Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Dom Williama Parkera - obecnie: Consueli Ramirez

Idź do strony : Previous  1 ... 11 ... 19, 20, 21 ... 30 ... 40  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 20 z 40]

William Parker

William Parker
First topic message reminder :

Dom jest niewielki, wybudowany z gotowych materiałów. Ściany są wypełnione gąbką lub styropianem, nie ma tu mowy o porządnej izolacji. Dach często przecieka, w czasie upałów wewnątrz nie da się wytrzymać a klimatyzacja działa wątpliwie. Podczas chłodniejszych dni robi się naprawdę zimno i trzeba ratować się piecykiem elektrycznym.
Budynek ma tylko jedno piętro. Wewnątrz znajduje się kuchnia i łazienka oraz dwa średniej wielkości pokoje. Dom jest pomalowany na piaskowy kolor.
Na podwórku znajduje się podjazd.
+ później będzie dodatkowy opis
Od 28.05.2013 dom jest własnością Consueli Ramirez.


Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Kiedy Baker się nagle odsunął i przyznał, że o mało co nie pożegnała się przed chwilą z językiem, Consuela ostatkiem sił powstrzymała się przed zemdleniem. Oparła się o ścianę, dziękując Matce Boskiej z Guadelupe, że po raz kolejny wybawiła ją z kłopotów.
Potrzebowała chwili, by otrząsnąć się po tej zjebie i zabrać się za ponowną próbę ogarnięcia tego bajzlu, który tu po sobie zostawili jej latynoscy goście.
Słysząc dudnienie w drzwi, spojrzała na Bakera. Co prawda to był jej dom, ale wolała grać teraz na jego zasadach, bo naprawdę zaraz utnie jej język. A ona akurat była do niego bardzo przywiązana.

Maro Salinas

Maro Salinas
Opuszczone ranczo

Po Sethcie podjechał kolejny motocykl. No tak przyjechałem, bronić księżniczki. Nie no nie koniecznie. Przyjechał bo czułem silną potrzebę odpryskania sie do kibla Parkera mimo że już nie był jego. Zsiadłem z motocykla, wyłączyłem silnik i podszedłem do drzwi. Zmierzyłem wzrokiem Setha, trochę pytająco czy wszystko w porządku, potem nie zastanawiałem się i wlazłem do środka.
No tak.
- Baker! - mruknąłem - nie może być tak żeby malowany się tak panoszył, mam tego dość jego i tych pedałów z którymi łazi.
Zmierzyłem wzrokiem Ramirez nie widziałem krwi na jej twarzy.
- Miękniesz Baker... - nie zaproponowałem mu aby przylał Ramirez jeszcze raz i to porządniej, wcale nie ze złości. Wcale.

Sue Baker

Sue Baker
Baker znalazł butelkę tequili i nalał sobie solidnie do szklanki, gdy rozległo się walenie w drzwi. Nie zdążył kulturalnie pójść i otworzyć, bo do środka wpadł Salinas. Spojrzał na obu świętych i zmarszczył brwi.
- A myślisz, że ja nie mam?! - warknął. Wciąż był mocno wkurzony. Mógł jednak urżnąć Consueli język, może w końcu poczułby się lepiej.
Spojrzał ponuro na Salinasa. Kolejny członek gangu mu to wypomniał. Może faktycznie zmiękł? Może miał dość? Nie, prawda była taka, że kara Consueli jeszcze się nie skończyła. Tylko ona nie musiała o tym wiedzieć. Bez słowa pochłonął zawartość szklanki. Skrzywił się nieco, czując pieczenie w gardle.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Akurat właziła do salonu z kubłem wody, szmatą i jakimś środkiem czystości, kiedy do imprezy dołączył nagle Salinas i Cluster. Zacisnęła zęby, kiedy Maro obciął ją spojrzeniem i - chcąc nie chcąc - wyraził lekkie rozczarowanie tym, że Consuela zapewne jeszcze jest w jednym kawałku.
- Maro, czemu jesteś takim chujem? - zapytała, czując, jak trafia ją szlag. Postawiła kubeł na ziemi i zamoczyła w nim szmatę, kląc pod nosem.
- Ciekawe co wy byście zrobili na moim miejscu, do chuja waflwa... - mruczała pod nosem.
- Tak to pierwsi się wyrywają do zajebania tych fajuchów. Ale jak już ja się za to wezmę, to kurwa, chcą mnie ciąć. No ja pierdole. - mówiła cicho, pod nosem, do siebie.
- Gdybym miała okazję, to bym to zrobiła raz jeszcze. - mruknęła, dochodząc do wniosku, że rzeczywiście śmierć tych dwóch gamoni równała się u niej z jakąś tam, trudną do wytłumaczenia ulgą.

Seth Cluster

Seth Cluster
Seth wszedł do środka za Salinasem. Cóż, łysy nigdy nie był uznawany za zbyt okrzesanego. Cluster przeciwnie, wiedział kiedy trzymać mordę na kłódkę, a kiedy kogoś wyśmiewać... No dobra, w każdym razie bardziej niż sam Maro.
Zaciągnął się szlugiem i rozejrzał po nieudolnie startej krwi.
- Wybielacz jest potrzebny. - stwierdził krytycznie podejrzewając że Consuela próbowała to zmyć z użyciem wody.

Maro Salinas

Maro Salinas
- Wiem że masz Baker, malowany się rozpanoszył, domyślam się że sam Smith przyszedł do ciebie po to samo, ale czy malowany mówi wszystko im co tu się odpierdala? Czy oni wiedzą że on kurwa nie panuje nad tym całym swoim gównem? I żadne tłumaczenie tu nie pomoże. Niech wypierdala na tą swoją Jamajkę i tam handluje dropsami i tańczy bamboleo - pokręciłem z rezygnacją głową - daj mi znać Baker, a zrobię co powiesz, mam tylko nadzieję że nie opuścisz gardy, a ona - wskazałem palcem na Ramirez - zacznie kurwa myśleć... Nie jesteśmy niańkami do pilnowania Świetych Bab, mam dziwki to już wyzwanie, które panoszą się jak chcą - chyba miałem zamiar wyrzucić wszystko co mnie tu boli. Nie chodziło o sprawy osobiste a o gang.
- Weź się w garść Ramirez - ohoho mogłem już iść - jak coś trzeba to dzwoń Baker.
Już miałem wychodzić gdy usłyszałem komplement od samej Ramirez.
Spojrzałem tylko na nią, nic nie powiedziałem, nie ja ją tu olałem. Więcej nic nie powiedziałem.

Sue Baker

Sue Baker
Nie zwracał uwagi na mamrotanie Consueli. Niech se psioczy, nic go to nie obchodziło. Byleby się do szorowania przyłożyła. Może nawet przyda się odmalować ścianę, jak już ją porządnie zetrze.
Westchnął i przeniósł wzrok na Maro, który rozpoczął tyradę.
- Tak, Smith też chce koalicji. I jeśli mam wybierać, wolę rozmawiać z nim, niż z czarnuchem. Szczerze, to nie zdziwiłoby mnie, gdyby chcieli się go pozbyć. Ten dureń każdemu musi działać na nerwy - wywrócił oczami i poczłapał do kuchni po kolejną porcję paskudnej tequili.
- I tak, też bym chciał, żeby Ramirez zaczęła W KOŃCU MYŚLEĆ - podniósł głos, spoglądając na dziewczynę, nieudolnie szorującą podłogę.
Przeszedł się po pokoju i siadł w fotelu. Idealny widok na harującą Consuelę. Był na nią wściekły, ale po prawdzie, cieszył się, że nic jej nie zrobili.
- Seth - kiwnął na młodego i wskazał kanapę. - Co to kurwa, miało znaczyć, że znaleźliście gówniarza Skittlesa i odeskortowaliście do domu?!

Seth Cluster

Seth Cluster
Młody to on może i nie był, ale z trójki Świętych rodzaju męskiego rzeczywiście najmłodszy.
Cluster rozsiadł się na kanapie i zaciągnął szlugiem, patrząc na Bakera.
- Myślałem że ona ci powie, bo ja zajarzyłem długo po fakcie. Generalnie któregoś razu była wkurwiona i chciała się powyżywać na butelkach na jakimś wypizdowiu. Pojechałem z nią. Okazało się że w pustostanie jakaś banda szczyli ćpała i chlała, wylecieli na nas z rozbitymi butelkami żeby nam spuścić wpieprz, okazało się że jednym z nich był gówniarz naszego Oreo. Czego wtedy nie zajarzyłem. Skumałem dopiero jak już go oddaliśmy, że widziałem i jego i Skittlesa na pogrzebie. Gdybym wiedział od początku kim on jest to za chuja nie oddałbym go im z powrotem. - stwierdził krytycznie i skiepował do pustej szklanki stojącej na stoliku przy kanapie.

Sue Baker

Sue Baker
Wysłuchał Clustera, ale nie odezwał się od razu. Pociągnął łyk ze szklanki, popatrzył na Consuelę dalej szorującą krew z podłogi i na ciemność za oknem. Klimatycznie, nie ma co.
- Pamiętasz, gdzie mieszka?
Spytał w końcu o rzecz, która była najbardziej istotna w całej tej sprawie.

William Parker

William Parker
Spod motelu wyjechał, zapewne towarzysząc i Bakerowi, i Clusterowi, i Ramirez, której się dostało. Parker się nie wtrącał.
Pewnie gdy Cluster wszedł to William chwilę jeszcze stał przed swoim starym domem, przez moment zapewne mając lęk wejścia do niego. Perspektywa dostania zawału ze względu na syf, jaki panował w środku była zbyt przerażająca, jednakże po chwili uchylił drzwi, wślizgując się do wnętrza domu.
Westchnął cicho, a dłonie wsunął w kieszenie kurtki, rozglądając się po ciemnym byłym salonie.
- Radzę ci przyszykować się na te parę dni sprzątania - mruknął do Consueli, a potem spojrzał na resztę Świętych.
Nawet nie miał co powiedzieć.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Chwilę zajęło Consueli połączenie faktów.
- Wiedziałam, że skądś znam tego gnoja! Wiedziałam! - rzuciła szmatę na podłogę i chwyciła się za włosy. Mówiła oczywiście o gościu, którego krew właśnie ścierała z podłogi. Ten sam w końcu powitał ją i Clustera przed domem Ducka.
Swoją drogą... Duck jest synem Skittlesa?!
- Duck jest synem Skittlesa?! - zapytała, uświadamiając sobie, że chyba całe jej życie jest zbiorem fatalnych przypadków - Jesteście tego pewni? - zapytała, zerkając to na Clustera, to na Bakera, to na Williama, to na wychodzącego Salinasa.
- Ja wiem gdzie mieszka. - przyznała drżącym głosem.

Sue Baker

Sue Baker
Podniósł wzrok na Parkera, który najwyraźniej nie wiedział, co ze sobą począć.
- Kopsnij się do marketu po wybielacz i inne takie, jak już sprząta, to niech to porządnie zrobi - rzucił więc do niego. - Potem odda ci kasę - dodał, spoglądając na Ramirez.
Ta akurat wtedy doznała jakiegoś oświecenia. Zmarszczył brwi, nie bardzo z początku wiedząc, o co chodzi. Nie mogę sobie przypomnieć, czy w zbiorach dysku Skittlesa były jakieś zdjęcia jego syna, czy Baker kojarzył go pod względem czysto teoretycznym. Jeśli tak, to nie mógł on udzielić stuprocentowo pewnej odpowiedzi.
- Wiesz? - spytał podejrzliwie, bo "wiem", a "mniej więcej pamiętam" to różnica. Wydawała się być nad wyraz pewna.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Z tego co pamiętam, to Baker kojarzy sam fakt, że Skittles ma syna. Na jego dysku nie mógł znaleźć żadnego zdjęcia młodego.
- Skąd wiecie, że to jego syn? - zapytała najpierw, chociaż, jakby się głębiej nad tym wszystkim zastanowić... to wszystko miało sens. I to było najbardziej przerażające.
- Czy jesteście pewni, że to jego syn? Że Duck to jego syn? - mogłaby dla pewności zadać to pytanie jeszcze z tysiąc razy.
- ...że Jacob, zwany Duckiem to jego syn? W sumie to od razu jakiś taki... znajomy z gęby mi się wydawał...ale żeby od razu Skittles? Przecież to normalny dzieciak! Czy to na pewno jego syn? - ...a z pewnością jeszcze co najmniej trzy razy. Zamknęła się, widząc poirytowanie na twarzy Sue.
- Tak, wiem gdzie mieszka. - odpowiedziała w końcu.

Seth Cluster

Seth Cluster
-To by wyjaśniało tę kaczkę na szyi Skittlesa. I fakt że stał z tym gnojem na pogrzebie Nachosa. Więc to musi być albo syn, albo kuzyn, chuj wie, ale ktoś z kim jest blisko. - skwitował to Cluster. Oczywiście pewności stuprocentowej nie miał, więc mógł tylko strzelać. Z jego celnością strzały na pewno były celniejsze niż te które zadawała Ramirez.
Odgasił szluga w szklance i przyjrzał się Bakerowi.
- Sorry prez, ale nie miałem pewności.

Sue Baker

Sue Baker
Dobrze, że Consuela wreszcie zamknęła mordę, bo jeszcze jedno pytanie, a Baker wstałby i rozbił szklankę z resztką tequili na jej głowie. Wywrócił oczami o dopił alkohol. Przy drugiej szklance wchodził lepiej, a i rozcięte dziąsło i warga mniej piekły, niż przy pierwszych łykach.
Spojrzał na Clustera i pokiwał głową. To miałoby sens.
- W porządku - odparł, tym samym dając do zrozumienia, że sprawa wyjaśniona. Co się zaś tyczyło Ramirez...
Podniósł się, odstawił szklankę i podszedł do dziewczyny. Dostała już od niego wciry dość razy, by spodziewać się kolejnego ataku, ale Baker na razie tylko spytał:
- Czy ty chcesz mi przypadkiem powiedzieć, że go znasz?

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Znowu poczuła się wyjątkowo niepewnie, kiedy Baker wstał z miejsca. Czuła w kościach, że nadchodzi kolejna zjeba, ale tym razem nie miała pojęcia za co. Spojrzała w kierunku Setha, zastanawiając się, czy wie, o co chodzi Bakerowi.
- No tak....mniej więcej. Sue... dlaczego wstałeś z miejsca i patrzysz na mnie w ten sposób? - zapytała, czując jak resztki jej pewności siebie biorą urlop i wyjeżdżają na wakacje do Konina.
- Ja wiem. Nie jestem wzorową Świętą, ale nie wjebiesz mi chyba za to, że znam się z synem tego pajaca, nie wiedząc nawet, że jest synem tego pajaca. No kurwa. - jęknęła płaczliwie, wyżynając szmatę do wiadra.

Sue Baker

Sue Baker
Sue w ramach odpowiedzi schylił się i szarpnął Consuelę za ramię, podrywając na nogi.
- Nie, nie wjebię. Chcę tylko wiedzieć, skąd go znasz. Dlaczego go znasz. Jak długo. Masz mi wyśpiewać wszystko co o nim wiesz, jasne? - wycedził, po czym poprowadził Ramirez do kanapy, żeby sobie klapnęła. Sam zajął poprzednie miejsce w fotelu i wbił w nią wzrok.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Nie no gówniarza jakoś szczególnie nie znam... - zaczęła niepewnie, podciągając nogi pod brodę.
- Bardziej jego babcię. Przenocowała mnie przez parę dni po tym, jak prawie zdechłam na ulicy w Appaloosa... Kurwa, nie wiedziałam, że to protoplastka Jonesa. - przejechała dłońmi po policzkach.
- To było dość dawno temu. Wtedy jeszcze ćpałam. - przyznała z pewnym poczuciem wstydu. Mimo iż od czasu do czasu nachodziły ją myśli, że miło by było wrócić do starych zwyczajów.
- Nie róbmy im krzywdy. Przynajmniej dopóki nie jest to konieczne. - sama zaskoczyła się tą prośbą. W końcu zawsze myślała, że pragnie dobrać się do Buendiów najkrótszą drogą, nie oglądając się na nikogo. Zwłaszcza na ich krewnych. No ale w tym wypadku sytuacja była trochę bardziej skomplikowana.

Sue Baker

Sue Baker
Baker wbił wzrok w Consuelę i słuchał. Część "prawie zdechłam na ulicy w Appaloosa" brzmiała całkiem znajomo.
- Nie planuję na razie robić im krzywdy. Chcę tylko adres.
Tak, skoro dziwnym trafem posiedli tę wiedzę, grzechem było tego nie wykorzystać. Spojrzał na Clustera, bo pozostali święci chyba wyszli.
- Więc mieli obstawę? - kontynuował po chwili przepytywanie Consueli, tym razem dopytując odnośnie wcześniej niezrozumianego mamrotania Ramirez.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Consuela westchnęła ciężko i podała mu adres.
- Był tam tylko ten gościu, który... leży teraz na cmentarzu, przytulony do Naiche... - mruknęła - Ten, którego tu zajebałam. - skrzywiła się lekko, podnoszac wzrok na Bakera.
- Coś jeszcze? - zapytała z wdziękiem zmęczonej pani zza lady osiedlowego monopolowego.

Seth Cluster

Seth Cluster
Cluster wzruszył ramionami. Cokolwiek by nie powiedział raczej by to nie zmieniło sytuacji i tego co mieli zrobić.
Cieszył się w duchu że Ramirez nic nie było. Mimo tego jak bardzo go wkurzała, irytowała i zwodziła, nadal zależało mu na niej... w jakiś sposób.
W odpowiedzi na wzrok Bakera Seth jeszcze wsunął szluga w usta i odpalił, po czym minął ich i począł szukać w lodówce Consueli piwa. Gdy już znalazł jedno, otworzył je i pociągnął z butelki, wracając do głównego pomieszczenia.
- Skurwiel powinien dostać za swoje, ale nie wiem czy ten dzieciak to dobry pomysł.
Słysząc jej wzmiankę o Naiche i dodatkowym lokatorze oparł się mocniej o framugę, czekając aż Baker się bardziej wkurwi.

William Parker

William Parker
Pewnie jak Baker polecił tak Will wybrał się do marketu, zakupując niemało produktów do kompletnego oczyszczania, a kto - jak nie on - znałby się na tym najlepiej? Pewnie gdyby nie był księgowym to zajmowałby się czyszczeniem miejsc zbrodni, o.
I trochę go nie było. A tu lepszy płyn, tu wydajniejszy wybielacz, tam zaraz ocet, a jeszcze rozpuszczalnik, do tego coś i coś, i coś, i coś, aż wrócił. Z dwoma siatami produktów chemicznych, które postawił na środku salonu, spoglądając wymownie na Ramirez.
- Kto, co i jak? - spytał, bo miał prawo nie wiedzieć.
I wziął się za szukanie paragonu, a co.

Sue Baker

Sue Baker
Wypuścił wolno powietrze i przetarł twarz dłońmi.
- Serio?... Serio? - podniósł na Consuelę całkiem już zrezygnowane spojrzenie. Teraz to już się nią całkiem załamał. Pokręcił głową i wstał.
- Nie wiem, jak to działa u Indian, ale jak zaczną nawiedzać cię duchy przodków, to nie licz na pomoc - mruknął tylko i kiwnął Parkerowi głową. Tak, właściwy człowiek na właściwym miejscu.
- Dzieciaka warto mieć na oku. Będzie naszym zabezpieczeniem, w razie jakby Skittles próbował nas kolejny raz ochujać. Przecież nie mówię, żeby go od razu zarzynać... Chociaż kto wie, jakby został sam na sam z Ramirez - wywrócił oczami i odchrząknął.
Baker ruszył w stronę wyjścia.
- Jutro przyjdę sprawdzić, jak ci poszło sprzątanie, Ramirez, więc lepiej się do tego przyłóż - warknął. - Może chociaż tego nie zjebiesz. Dzięki za pomoc, chłopaki.
Po tych słowach wyszedł na zewnątrz. Po chwili przed domem rozległ się dźwięk odpalanego silnika i Baker odjechał.

zt

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Ciekawe co ty byś wymyślił lepszego, sakramencki dziadzie. - mruknęła w odpowiedzi, ledwo słyszalnie, a kiedy Baker opuścił jej lokum, Ramirez schowała twarz w dłoniach. Siedziała tak kilka ładnych sekund, walcząc z potrzebą wybuchnięcia płaczem po dzisiejszych wrażeniach. Uznała jednak w końcu, że nie będzie sobie robić wiochy przy chłopakach.
- Mówcie sobie co chcecie, ale to wszystko... chyba dobrze wyszło, co nie? Skład Skittlesa osłabiony, ja i Jane w jednym kawałku, dom prawie (!) czysty, w razie czego mamy haka na tego błazna... Jest dobrze, co nie? - sama sobie przytaknęła, prostując się niczym struna, starając się sprawiać takie wrażenie, jakby sama sobie wierzyła.

William Parker

William Parker
Będzie musiał zacząć wypisywać rachunki za dokładne oczyszczanie. Zbiłby na tym fortunę. Ot, Will Niezbędny.
Księgowy nic nie odpowiedział na rozgadanie Consueli. Czy brakowało mu tego jazgotu Cruelli, który niekiedy wołał o pomstę do nieba za pomysły dziewczyny? Być może tak, ale mężczyzna tego po sobie nie pokazał.
Pierwsze i najważniejsze co wyciągnął to alkohol, piwo lub coś innego i postawił na stole. Zaraz, gdy tylko Ramirez wyprostowała się jak struna, podszedł do niej, przyglądając się jej niezbyt przychylnie. Wcisnął Cruelli rękawiczki i jeden z płynów.
- Na glanc - odparł, a potem zaczął ściągać kurtkę i podwijać rękawy koszuli.
Najwidoczniej formą litości u Parkera wobec dziewczyny była, cóż, pomoc w sprzątaniu.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 20 z 40]

Idź do strony : Previous  1 ... 11 ... 19, 20, 21 ... 30 ... 40  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach