Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Dom Williama Parkera - obecnie: Consueli Ramirez

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4 ... 21 ... 40  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 3 z 40]

William Parker

William Parker
First topic message reminder :

Dom jest niewielki, wybudowany z gotowych materiałów. Ściany są wypełnione gąbką lub styropianem, nie ma tu mowy o porządnej izolacji. Dach często przecieka, w czasie upałów wewnątrz nie da się wytrzymać a klimatyzacja działa wątpliwie. Podczas chłodniejszych dni robi się naprawdę zimno i trzeba ratować się piecykiem elektrycznym.
Budynek ma tylko jedno piętro. Wewnątrz znajduje się kuchnia i łazienka oraz dwa średniej wielkości pokoje. Dom jest pomalowany na piaskowy kolor.
Na podwórku znajduje się podjazd.
+ później będzie dodatkowy opis
Od 28.05.2013 dom jest własnością Consueli Ramirez.


William Parker

William Parker
W wyrazie zauważalnego rozbawienia, Parker zakrył twarz dłońmi. W sumie można byłoby pomyśleć, że księgowy w tym momencie się załamał czy coś w tym stylu, choć - spojrzawszy na jego ramiona, które drżały - to jednak ta myśl nie była tą wiodącą, a co najwyżej sprytnie zakamuflowaną pod rozbawieniem.
- Weź mi o tym nic nie mów. Niedobrze mi - zarzucił, zerkając rozbawiony na Beth. Co prawda, z pewnością były gorsze rzeczy, które znacznie szybciej mogły go zniesmaczyć, aczkolwiek wizja szczęki w szklance jest, cóż, okropna.
- Ach, nic szczególnego. Tylko niech pamięta, że to, iż człowiek wie, po jakie leki chce przyjść, które są nasenne, przy czym mówi otwarcie o problemie, to nie znaczy od razu, że jest ćpunem - odpowiedział, krzywiąc się. Roberts znała jego stosunek do narkotyków. - Nachalna nieco było w tej sprawie - dodał, a to, że cóż, względnie umówił się z Catherine, to o tym wiedzieć Beth nie musiała.
Pstryknął palcami, wskazując na lekarkę.
- Będę o tym pamiętać - stwierdził nagle. - Ty z kolei mogłabyś pamiętać, że jak będziesz chciała ogarnąć mi laskę, to niech będzie miała ostrze. Przyda się.

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
Widziała jak ramiona Willa drżą od tłumionego śmiechu i sama się uśmiechała obejmują dłońmi kubek z kawą, której niestety z niego powoli ubywało. Nie, nie dała się nabrać na to pozę pod tytułem" Kobieto załamujesz mnie" z czego Parker najpewniej zdawał sobie doskonale radę.
- Widzisz a trzeba było poczekać na mój dyżur albo sobie wizytę domową umówić, ale przytrę jej uszu co by za bardzo nie kozaczyła. Młoda jest to i podejścia do pacjenta jej brakuje.- Beth pokręciła głową z dezaprobatą.
- No i co jeszcze może napęd odrzutowy ci w niej zamontować?- uśmiechnęła się do Parkera.

William Parker

William Parker
Głupi nie był, nawet jeśli to było tylko 29 punktów inteligencji! Znał Beth, ona znała jego - wiadomo więc, jak to jest.
- Wiesz, wtedy akurat o tym nie pomyślałem, a stwierdziłem, że jeśli nie jest to coś, co lepiej załatwić po znajomości, to co mi szkodzi - strzepnął popiół do popielniczki. - Ale fakt, trochę podejście powinna wyrobić, ale wierzę, że jeszcze znajdą się tacy, co dadzą jej popalić, chociaż z drugiej strony aż tak źle nie jest. Chwila przygotowania i ogarnięcia - odpowiedział. W końcu nie wiedział, że pewnie po spotkaniu z państwem Smith to Cath nieco pokory w sobie będzie miała.
- W sumie - zastanowił się. - Niewielki miotacz ognia byłby lepszy, no ale... niech będzie - uśmiechnął się uroczo. - Liczę na twoją kreatywność, Beth - napił się kawy, dokańczając tym samym myśl.

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
- Dobra czekaj zanotuję to sobie, nóż, miotacz ognia, napęd odrzutowy i przymocować papierośnicę z fajkami. Jeszcze jakieś specjalne życzenia?- uśmiechnęła się do Willa i zatrzymała spojrzenie na jego ustach ale nie w żadnych celach o których pomyślałoby 3/4 forum tylko po to by upewnić się czy z rany nic się nie sączy. Pomyślała, ze pewnie go to boli jak gada.
-Słuchaj obiecaj mi, że się pojawisz jakby ci się to goić nie chciało.- ruchem brody wskazała za ranę. Czasami nie wystarczała dezynfekcja samym alkoholem.

William Parker

William Parker
Z każdym wymienionym dodatkiem do starej laski do chodzenia, Will kiwnął, potwierdzając. Dopiero gdy wspomniała o papierośnicy, pokręcił głową.
- Nie, nie jest mi to potrzebne. Papierosy wolę mieć przy sobie, w kieszeni, a nie nosić w lasce - stwierdził, przysuwając sobie krzesełko, na którym zasiadł po chwili. Zatem teraz było wygodnie, Beth nie musiała nadwyrężać szyi, zaś Parker nóg, jakkolwiek by to nie brzmiało. Pewnie niektórzy mają nadzieję, że zaraz coś się wydarzy między Roberts a Parkerem, jednakże muszą się zawieść - nie ma na to planów.
- Jasne, Beth - odpowiedział, z delikatnym uśmiechem. - Przecież nie jest mocno rozcięta, więc to tylko kilka dni - dodał. - Ja pewnie też na jakiś czas wyjadę, żeby jechać do tego dentysty i ogarnąć - cóż, miał taki zawód, że jednak musiał odpowiednio wyglądać!

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
- No tak papieroski jak najbliżej piersi.-pokręciła lekko głową. Nie będzie mu oczywiście waliła wykładu na temat. Był już dużym chłopcem i wiedział co robi a ona nie była jego matką by mu robić o to wyrzuty. Co najwyżej mogła mu trochę pomarudzić, że ma zrobić takie czy siakie badania. Przy najbliższej okazji każe mu zrobić prześwietlenie płuc.
Dopiła kawę i w końcu podniosła swoje cztery litery.
- Muszę się zbierać mam jeszcze wizytę domową u tej starej Rowan zrobić bo już trzy razy dzwoniła. Trzymaj się i uważaj na siebie.- pożegnała się z Willem i opuściła jego dom.

zt

William Parker

William Parker
- Dokładnie - odparł z uśmiechem i nawet po torsie się poklepał, jakby wskazywał miejsce, gdzie najczęściej mieszczą się papierosy i zapalniczka Parkera. Pewnie już nie raz i nie dwa podejmowała się tego tematu, którego efekty - jak widać - nie były dla kobiety zachwycające.
- Jasne, nie ma sprawy. Sam muszę zajrzeć i popracować - stwierdził i odprowadził Beth do wyjścia. - Współczuję, chociaż dobre to, że nie biega i nie drze się na wszystkich ta Rowan - dodał z nikłym uśmiechem. - Do zobaczenia, Beth.
Niedługo po wyjściu kobiety sam Parker się ogarnął, posprzątał i wyszedł.

warsztat ->

Maro Salinas

Maro Salinas
---> Warsztat

Podjechałem na podjazd i wyszedłem z samochodu idąc w stronę drzwi. Kurwa mam nadzieje ze tam jest. Miałem też na dzieję ze nie był na randce z Ramirez.

William Parker

William Parker
/ nie wiem jaka pora, dostosuję się

Parker akurat kończył swoją pracę. Wszystko składał w niewielkie stosy, które - poprzedzielane kolorowymi zakładkami - zostały ułożone w jeden, znacznie większy. Miał lada moment schować, a tutaj nagle ktoś zapukał i zastukał, więc Will nieco się ociągał, zanim ostatecznie dotarł do tych drzwi frontowych i je otworzył.
- Szybko ci przychodzi ta tęsknota, Maro - palnął żartobliwie. - Co się dzieje?

Maro Salinas

Maro Salinas
- Masz piwnicę? - zapytałem stając w progu - muszę schować gdzieś tego cwela, a w warsztacie za dużo ludzi... - rzuciłem - no mam go w bagażniku.
Skrzywiłem się, a potem zrobiłem oczy kota ze Shreka.

William Parker

William Parker
Uniósł brwi.
- Zawsze tak szybko przechodzisz do rzeczy? No proszę - westchnął z nieco udawanym zaskoczeniem i zaraz pokręcił głową. - Nie mam. Pewnie gdybym miał piwnicę to połowę rzeczy nie trzymałbym na górze - dodał i spojrzał od razu na samochód.
- Klient nic więcej nie chciał powiedzieć? - jakoś nie spieszyło się księgowemu, by zajrzeć do tego z P. - Można gdzie indziej sprawdzić. Może Betty nam użyczy jakieś lokum? - oczywiście, dziwnie dla osoby postronnej mogłoby to zabrzmieć, ale kto by się przejmował...

Maro Salinas

Maro Salinas
Zastanowiłem się nad słowami Bakera o mojej szybkości w końcu uśmiechnąłem się i rzuciłem.
- To zależy czy stoi czy leży - chwilę milczałem.
- Przedstawił się i tyle, mówił ze łzami że nic nie wie, ja osobiście bym go zrzucił gdzieś do kanionu ale Baker chciał go przytrzymać jeszcze. Cwel mówił że dorabiał na ślub czy inne gówno, ma dzieciaka jakiegoś małego.
Cofnąłem się dwa kroki.
- Betty? To co jedziesz ze mną?

William Parker

William Parker
- Jak Viagrę zażywasz to wszystko możliwe - powiedział pewnie i z rozbawieniem. Co prawda, szybciej zakładałby, że to Baker zażywa, ale kto go tam wie.
- Wiesz, gdybym ja lada moment miał zginąć to też pewnie zacząłbym ściemniać, będąc na jego miejscu - mruknął, drapiąc się po policzku. Niezbyt przyjemna sytuacja, to trzeba przyznać, jednakże jaką mieli pewność, że mówił prawdę?
- Czekaj - Parker na chwilę zniknął w tym niewielkim domu bez piwnicy, sięgając po kurtkę i te pomniejsze dyrdymały. Zaraz był gotów do wyjścia, zamknął tylko drzwi, upewnił się, że to, co mu potrzebne, jest w kieszeniach i mogli wsiąść do auta, aby skierować się do Betty.

/ dom Betty ->

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
/ nie mam pojęcia

Beth późnym popołudniem ruszyła do Willa. Miał się u niej pokazać z tym uchem ale oczywiście tego nei zrobił. W sumie to Roberts byłą pewna, że mężczyzna pozbył się już dawno opatrunku, który miał na uchu. Miała zamiar wyciągnąć mu szwy dlatego targała ze sobą torbę lekarską. Miała na sobie zieloną sukienkę z dopasowaną górą i rozkloszowanym dołem. Na nogach oczywiście jak zawsze szpilki.
Podeszła do drzwi i zapukała czekając aż William otworzy.

William Parker

William Parker
Oczywiście, że się nie pokazał. Will już tak miał. Opatrunku może nie ściągnął przez te dni, tylko wymieniał posłusznie. Nie musiała się o to martwić i gdyby to był zakład, cóż - przegrałaby. Szwy już go męczyły, a rana zaczęła się goić.
Beth miała doskonałe wyczucie czasu, bo akurat Parker był kilka minut po prysznicu, który wziął kiedy tylko wrócił ze stacji benzynowej. Mężczyzna zdążył się wytrzeć, przywdziać coś wygodnego, a gdy kierował się do kuchni to wtedy usłyszał pukanie do drzwi.
Po chwili je więc otworzył. Wcześniej nawet przeczesał niedbale swoje wilgotne włosy.
- Beth - rzucił na wdechu i zaraz się uśmiechnął, wpuszczając kobietę do środka. I żeby nie wyszedł z Willa cham i prostak, księgowy dosyć prędko wziął od kobiety torbę lekarską (jakby była ona naprawdę ciężka!) i zaniósł w międzyczasie do salonu czy tam części kuchennej. A porządek, jak zwykle, panował w tym miejscu.  

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
- Cześć.- cmoknęła go w policzek nim ten zdążył zareagować a potem grzecznie pomaszerowała za nim w głąb mieszkania.
-Wyciągnęłam cię z pod prysznica?- wskazała ruchem głowy na jego wilgotne włosy i usadowiła się na jakimś stołku czekając na odpowiedź mężczyzny. 
Postawiła torbę obok siebie i otworzyła ją zerkając do środka. Miała przy sobie wszystko co będzie jej potrzebne.
- Przyznaj się z chęcią pozbędziesz się już tych szwów co?- posłała mu uśmiech trochę taki przekorny i zaczepny. Raczej nie spodziewała się by zaprzeczył.

William Parker

William Parker
Okej, takim posunięciem Will odrobinę (ale naprawdę, niemalże tyle co nic!) się zdziwił, jednak nie zaczął rozmyślać nad tym wszystkim.
- Ta, niedawno wróciłem ze stacji - wyjaśnił. - Wiesz, praca na zlecenie, odbudowywanie - dodał, wzruszając ramionami i zaraz odruchowo, jak tylko wspomniała o jego włosach nawet gestem, znowu te przeczesał.
Parker uśmiechnął się szerzej, opierając się o blat kuchenny, uprzednio wstawiając wodę na ewentualną kawę lub herbatę.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Już za bardzo drażni to wszystko i się odechciewa. Ujma dla mojego oblicza - powiedział ze śmiechem i otaksował Beth spojrzeniem. - Dobrze wyglądasz - skomplementował po chwili.

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
- Dorabiasz na stacji?- zdziwiła się tą informacją. Zawsze myślała, że Will dobrze zarabia i nie potrzebuje dodatkowych funduszy w sumie kasowanie 50$za godzinkę pracy to całkiem niezła stawka. Właściwie to może potrzebował jakiegoś ruchu fizycznego od tego siedzenia nad księgami czy innymi papierami.
A potem uśmiechnęła się gdy przeczesał włosy rękami.
- Zapuść je trochę to ci to ucho schowają, tym bardziej, że stanowi węszą w przychodni.
Otworzyła torbę i wskazała Willowi miejsce na stołku. Najpierw obowiązki a potem mogła wypić herbatkę czy cokolwiek innego i pokręciła rozbawiona głową. Ujma dla jego oblicza. No kto by pomyślał. Ta męska próżność.
-Dziękuję.- podniosła na niego spojrzenie ciemnych oczu, w których coś błysnęło chyba się jej miło zrobiło, że Will ją tak komplementował.

William Parker

William Parker
- Lekarskie zalecenie, by nie zastygnąć w jednej pozycji - zażartował, bo jednak nie można aż tak było narzekać na jego sylwetkę i kondycję, moi mili. Nie bez powodu ma aż 24 punkty! - A tak na poważnie to trochę grosza się przyda - wyjaśnił. I widzę, że autorka mi nie zapomni tych 50$, ech. Następnym razem podbiję do 70$, żeby nie było! Niemniej, na następną informację, William nieco się zdziwił.
- Będę miał to na uwadze - powiedział, zacieśniając usta w wąską linię, która otoczona była kilkudniowym zarostem. Jakoś Will nie miał problemu z zapuszczeniem odrobinę włosów, skoro potem i tak na nowo będzie to ogarniał. - Jak to stanowi? - spytał dopiero po upływie kilku sekund ciszy. - Słyszałem, że jest nowy glina tylko - dodał, podkreślając ten niski stopień. Będzie musiał podejść do Bakera wtedy i pogadać. No, chyba że wie, chociaż skąd?
A tam próżność. To po prostu pewność siebie i nieco narcystyczne podejście!
- Proszę - powiedział, takim tonem, jakby lada moment chciał się z nią przekomarzać, aczkolwiek Will zaraz posłał kobiecie delikatny uśmiech, w palcach obracając długopis. - Coś ciekawego się u ciebie dzieje poza pracą? - rzucił, tak jakby od niechcenia i przechylił głowę tak, by ułatwić kobiecie ściągnięcie szwów.
A ten błysk to zarejestrował od razu, lecz nijak zareagował.

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
Tylko lekko uniosła brew i rozbawiona pokręciła głową. Niech mu będzie. Beth znalazłaby mu jeszcze kilka zaleceń, które nie pozwoliłyby mu zastygnąć w jednej pozycji ale zostawmy sobie to na inną okazję.
- Słyszałam, że tam jakieś wypadki były. Młody Curwood pojawił się w przychodni.-  zabrała się do ostrożnego wyciągania szwów z ucha. Właściwie to było jej trochę niewygodnie więc kazała usiąść Willowi na stołku a sam stanęła okraczając go i bawiąc się w dłubaninę przy uchu. W końcu nie chciała niczego zepsuć. W sumie to Roberts powinna to policzyć jako wizytę domową. Co najmniej 300 $ a to jak wpadł do niej z resztą swojego gangu to dodatkowo powinna naliczyć jakąś taryfę nocną. Powiedzmy jakieś 500$ od łebka. Hmm i może jeszcze dorzucić coś do ryzyka zamknięcia i utraty prawa do wykonywania zawodu.
- No przedstawił się jako detektyw ze stanowej. Ja tam nie wiem.- oderwała się od ucha i lekko wzruszyła ramionami. W sumie było jej obojętne skąd pojawiał się pan detektyw. Niech tylko jakiś święty pojawi się na jej progu to zraz go wykabluje. Miała nadzieję, że Will uprzedził kolegów.
- No gotowe.- odłożyła  narzędzia i spojrzała na efekt swojej pracy. Uśmiechnęła się z aprobatą. Prawie nie było śladu.
- U mnie ? A w porządku jak zawsze to samo. Chyba przygarnę Brutusowi kolegę do zabawy  bo ostatnio drań jeden ostrzył swoje pazurki na moich zasłonach. Przerobię go kiedyś na dywanik. – Parker na pewno wiedział, że to są czcze pogróżki bo Elisabeth miała lekkiego bzika na punkcie tego kota.

William Parker

William Parker
Miejmy nadzieję, że to byłyby te ciekawsze zalecenia, o których nie będziemy się rozpisywać.
Will parsknął cicho.
- Ta. Nieśliśmy dystrybutor i musiałem źle stanąć, więc z mojej winy pudło poszło na niego, przewalając go - odpowiedział i podrapał się po ramieniu. - Zepchnąłem z niego ten dystrybutor. Dziwię się, że palców jeszcze nie straciłem - dodał i wymownie zerknął na swoją dłoń, którą mimowolnie poruszył. - Potem przepchnąłem i na tym koniec. Teraz, na dniach, znowu trzeba będzie wstąpić - napomknął mimochodem.
Oho! Widzę, że autorka zaczyna mi subtelnie grozić naliczaniem, więc będę pamiętać, czego nie robić, a jakże. Niemniej William nie miał problemu z tym, jak stanęła Beth czy jak blisko niego się znalazła. Nie był dzieckiem, które kręciło głową niecierpliwie, bo tej niecierpliwości to naprawdę trudno się doszukać u księgowego. Niemalże jest to niemożliwe.
- Ugh - westchnął ciężko. - A przedstawił się, coś więcej powiedział, o co cię pytał? - spojrzał kątem oka na lekarkę. Oboje dobrze wiedzieli, dlaczego Parker chce się dowiedzieć tego i owego. Wypada uprzedzić Bakera, porozmawiać z nim, a poza tym - sama świadomość też jest potrzebna. Ponadto księgowy musi napomknąć o tym, bo raczej był pewien, że Święci sami będą wiedzieć, że nie ma co liczyć na pomoc Beth wciąż i wciąż, bo musi się pilnować.
Will złapał za swoje ucho delikatnie, marszcząc przy tym nos.
- Dziękuję - powiedział, podnosząc się i właściwie stając tuż przed Beth, w odległości kilku, niewielkich centymetrów.
Parsknął na jej słowa.
- Nigdy tego nie zrobisz - odparł, nachylając się w stronę postawionych wcześniej kubków, które zdążył wyciągnąć. - Ale jak będziesz chciała to ja mogę się tym zająć - rzucił z rozbawieniem, bo wiedział, że kobieta nigdy na to by nie pozwoliła.

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
- To tym razem uważaj na swoje palce i  na kolegów też być mógł, chociaż w sumie pacjenci zawsze mi się przydadzą albo Cath, chociaż przyznaję, że męska część populacji, która nas odwiedza zazwyczaj ślini się na jej widok.- Beth cały czas gadała do Willa a w tym czasie przybory zostały schludnie schowane w torbie w odpowiednich przegródkach. Resztki nici i opatrunku zwinęła i wyrzuciła do kosza na śmieci. Jeżeli chodziło o pracę to była niezwykle pedantyczna co niestety nie miało odzwierciedlenia w jej życiu prywatnym czy też jakby na pewno powiedział Will w jej rachunkach.
W końcu usiadła na stołku i chwyciła w dłoń kubek z herbatą. Tak naprawdę to miała ochotę zrzucić szpilki ze stóp i dać im trochę odpocząć ale powstrzymała się. Za to przyjrzała się Willowi, który usiłował dowiedzieć się jak najwięcej o nowym gliniarzu. Wiedziała, że pewnie zaraz zrobi hotline do Backera ale te informacje nie były jakoś szczególnie poufne, tym bardziej, że Aldo zdążył posprzeczać się z recepcjonistką przy wyciąganiu kart.
-Nazywa się Cooper .- upiła ze dwa łyki.- No wiesz pytał o rany postrzałowe i inne nietypowe obrażenia.- wymownie spojrzała na jego ucho. Oboje wiedzieli o co chodzi. Dla niej było to jak balansowanie na linie pomiędzy lojalnością wobec ich przyjaźni a własnym sumieniem. Dlatego nie pytała nigdy o szczegóły. Nie chciała ich znać tak jak i nigdy nie dopuszczała do siebie myśli, że jej Will jest zdolny do tego by komuś rozwalić głowę jednym strzałem. Zresztą takie rozmyślania nadawały się raczej do butelki wina a nie kubka herbaty.
Wywróciła oczami a potem się uśmiechnęła.
- Wiesz co obawiam się, że w tej potyczce być przegrał. Brutusa nie można załatwić tak po prostu. To jest cwana bestia. - stuknęła Willa palcem w klatę.

William Parker

William Parker
- Muszę. Do pracy mi są potrzebne - zaśmiał się i kiwnął na następne słowa. Na wspomnienie o Catherine nieco zmarszczył brwi, bo przypomniało mu się, że już daaawno miał z nią iść na randkę, choć nie powiedział, że to randka. Nic z tego nie wyszło, a z tego, co ostatnio się dowiedział - nieszczególnie żałuje. - Niektórzy tak mają. Niestety nic z tym nie zrobisz. Zawsze możesz do niej oddelegować tych najgorszych, te stare prukwy i dziadów - mrugnął po chwili z pewną dumą w głosie, bo na taki świetny pomysł wpadł, a co.
Kiwnął lekko, z jakimś niezadowoleniem w głosie, kiedy wydał z siebie gardłowe "mhm". Nie podobało mu się to, a każdą przekazaną przez lekarkę informację, odnotowywał w pamięci, by powiedzieć co nieco Bakerowi później, jak się z nim spotka. O ile.
Mężczyzna dlatego też nie dzielił się tymi sprawami. Im mniej wiedziała, tym lepiej spała, a i to było swego rodzaju bezpieczeństwo i troska o nią. Pewnie gdyby wiedziała o wszystkim to by chyba zsiwiała i w ogóle miałaby stracha o Parkera.
Księgowy się zaśmiał i spojrzał na ten palec, w który lekko pstryknął swoimi.
- Kto jak kto, ale ty powinnaś wierzyć w moje umiejętności. Jak chcę to też potrafię być cwany - powiedział po chwili z uśmiechem, sięgając po herbatę, bo takową też pił. Od czasu do czasu. - No, chyba że za takiego mnie uważasz, to nie mamy o czym rozmawiać, Beth - dodał ze śmiechem.

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
- I pewnie nie tylko co?- uśmiechnęła się do Willa przekornie cóż  ona mogła mieć na myśli. Pewnie chodziło jej o codzienne czynności takie jak golenie, chociaż William z takim zarostem jak dzisiaj wyglądała naprawdę seksownie. Przyszło jej na myśl, że miałaby nieźle podrapane policzki gdyby postanowił ją pocałować. Po czym sama przyłapała się na tym o czym myśli. Cholera to było nieco niewygodne. Lepiej skupić się na czymś zupełnie innym. O tak o wiele lepszym tematem jest obgadywanie Catherine.
- W sumie to jest niezłe rozwiązanie. Sami staruszkowie. Dzieci z kolką, wymiotami i biegunką. Do tego wszystkie dziwki z intymnymi problemami.- pokręciła głową rozbawiona tą wizją.- Ciekawe jak szybko prosiłaby w takim wypadku o urlop. Daje jej miesiąc albo dwa.- postukała palcami o stół jakby myślała nad takim rozwiązaniem a potem pokręciła głową.- Och dobrze wiesz, że tego nie zrobię. Jestem za miękka by być szefem z piekła rodem a z drugiej strony młoda całkiem dobrze sobie radzi więc…- kolejne wzruszenie ramion sugerujące, ze jest jak jest i w sumie nie jest źle.
Zastanawiała się co Willowi chodzi po głowie. Ten pomruk wcale nie sugerował zadowolenia z obecnej sytuacji ale co się tu dziwić jak stanowi depczą po piętach.  Elisabeth miała nadzieję, że William korzysta ze swojej inteligencji i nie zapominajmy o dodatkowej logice i robi wszystko tak by nie można się było do niego w żaden sposób przyczepić. Zresztą jego nobliwy zawód był chyba najlepszą przykrywką do tego wszystkiego. Martwiła się o niego ale nie zamierzała swoich zmartwień zrzucać na jego barki.
- Wiesz, że w ciebie wierzę no ale znam też Brutusa. – roześmiała się radośnie. O boże co za absurdalna rozmowa.- Chociaż w sumie po namyśle, jesteś cwańszy od niego.- uśmiechała się do Willa.- Następnym razem jak ten drań choćby pomyśli o niszczeniu moich zasłon to postraszę go tobą. Zobaczymy jak to podziała.- już widziała jak jej kot przejmuje się groźbami. Prędzej by zadziałało przekupstwo
-Will?- spojrzała na mężczyznę pytająco.- Nie będzie ci przeszkadzało jak zdejmę buty?- och naprawdę ją piły te szpilki.

William Parker

William Parker
Parker przymrużył oczy i spojrzał na Roberts z uśmiechem, który świadczył o tym, że częściowo myśli przeszły na inny, niezbyt nadający się na ogólną rozmowę tor, ale z drugiej strony prezentował się tak jak większość uśmiechów u mężczyzny - przyjaźnie. W miarę.
- Wydaje mi się, że wytrzymałaby te dwa miesiące. Ledwo, ledwo, ale z uparciem - parsknął i pokręcił głową po chwili. Przy okazji zastanowił się czy czasem nie powinien napomknąć o Catherine, o jej przynależności do Buendii. Stwierdził jednak, że nie nazwie wszystkiego odpowiednio, a po prostu powie o tym, co sam uważa za słuszne. Jak już wcześniej było powiedziane - im Beth mniej wie, tym lepiej. Dla niej samej. Taka troska ze strony księgowego. - Wiesz, ale i tak nie radziłbym ci się z nią zbytnio spoufalać - powiedział i spojrzał na kobietę znacząco. Nie miał jednak zamiaru tej myśli rozwijać bardziej. Beth mogła zauważyć o co chodzi lub się domyślić.
Najpewniej sam William doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Beth się zamartwia. Sam przecież musiał też dbać o to, by zobowiązania wobec gangu nie były czymś, co koliduje z jego pracą. A skoro w Vivie czy w warsztacie też uzupełnia całą księgowość - ot, współpraca, czyż nie?
Spojrzał na nią sceptycznie i z pewnym rozbawieniem.
- Tak, na pewno zrozumie i się przestraszy - żachnął się i napił przygotowanej wcześniej herbaty czy tam kawy (kto by się tym przejmował...). Kiedy Roberts do niego się zwróciła z tym jakże ważnym pytaniem, księgowy najpierw zmrużył oczy, potem zmarszczył brwi i spojrzał na nią z powątpiewaniem.
- Nie, nie możesz - powiedział i zaraz się uśmiechnął, nieco złośliwie. - Czasem głupie pytania zadajesz, Beth - dodał po chwili z rozbrajającym triumfem na twarzy. Tym samym znaczyło, że kobieta śmiało może sobie na to pozwolić, o.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 3 z 40]

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4 ... 21 ... 40  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach