/26.09.13 z rana
Jonathan został obudzony mokrym nosem i brutalnym kopaniem. Ktoś się niecierpliwił na spacer. Z cierpiętniczym jęknięciem „złaaaaź” patolog wstał i podrapał swoją wyroścniętą już psinę za uchem wsuwając dłoń w gęste, miękkie futerko. Niedługo będzie już zupełnie duża i będzie ciągnąc swojego tatę po chodniku. Po szybkim śniadaniu ubrał swój dres, przypiął psu smycz i wyszedł na poranną przebieżkę... Która przez psa zazwyczaj kończyła siię na szybkim biegu ze sprintem na koniec. Sophie zadowolona truchtała powolutku dostosowując się do swojego pana, który już po pierwszym okrążeniu wokół osiedla był cały czerwony na twarzy. Jakieś redneki rzuciły niewybredne komentarze dotyczące biegających panienek i Jon zorientował się, że zawędrowali z nieciekawe okolice. Więęęęc w tył zwrot!
Tup tup tup tup tup.
Jon zrobił krótką przerwę pod drzewem, które suczka dokładnie obwąchała po czym wrócili do domu. Gdy Sophie znalazła się na ostatniej prostej, jak zwykle pognała ile sił w łapkach i pociągnęła Jona za sobą. Padnięty wziął prysznic po czym z wilgotnymi włosami usiadł w ogrodzie rzucając piłkę wiecznie pełnej enegrii suczce i maljąc nowe kubistyczne dzieło. Tym razem inspiracją był gołąb siedzący na krzaku i bezczelnie gapiący się na patologa jakby to on był na nie swojej ziemi.
Po południu majac już dość piekącego słońca wrócił do środka i zaczął przygotowywać się do spotkania ze znajomymi. Zaprosił kilka osób na jakieś ciasto i może torchę alkoholu.
Trzydzieści jeden lat. Teraz to juz tylko z górki.
Zdecydował się na ciasto truskawko, bo to jego ulubiona no i w końcu to jego urodziny. Ma osiemnaście lat (i trochę) i będzie robił co chce!
Wsadził czekoladowy biszkopt do piekarnika, w między czasie zrobił masę a jak już wszystko było gotowe ułożył truskawki na wierzch i pomiędzy ciasto i krem. I do lodówki. Wyglądało fantastycznie i dobrze komponowało się z butelkami alkoholu chłodzącego się obok. Nic więcej nie gotował, bo planował rozpalić później grilla i karmić ludzi mięsem z ognia. Gdy skończył położył się na kanapie z laptopem na kolanach i pograł sobie w szachy. Rozegrał kilka partii, z których jedną przegrał. Szok. Zdziwiony obejrzał profil swojego rywala. Jakiś „Spock69” nigdy nie przegrał rozgrywki ...też coś, pewnie jakiś komputer albo co.
I tak spędził kolejną godzinę.