Dom Betty Jou

First topic message reminder :

Parterowy dom o niskospadowym dachu pokrytym brązową dachówką. Zbudowany ze dobrej jakości materiałów. Ma dobrą izolację i działającą klimatyzację.
Wchodzi się do sieni, a z niej do dużego pokoju dziennego z otwartą kuchnią. Jest tu też dość miejsca, by postawić duży jadalniany stół. Korytarz po lewej stronie prowadzi do łazienki i dwóch pokoi, a mały korytarzyk przy kuchni kryje małe pomieszczenie gospodarcze i przejście do garażu. 
Garaż mieści jeden samochód.
Goście mają dostęp oczywiście do salonu i kuchni-jadalni. Drzwi obu sypialni sa zawsze zamknięte i raczej właścicielka nikogo tam nie wpuszcza. 
Wnętrze urządzone jest skromnie, acz przytulnie. W kątach stoją nieco babcine meble, a na komodach poustawiane są liczne zdjęcia i szkatułki z biżuterią. W kuchni zawsze coś się dzieje, chociaż sama Bety mało gotuje - mimo to, to jej ulubiona cześć domu, gdzie często pije kawę, pali papierosy lub czyta jakieś szmatławce. 
Wszędzie unosi się zapach słodkich i ciężkich perfum.

Jak wielu się domyśla, dom dostała od drugiego męża, którego oskubała na rozprawie rozwodowej.

---

Zabrał z rusztu ostatnie kawałki mięsa dla siebie oraz Willa, po czym odparł:
-Nie, zostaje w mieście. Może za jakiś czas pojadę znów do domu.-"za jakiś czas" to bardzo długo, ale w sumie chciał teraz posiedzieć trochę w swoim nowym domu, ogarnąć go oraz odpocząć po ekspresowej budowie.

/15.08.13

Mark jechał za Liluye na swoim motorze, by dojechać na znaną już sobie rezydencje Betty. Jak dojechali, ściągnął swoją skorupę z głowy i czekał, aż druga pani domu otworzy drzwi domu. Z jednej strony bał się niezręcznych pytań właścicielki domu, a z drugiej wiedział, że przyda mu się pomoc pseudomedyczna.

/cmentarz

Przyszli do domu i Lil otwarla drzwi a potem przeszła do kuchni.
- Siadaj - poprosiła i wyciągnęła z szafki potrzebne rzeczy.
- Co jeszcze oprócz twarzy ? - zapytała patrząc na niego.

Usiadł posłusznie jak u szkolnej pielęgniarki i odparł:
-No jak widzisz jeszcze dłonie.-pokazał oklejone kostki-Jeszcze mogę dodać żebra i chyba to tyle.-wymienił swoje symptomy i pominął tylko 1 specjalny cios od Gigi.

- To najpierw zebra a potem zobaczymy. Ściągnij koszulkę - uszykowala sobie bandaze w razie gdyby były potrzebne.
- Tez cie bolą zebra? - upewniła się.
- no dobra. Chodz tu - poprosiła - rozloz ręce na boki i mów gdzie cie boli - podeszła i położyła palce na najniższych żebrach czekając aż gdzieś go zaboli.

Ściągnął koszulę, podkoszulek,rozłożył ręce, a potem Liluye zaczęła macać go po korpusie. Trochę jak na komisji wojskowej.
-Zęby są w porządku.-odpowiedział po czym dodał-Kilka żeber wyżej.-gdy dziewczyna dotknęła bolącego punktu, syknął z bólu, na znak znalezienia uszczerbku.

- No dobrze - pokiwala głową żeby już go nie męczyć i zabrała się za obowiązywanie żeber bandazem dość mocno.
- w sumie powinieneś tak trochę chodzić.. dwa tygodnie.. - stwierdziła.
- Siadaj, ogarniemy resztę - poprosiła.

Założył podkoszulek i położył dłonie na stół, z których powoli zaczął ściągać plastry, ukazujące krwawe strupy na kostkach oraz opuchnięcia. Rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym zapytał się na zabicie czasu:
-Długo mieszkasz u Betty ?

- oj. Nie wiem. Kilka miesięcy juz - stwierdziła po chwili zastanowienia.
Skrzywila się widząc jego ręce i je też ogarnęła, zmieniając opatrunek.
- Możesz pracować w takim stanie? Czemu nie byłeś byłeś z tym w przychodni? - zainteresowała się.

-To całkiem sporo.-powiedział-Można wiedzieć co się stało, że mieszkasz z nią ?-jego ciekawość dalej wymagała więcej danych.
-Wiesz... Jak poszedł bym do przychodni, to byłyby niechciane pytania. No bo jakbym miał to wyjaśnić ? Ścierałem sobie wierzchy dłoni o deskę, a potem spadłem z drabiny na brzuch ?-akurat do swoich obrażeń nie umiał wymyślić odpowiedniego kitu.

- Poronilam - powiedziała na pozór beznamietnie, ale nie było jej wcale łatwo o tym mówić wciąż. Skończyła zaklejac klykcie i przysiadla się bliżej mężczyzny żeby zobaczyć co z twarzą.
- no to byłeś w jakiejś knajpie w appaloosa i oberwales. Trudno. Nie muszą wiedzieć co się stało - wzruszyła ramionami. Spojrzała na niego i zaczęła odklejac to, co miał na twarzy.

-Ohhh... Wybacz mi.-znów zeszli na grobowe tematy.
-Może masz rację.-odparł w końcu na temat lekarza, po czym syknął czując jak plaster odchodzi od nosa.

- Nic się nie stało - uśmiechnęła się smutno.
- I z tym nosem powinieneś iść. Możesz mieć złamany - czyscila całość delikatnie z krwi wacikiem.
- ale teraz to wszystko tylko pozaklejam u możesz iść - stwierdziła.
- Kiedy to się stało?

Chwilę pomyślał o czasie złamania i odparł:
-Jakiś tydzień temu, może więcej.-jakoś traci rachubę czasu tutaj-A o nos się nie martw - już mam wprawę w jego nastawianie.-odparł trochę żartem wspominając sobie, jak to wiele razy siedział z bratem przed lustrem i z krzykiem nastawiali nos Marka.

- To dawno - skrzywila się - wpadnij za dwa trzy dni to zmienimy to znów, ok? Powinnam być tu albo w Vivie - dodała zaraz.
- Ok. Zrobione - podniosła się i zaczęła sprzątać.

Mark pomacał nowe opatrunki i powiedział:
-Wielkie dzięki. Jak mogę ci się odwdzięczyć ?-cóż nie lubił mieć długów u innych, choć jakby Liluye miała jakąś sprawę, to i tak by jej pomógł, nawet bez tego bandażowania.

Wzruszyła ramionami.
- Nie ma sprawy. Może kiedyś będę coś potrzebować. Po prostu nie mogłabym tak cię puścić - uśmiechnęła się.

Zaśmiał się na ostatnie słowo.
-Naprawdę nie musiałaś... ale dziękuje.-powiedział po czym znów założył koszulę-Jak tam trzyma się dobudówka ?-zapytał się o dzieło, do którego przyłożył rękę.

- Dobrze, ale chyba niedługo zwolni się tu miejsce. Wrócił mój brat i chyba zamieszkam z nim - odparła. Umyla ręce w zlewie.
- ale przyda się tu więcej miejsca - dodała.

-To chyba dobrze, że wrócił. Też pewnie jakby moi bracia postanowili przyjechać tutaj, to by ze mną mieszkali.-choć w drugą stronę to by nie działało. Gdyby chciał wrócić do Dublina na stałe, to Danny pewnie dałby mu jedynie karton do przykrycia, a Ed swoje książki pod głowę. Pewnie Mark też nie byłby lepszy jakby siedział dalej w rodzinnym domu.
-To jak wszyscy znowu się zbierzemy to postawimy kolejną dobudówkę.-poprawił kołnierz swojej koszuli, szykując się powoli do wyjścia z domu.

- Tak - uśmiechnęła się lekko.
- Był w wojsku i długo się nie widzieliśmy, wiec ciesze się ze wrócił w ogóle - westchnęła i pewnie q kilka minut później się zebrali.

Ztx2

/19.08.13 wieczór

Eva przyszła do domu Betty i weszła do środka.
- Lilu? - zawołała od wejścia i potrneła się o kupę piasku. Ktoś tu się nie przyłożył do sprzatania po apokalipsie.
- Gdzie jesteś?

/19.08.2013, wieczór

Liluye zwinięta w kulkę siedziała w łóżku z głową opartą na wielkim, pluszowym dwumetrowym króliku.
- Tutaj - mruknęła gdy usłyszała jak Eva ją woła. Podniosla się i stopą przewrócila pustą już na szczęście szklankę z alkoholem.
- Shiiiit - pochyliła sie, żeby ją podnieść i w końcu wstała z łóżka, by ruszyć do drzwi i jakoś tam przywitać Evę.

- Ja pierdole - powiedziała, gdy zobaczyła najebaną indiankę.
- Popierdoliło cię do końca - dodała pod nosem i wzięła ją pod ramię i zrobiła z nią w tył zwrot do sypialni, bo jeszcze się potłucze.
- Ty totalnie potrzebujesz opiekunki.

- Nieee.. - stwierdziła dając się zawrócić bez problemu, moze trochę nieskładnie.
- Moze trochę. Ale przecież bym poszła spać, tak? - uniosla brwi, patrząc na Evę. - Znaczy.. tak czy siak.. Nieważne - wzruszyła ramionami, bo chyba tłumaczenie ją przerastało.