A Selena żyła z tym ciężarem, może nawet jeszcze większym, już wiele lat. Nie potrafiła już patrzeć na to jak jej syn rujnuje życie sobie i wszystkim swoim bliskim. Nie potrafiła nawet spojrzeć sobie w oczy.
Rzadko kiedy była taka wylewna w rozmowie. Być może nawet było to pierwszy raz, kiedy to zwierzyła się komuś z tego, co jej leżało na sercu. No i na pewno był to raz ostatni.
Selena tępo wpatrywała się w kuchenną podłogę, na której jeszcze wcale nie tak dawno raczkował Duck. Potem podniosła wzrok na lodówkę, całą oblepioną rysunkami swojego wnuczka. Rozejrzała się po ścianach, które uginały się pod ciężarem starych, rodzinnych zdjęć, które utrzymywały w tym domu pozór, że w końcu zawsze mogą na siebie liczyć. Na sam koniec spojrzała na wizerunek Matki Boskiej, którą po raz ostatni poprosiła o wybaczenie.
Podeszła do barku, nalewając sobie jakiegoś taniego alkoholu do szklanki, po czym pociągnęła z niej solidnego łyka. Potem następnego. I jeszcze jednego. Odstawiła butelkę do szafki, sięgając tym razem po skórzaną sakwę. Wzięła ją w dłonie i usiadła przy stole.
W sakwie był rewolwer, a ten wieczór był ostatnim w życiu Seleny de la Fuente-Jones.