Zajazd "Geronimo"

First topic message reminder :

Budynek tej niezbyt przyjemnej knajpy z pokojami gościnnymi znajduje się tuż przy zjeździe z Arizona Drive. Zajazd jest piętrowy, z szerokim parkingiem, na którym zawsze znajdują się przynajmniej dwie ciężarówki.
W środku, w głównej sali, znajduje się bar, stoliki i jakieś skórzane kanapy. Jest też stół bilardowy, rzutki i oczywiście automaty do gier. Jednoręki bandyta w rogu zawsze oblegany jest przez starszych mężczyzn, którzy przekrzykują siebie wzajemnie.
Na ścianach wiszą wypchane głowy jeleni i saren, gdzieś nad barem majestatycznie lśni stara, wyżarta przez mole skóra niedźwiedzia. Wszystko to dopełnione plakatami filmów klasy "B" i muzyką w tle - starym rockiem i country. 
Stary barman (i jednocześnie właściciel) patrzy na wszystkich jakby był tu za karę. Lecz jeśli chcesz tu przenocować to musisz z nim porozmawiać.
Na piętrze znajdziesz pokoje do wynajęcia. Pełne kurzu, starych łóżek i zszarzałych firanek. Ale z braku laku... z tę cenę tez nie spodziewaj się luksusów!
Jedzenie tez tu nie jest zbyt pożywne czy smaczne - chyba jedyną zjadliwą rzeczą są tu krążki cebulowe i hot dog z parówki. Ale na pocieszenie dodamy – toalety były niedawno wyremontowane!



Cennik
Pokój jednoosobowy - 20$/noc
Pokój dwuosobowy - 25$/noc

- Na bójkę? A jakoś tak czułem w sobie agresję, którą muszę wyłądować. - mruknął.
- Komu miałem przylać? Tobie? A może na sobie się wyżyć? Była okazja...
Westchnął.
- Ale tak, masz rację. Chociaż nie... nie, to nie była agresja. To było zabawne dla mnie.

- zabawne?! - fuknela - a ja musialqm cie rwatowac. To nie bylo zabawne. To bylo cholernie niezabawne. Oh, obys jutro opuchl- burknela, drapiac sie po nodze. Byla na niego zla koniec koncow.

Zaśmiał się.
- Już spuchłem. Ale pewnie dzięki twoim przekleństwom spuchnę jeszcze bardziej!
Wciąż się śmiał.
Śmiał i śmiał... nie umiał wziąć tej sytuacji na poważnie.

Najpierw byla zla, ale potem usmiechnela sie pod nosem chociaz wcale teho nie chciala. Zgarnela serwetke ze stolka i rzucila nia w Victora.
- Nienawidze cie - fuknela sama tez sie smiejac.

Ten wciąż si śmiał. Z serwetką na połowę twarzy.
- Tak, tak... och, no nie powiesz, e to nie było zabawne jak padłem na ziemi. padłem na ziemię jak mucha walnięta packą na muchy!
Ścignął smatkę z twarzy, ale niepodniósł się zmateaca

- nie! To akurat nie bylo zabawne. Balam sie ze cos ci sie stanie. I mi tez - usiadla na swoim łzku.
- ale jakos sie udalo.. Tylko nie wiem co bys zrobil jakby mnie nie bylo.. - westchnela uspokajajac sie.
- sciagaj te serwetke, pelno tam pewnie zarazkow

- Oj, oj, nic by mi się nie stało. Obiliby mnie i wywalili z baru. rano obudziłbym się w rynsztoku i pojechał do Old Whiskey. Z boląca głową.
Usiadł na łóżku, odrzucając serwetkę.
Potem wstał i ściągnął koszulkę.
- Widać jesteś bohaterką - powiedział - Na prawdę masz coś wspólnego z tym gangiem?
Sięgnął do paska spodni.

- swietnie. I to byl twoj genialny plan? - spojrzala na niego, ale zaraz pdwrocila wzrok i sama sie połzyla, zgarniajac poduszke pod glowe.
- Mam. Loco jest w swietych. Ten moj.. - machnela reka - ..byly narzeczony.

- Ach, tak... - mruknął, rozpinając spodnie.
- Święty, Święty... i co, jak teraz jest byłym? To jaki plan dalej? Chcesz wciąż bronić siebie samą tym faktem, ze kiedyś sypiałaś z jednym z nich?
Zsunął dżinsy.

- nie ma planu - wzruszyla ramionami, omijajac go wzrokiem - poza tym.. Zreszta co, zle ze nas tym bronilam? Przynajmniej twarz masz wzglednie cala.

- Ciało tez mam względnie całe! - Odparł, odrzucając spodnie na łózko.
- Cóż, zawsze można płynąć z prądem. Ale... mówiłaś coś o jakiejś Betty i wyglądało na to, ze to jakaś ważna osoba. Więc chyba nie jest źle, jak masz jej wstawiennictwo?
Teraz to ściągnął gacie i zupełnie nagi usiadł na łóżku i sięgnął po papierosy.

- Nie wiem czy mam. Podejrzewam, ze zostane niezle z..okrzyczana za to wszystko - chcac nie chcac zerknela na victora wbila twarz w poduszke mruczac cos zaskakujaco podobnegi do 'kurwa'.
- zaloz bokserki, prosze - przeniosla wzrok prosto na twarz Victora, z czerwonymi policzkami.

- Sypiam nago - odpowiedział wprost, zaciągając się papierosem.
Ale sięgnął po poduszkę, by położyć ją sobie na kolanach.
- Oj daj spokój ja widziałem twoje sutki.

- to.. Mogles mowic! Jej.. Ja sobie wezme drugi pokoj, co? - zaproponowala siadajac.
- jak.. Co?! - popatrzyla na niego zaskoczona. Nie, zeby tam bylo wiele wiecej do ogladania - kiedy?!

- Weź sie nie wygłupiaj, dorośli jesteśmy.
Wypuścił z ust dym i spojrzał na Liluye unosząc jedną brew.
Przez moją koszulkę ci było widać.

- tak, ale to nie znaczy ze chce spac z toba w jednym pokoju jak nie zamkerzasz zalozyc bokserek - spojrzala po sobie, po koszulce. Westchnela i wstala, zgarniajac swoja sukenke.
- wezme drugi pokoj - bo nie zamierzal sie ubrac najwyrazniej. Poszla do lazienki, zeby sie przebrac, a. Raczej narzucic na siebie sukienlke i na to kurtke victora.

Gdy wyszła z łazienki mogła zobaczyć, ze Victor leży na łóżku ubrany w bokserki.

Wyszla i spojrzala na Romero. Westchnela i zwinela sie znow zebby sie przebrac. Zatrzymala sie w drzwiach lazienkk.
- udusze cie jak je teraz sciagniesz - mruknela. Wyszla chwile potem i wrocila do swojefo lozka.
- mam wrazenie, ze robisz to specjalnie i sprawdzasz moje reakcje.

- Może tak, może nie - odparł, wzruszając ramionami.
Spojrzał na Liluye i posłał jej lekki uśmiech.
- Wcale taka słaba nie jesteś. Odratowałaś mnie od śmierci a teraz przekonałaś, bym się ubrał.

Obrocila sie na plecy i wpatrzyla w sufit.
- im zagrozilam, ze beda mieli problemy 'na gorze', a tobie, ze wyjde, chociaz nie wiem czemu mialoby ci zalezec bym tu zostala. Wiec niewiele.

- Widzisz, masz w sobie wystarczający urok by to zrobił. Mimo iż wyglądasz jak wychudzona Anja Rubik z końską twarzą. wybacz.
Zaśmiał się.
- A to już jest osiągnięcie, moja droga.

Polozyla sobie na twarz poduszke, a na tym swoje rece.
- jestes okropny, nienawidze cie - wyburczala. - idziemy spac?

- Nienawiść, to dobrze. najgorsza jest obojętność. Nienawiść to już jakieś uczucie.
Podłożył sobie dłonie pod głowę.
- Jeśli chcesz. Możemy spać, tylko czy nam się coś przyśni?

Obrocila sie tylem do niego i podlozyla poduszke pod glowe.
- zobaczymy.. Moze dowiemy sie gdzie chcesz jechac? - ziewnela przeciaagle.

- Może. Może będziesz miała wizję. A może ja... - powiedział powoli, samemu zamykając oczy.
Może jeszcze coś mówił. Może - po słowa zlały się w jedno i przypominały szum niż ludzki głos. I taki szum zagnieździł się w łowie śpiącej Liluye.
Potem jednak dźwięk był obrazem. A dziewczyna widziała siebie i ptaki. I tak jakby ona była jednym z nich. leciała, a jednak - wciąż była na ziemie. Widziała oczami paka, który leciał i nie biała się, ze upadnie.
Leciała nad kanionami, górami, półpustyniami i miastem. Drogą - tą sama, którą jechali jeszcze kilka godzin temu. Przeleciała nad zajazdem, przy którym szwendały się kojoty. Tak, widziała kojoty, ale się ich nie bała.
Widziała je dokładnie, ich siwe futro, żółte zęby i zmęczone oczy.
Widziała kojoty.
Te kojoty wyszły na drogę i szły przed siebie, spotykając na drodze starego Indianina. Ten się ich nie bał - nie uciekał, a się do nich modlił.
Liluye wciąż leciała, aż wreszcie nie widziała już nic prócz ciemnego nieba.