- Do domu. - warknął w stronę Ducka, po czym i drugą ręką chwycił go za kołnierz.
- Będziesz mi teraz groził?! - zapytał, po czym go popchnął.
- Ej, no stary! Dzieciaka wam przywieźliśmy, więc w ramach wdzięczności mógłbyś się przynajmniej odpierdolić, fajuro! - odezwała się Consuela, podniesionym głosem. W międzyczasie i Duck zaczął bełkotliwie jazgotać.
Nie minęło dużo czasu, kiedy zza drzwi domostwa pojawiła się na oko 60-letnia, niska i krępa kobieta, w bamboszach, szlafroku, wałkami na głowie, petem w zębach i...strzelbą.
- Enrique, na litość boską! - krzyknęła w stronę Meksykańca, po czym szybko pobiegła do Ducka, by najpierw go uściskać, a potem trzepnąć przez łeb.
- Gdzieś ty się znowu szlajał, mały draniu?! - wrzasnęła - Enrique! Dzwoń do chłopaków, że się młody znalazł, a wy! - wskazała na Świętych nieodbezpieczoną strzelbą i nagle jej twarz złagodniała.
- Och, Consuela! - wcisnęła broń w ręce Latynosa i podeszła do dziewczyny, by obcałować jej policzki.
- To wyście znaleźli mojego wnusia? - zapytała drżącym głosem i łzami w oczach, po czym obcałowała również Clustera. Enrique najwidoczniej chciał coś powiedzieć, ale nie miał odwagi przerywać kobiecie.
- Tak się o niego martwiłam, jak ja się wam odwdzięczę? - zapytała płaczliwie, przez ściśnięte gardło. Jedyne, czego w tym momencie pragnęła Consuela to wracać już do OW, jednak odpowiedź na to pytanie pozostawiła Sethowi.