowali fizycznie, wygiął się do tyłu i przyłożył rękę do czoła, by móc spojrzeć na Williama, za którym stało to cholerne, piekące słońce.
-Kopiemy. Ale możesz przygotować wylewkę. Dużo nam już nie zostało.

Mark kopał wraz innymi, a słoneczny blask lał się na niego, jak deszcz w rodzinnym kraju o dowolnej porze roku czy dnia. Przywitał się z Willem ruchem głowy, po czym odezwał się:
-Tylko pamiętaj o proporcjach . Jeśli nie czujesz się na siłach to mogę ci pomóc.-mieszanie betonu to sztuka, a beton na fundamenty do najważniejsza część tego dzieła, bo wiadomo - bez dobrych fundamentów nawet stodoła się nie utrzyma.

Lil zastanowiła się nad ich wczorajszą rozmową z Williamem i fakt. Miał rację.
- Eva, Will, piwa? - zapytała ich obu, zerkając na Moirę, która ziejac polozyla sie w cieniu budynku, wczesniej napiwszy się wody z wiaderka, które jej Lil przygotowała.

- Goń się, Parker. Tak, proszę - odwróciła się do Lilu. Gdy indianka podała jej trunek wzięła sporego łyka i od razu jej się w głowie rozjaśniło. Rany, ale był skwar. Wyskoczyła z dziury.

Do Parkera taka niemiła, a dla Lil taka grzeczna. To ci dopiero.. Podniosla tylek z murka i poszła po piwo. Pewnie dla Willa i Loco też, jeśli chcieli. Wróciła i rozdała im, siadaja na murku z kremem z filtrem w ręce.

Mimo rzutu Willa dalej nie do wykonania mimo zsumowania wszystkich pracowników.

Mark wyszedł w końcu z dołu, by sięgnąć po swoje piwo - było gorące jak jasny pierun, wiec włożył je do wiadra z wodą, z którego wcześniej pił pies - nie brzydzi się. Podszedł do mieszającego się bębna, by tylko opierając się o betoniarkę zapalić papierosa. Potem wepchnął tam mniejszą łopatę, by nabrać trochę betonu. Wymacał przez rękawiczki i wywąchał próbkę - coś jej brakowało. Woda ? Piasek ? Chujowa zawartość worka ? A może potrzeba był mu trochę czułości oraz miłości, niczym mamine ciasto, gniecione z uczuciem do dzieci. Irlandczyk kontemplując nad mieszaniną dodał w końcu odrobinę pisku i cementu dla lepszej gęstości materiału. Dodał nawet trochę popiołu z papierosa, niczym jego starszy brat gdy jeszcze pracował na budowie.

42[Mark]+60[Will]+16[Eva]+13[Claus]+16[Connor]=147 - nie do osiągnięcia

Wyszło na to, że Mark jest złą matką robiącą ciasto- jego beton dalej był zakalcem i nawet tajny składnik nie pomógł w jego gęstości. Znów dodał trochę piachu oraz cementu, bo mieszanina przypominała bardziej słabą pulpę papierową niż coś na czym na stanąć cały dom.