Biuro szeryfa i areszt

First topic message reminder :

Parterowy budynek z czerwonej cegły mieści w sobie zarówno biuro szeryfa jak i areszt. Wchodząc z głównej ulicy przez podwójne drzwi, stajemy przed zaszkloną recepcją, w której na dyżurce zawsze można spotkać jednego z funkcjonariuszy. Przechodząc korytarzem dalej, trafiamy na dużą salę, zastawioną kilkoma biurkami. To w nim przebywają stróże prawa, gdy akurat nie znajdują się na patrolu, zajmując się papierkową robotą lub przygotowując do wyjścia w teren. Za nimi można zauważyć drzwi prowadzące do gabinetu szeryfa w którym oprócz pokaźnego biurka, głównym wyposażeniem jest długi stół, przy którym toczą się rozmowy odnośnie aktualnych spraw. Z głównego korytarza wejść można także do aresztu, gdzie kilka cel czeka na swych gości.

---

Zmrużyłem oczy, że kurwa co, czy ja dobrze słyszałem, a może jakieś badania okresowe musiałem na słuch zrobić.
- Można by napisać że nazwał Ramirez suką - dodałem całkiem poważnie, a w duchu się uśmiechnąłem, jednak ten szeryf miał jaja i nie był ciepłymi kluskami który tak ściśle trzyma się zasad, oczywiście zasady zasadami, są granice których nie można przekraczać, ale dla mnie przestępca jest przestępcą i nie ma taryfy ulgowej. Mając takiego szefa można sporo zdziałać ja to rozumiałem i nie chciałem tego nadużywać. Dlatego postanowiłem nie drążyć tematu.
- Coś jeszcze?

- Nie ja nie całowałem - rzuciłem z uśmiechem, a gdy złapał mnie za szmaty i przyciągną do siebie trochę się zdziwiłem, ale jak to tak ja do niego z sercem a on. Więc się nie zastanawiałem ani sekundy tylko z dyńki przyjebałem mu prosto w nochala.

Koksiu oczywiście odczuł cios i pewnie nawet zabolało. Jednak adrenalinka skoczyła, mózg się pewnie wyłączył, a ciało samo wiedziało, co dalej robić!
Wystosował Salinasowi cios w szczękę, a zaraz po nim szykował następny.
Chciał go zmiażdżyć.

12+21+50=83+20 walka wręcz+5*2=113

Lionel trafił, bo przecież oprócz swoich możliwości fizycznych miał jeszcze spore doświadczenie w tego typu bójkach. Przywalił mu w szczenę, a Maro poleciał na ścianę. Wystosował kolejny cios wsplot słoneczny, chcąc odjąć dupkowi oddechu.

I w tym momencie pewnie Claus stwierdził, że robi się zbyt niebezpiecznie i spróbował zablokować Koksa, blokując jego ramiona za plecami!

Nie rzucam

Nawet nie zdążyłem się zorientować, jak spłynąłem po ścianie jak naleśnik z sufitu, ale szybko się otrząsnąłem skuliłem by uniknąć ruszył z barana na Koksa no trzeba by było go sprowadzić do parteru, wymierzyłem cios w kierunku przepony.

83+25=108 koksiu > 60+15=75 claus

Niestety Clausowi nie udało się zablokować Lionela, który niczym furiat wymierzył cios w splot słoneczny Maro, pewnie pozbawiając go tym oddechu! I na tym nie miał zamiaru kończyć, oślepiony żądzą krwi i gotów był dalej naparzać Salinasa.

Claus, pewnie stwierdzając, że nie da rady, zaczął robić hałas, chcąc zwołać tutaj strażnika. Przecież ten taran zaraz tutaj zmiażdży mu kolegę!

Zwabiony hałasami wpadł do pomieszczenia Swarek.
- Co to kurwa ma być?!- rozdarł ryja.Otworzył celę i przywalił Koksiowi pałą przez plecy.
-Do swojego kąta już!

Kostki dla aro na zadanie ciosu Koksiowi:
1,2 - udaje ci się zadać mu cios zaraz po tym jak ten ci przywala i nim Sam przychodzi
4,5,6 - nie udaje ci się dać Koksiowi w papę, bo znowu lądujesz na ścianie
3 - udaje ci się dać Koksiowy w przeponę dokładnie w tym samym czasie co Sam przywala Koksiowi w plecy

4,5,6 - nie udaje ci się dać Koksiowi w papę, bo znowu lądujesz na ścianie

No i znowu wstałem ruszając na Koksa, nie słyszałem Sama, miałem ochotę jeszcze powalczyć.

-Kurwa!-poczuł, że coś mu przebiegło przez plecy - gumowa pała, stado koni, mrówka?
-Ciota!-splunął na podłogę, gdy Maro padł na ścianę ponownie.
I już miał się usuwać w cień...
-Jeszcze ci mało?!-spytał, szykując dla niego bardzo specjalny cios.

- Spokój kurwa!- Sam ponownie się wydarł i widząc, że ci idioci nic sobie z tego nie robią wlazł między nich.
-Koniec tego, bo posiedzicie tu do końca tygodnia i zarzut napaści na funkcjonariusza wam dołożę.-ryczał na pół komisariatu.
- Ty tam.- wskazał ledwo stojącemu Marowi pryczę . - A ty tam.- machnął Koksiowi pałką przed nosem.

Lionel zatrzymał się tuż przed Sam'em, dopiero teraz zdając sobie sprawę z jego obecności. Spojrzał na niego, na odznakę, na mundur... i przystanął z wkurwioną miną.
-Poczekaj, aż ten laluś stąd wyjdzie...-zapowiedział Maro, wracając do kąta, w którym siedział Ron.

- Aa pierdol się! - mruknąłem, teraz wiedziałem ze ten cwel będzie musiał mieć oczy dookoła dupy bo zajebie gnoja przy pierwszej nadążającej się okazji. Otarłem twarz z krwi. Ile razy, ile razy jeszcze dzisiaj dostanę, panie widzisz i nie grzmisz.

Swarek podszedł do Maro i spojrzał na niego. Całą mordę miał we krwi ale chyba lekarza nie potrzebował. Najwyżej jak im tu będzie zjeżdżał to wezwą Roberts czy coś.
Podszedł do Koksia.
- Ręce na kark.

Koksu się cały zjeżył, gdy ten policjant się na niego uwziął.
-To jego wina! Puka moją dziewczynę!-wytłumaczył się, ale spełnił polecenie policjanta.
Rzucił wściekłe spojrzenie Maro. Na tym się nie skończy, złamasie! - zdawało się mówić.

- To zmień dziewczynę.- doradził mu Sam zakładając kajdanki. W sumie chyba sam powinien się do swojej rady zastosować i zmienić obiekt westchnień. Obiecał sobie, że umówi się z kimś na randkę.
W między czasie zaprowadził Koksia do izolatki i tam rozkuł, po czym zamknął drzwi.
- Tu sobie posiedzisz.

Łypnął wściekle na funkcjonariusza. Nagle miał przeogromną ochotę również jemu rozkwasić nos, ale wielkodusznie się powstrzymał.
-Zajebiście.-warknął i usiadł w kącie.

Lola pewnie w tym czasie była w kibelku. Pewnie poprawiała swój super makijaż, który miał imitować naturalny, z wyłączeniem faktu, że miała doklejone rzęsy i powiększone oko zgrabną kreską na powiece.
Wyszła w momencie, gdy Sam pewnie kończył ustawiać chłopaków.
-Uuu, co zmącili?-zapytała z głupim uśmiechem, zaglądając do celi.
Zacmokała pod nosem.
-Jakiś konflikt interesów, chłopcy?-rzuciła do zaaresztowanych.

- Bzykają jedną laskę i mają konflikt interesów.- odpowiedział ze wzruszeniem ramion i przyjrzał się reszcie ekipy siedzącej w celi. Rzucił Maro kilka ręczników papierowych by ten otarł krew i przeniósł spojrzenie na Lolę. Coś mu w głowie zaświtało ale to był wyjątkowo głupi pomysł więc sobie darował.

Uniosła brwi.
-Wow. Serio?-zmierzyła wzrokiem Maro.
I nagle zmarszczyła czoło. Bo wiedziała o jaką laskę chodzi. A nie spodziewała się, by Consuela dawała wszystkim dupy na prawo i lewo.
-Ostrzegam cię, dupku, łapy z dala od niej!-warknęła do Meksykańca, zbliżając się do krat.-Lepiej, byście oboje dali sobie spokój, bo możecie mieć nieprzyjemny ogon.-mruknęła, wściekła.
Przejmowała się młodą Ramirezową może nie tak samo desperacko jak Gabrielle, ale... no, bardzo! W końcu były przyjaciółkami od małego, nie? Nie miała pojęcia czemu brunetka miałaby wybrać taką drogę... Pewnie, miała problemy... ale pakować się w jeszcze większe?
Westchnęła i wyszła z aresztu.
-I co? Wszedłeś między tego bysiora i cwaniaczka? Chyba muszę inaczej na ciebie spojrzeć, Sam.-zachichotała.

- O wiesz o kim mowa?- Sam nie mieszkał tutaj od dzieciństwa więc nie miał pojęcia o tym z kim przyjaźni się Lola a że nie zapraszano go na oddziałowe obiadki to miał niewielkie szanse by dowiedzieć czegokolwiek o nich. 
Następne słowa Loli zbiły go z tropu a co niby miał innego zrobić jak nie rozdzielić tych dwóch, patrzeć jak się mu więźniowie zabijają.
- Najwyżej sam bym oberwał.- wzruszył ramionami.

-No... tak jakby.-westchnęła.
Zapraszano, zapraszano! Tylko trzeba się pojawiać w biurze! NO! Lola chętnie zaprosi Sama na swoje przypalone, ledwo jadalne jedzenie! ...jak przyjdzie w grupie, oczywiście. Bo takie obiadki jeden na jednego to... zbyt intymne były chyba.
-I co? Pałką ich zdzieliłeś?-zapytała, uśmiechając się w ten głupi, figlarny sposób.-Tego Salinasa to bym totalnie zbiła na kwaśne jabłko...-stwiedziła z ponurą miną.-...tego drugiego zresztą też.-dodała z przekąsem.-...o, albo paralizator byłby jeszcze lepszy.-Lola zaczęła obmyślać sposoby zrobienia tych zbirom krzywdy.

- Tak jakby?- jego brwi powędrowały w górę.- No to o kogo chodzi?- dodał gwoli wyjaśnień bo by ciekaw cóż to za niewiasta ma takie powodzenie u lokalnej elity więziennej.
- Proszę cię bardzo, droga wolna,- odsunął się lekko w bok,- Ja tam mogę nic nie widzieć.- uśmiechnął się do kobiety. Jak się chciała pobawić w stylu Aldo to on jej przeszkadzał nie będzie.

Westchnęła ciężko.
-No a jak myślisz?-spojrzała na niego zmęczonym spojrzeniem.-O tą osobę, przez którą Gabrielle tak świruje...-mruknęła.-I nie mówię o Cooperze!
Zachichotała.
-To nęcące. Ale ja już dość przeskrobałam ostatnio. Teraz jestem tą najrozważniejszą w biurze, nie?-wystawiła mu język, przypominając sobie ostatnią akcję Sama.