Biuro szeryfa i areszt

First topic message reminder :

Parterowy budynek z czerwonej cegły mieści w sobie zarówno biuro szeryfa jak i areszt. Wchodząc z głównej ulicy przez podwójne drzwi, stajemy przed zaszkloną recepcją, w której na dyżurce zawsze można spotkać jednego z funkcjonariuszy. Przechodząc korytarzem dalej, trafiamy na dużą salę, zastawioną kilkoma biurkami. To w nim przebywają stróże prawa, gdy akurat nie znajdują się na patrolu, zajmując się papierkową robotą lub przygotowując do wyjścia w teren. Za nimi można zauważyć drzwi prowadzące do gabinetu szeryfa w którym oprócz pokaźnego biurka, głównym wyposażeniem jest długi stół, przy którym toczą się rozmowy odnośnie aktualnych spraw. Z głównego korytarza wejść można także do aresztu, gdzie kilka cel czeka na swych gości.


/ początek

Zaraz za Cooperem wszedłem ja. Oczywiście miałem to co mieć powinienem, nie trzeba było i tłumaczyć co trzeba zabrać, bez paru rzeczy nigdy się nie ruszam. To trze miałem kamizelkę a w dłoni trzymałem strzelbę. Kiwnąłem na powitanie głową.
Po czym zacząłem sprawdzać sprzęt. Zawsze robię to przed akcją.

30

Nic nie gadał siedział jak zaklęty.
- Co Harelson jęzor ci odstrzeliłem? Straszne, a może ucho? - mruknąłem gapiąc się na mężczyznę. Był śmieciem i tak zamierzałem go traktować jak śmiecia. Był niepotrzebnym ogniwem w łańcuchu pokarmowym.
- Wiesz co Harelson, żałuje że nie podlazłeś mi pod lufę nie się dział bym teraz tutaj w jednym pokoju z takim ciulem jak ty - pociągnąłem kilka razy nosem jakbym wąchał powietrze - coś śmierdzi, zesrałeś się?

Mnożnik na charyzmę, próg 30. Jak przekroczysz, mężczyzna zaczyna mówić. Jak nie - milczy dalej.

30

Potem już nic nie mówiłem.
- Ja mam czas a dniówka leci - jedynie dodałem od niechcenia, wyciągnąłem telefon i zacząłem kasować stare wiadomości.

Mnożnik na charyzmę, próg 20. Jak przekroczysz, mężczyzna zaczyna mówić. Jak nie - milczy dalej.

30

Minęło ze dwie godziny i nic, siedziałem nie odzywając się, nie miałem zamiaru strzępić na pusto języka.

Meżczyna w końcu się złamał.
- Dobra, kurwa, co chcesz wiedzieć, co?

- Noooo nareszcie - podniosłem się od oparcia.
- Wszystko, skąd braliście broń, kto to organizował, nazwiska, kto został, opowiesz mi o wszystkim jakbyś książkę pisał a ja postaram się byś dostał łagodniejszą karę... współpraca... rozumiesz?

Prychnął.
- Broń to se można kupić w każdym mieście - odparł znudzony - kto został? Ha, nie wiem, wszystkich wybiliście, zadowoleni? Możesz sobie to zapisać.

- Gdzie sie zbieraliście na te swoje wykrzykiwanie nienawiści do ras, gdzie planowaliście akcje? Nie sądzę by wszyscy polegli - miałem nadzieję że ten przede mną to ostatni, ale wiedziałem że takie organizacje się zrzeszają i to było jak walka z wiatrakami, kolejni ludzie, kolejne stany. Mogliśmy wystrzelać kilka dni temu wszystkich, na ich miejca będą nowi.
- Rekrutowaliście kolejnych?

- Czasem u Philipsa, czasem u Mayerowej, czasami na tym ranczu,co to je rozpierdolono w powietrze - wymienił.
- Nie wiem, ja się nie zajmowałem rekrutacją. Zresztą.. pf... nie jesteśmy jedyni, raczej nie wyłapiecie wszystkich z całego kraju.

- Był ktoś jeszcze oprócz Philipsa i Mayer? Ktoś kto zajmował się kierowaniem? - zapytałem łagodząc trochę ton.
- Nie wyłapiemy, ale chcę byście wiedzieli że nie ma żartów i postaramy się nie brać jeńców? Rozumiesz?

- Ta dwójka była na samej górze - odparł - a przynajmniej oni zadecydowali o tej indiańskiej imprezie - mruknął.
- Nie mam pojęcia, czy toś teraz zajął ich miejsce, siedzę w areszcie, jakbyś chciał zauważyć - warknął.

- Zauważyłem, jakie mieliście plany na przyszłość i gdzie się spotykaliście? Na razie nie współpracujesz, z miasta zostało was nie wielu.. więc może warto by pomyśleć o przyszłości i nie odpowiadać za wielokrotne morderstwo Philipsa i Mayer nie żyją a mi w papierach musi się zgadzać, więc co ciebie mam wybrać i postawić główne zarzuty? Kierowanie grupą przestępczą, zastraszanie, zabicie Jacoba? - spojrzałem chłodno na niego.
- Gadasz?

- Mówiłem już, gdzie się spotykaliśmy - rzucił, zniecierpliwiony.
- Co mam ci powiedzieć, co? Przyznać się do czegoś? Ha, wiesz co? Tak, może to my zajebaliśmy tego brudasa Jacoba i raczej nikt z nas nie żałuje. Ale jeśli chcesz nam zarzucić zabicie jego wnuka... to się rozczarujesz.

Tak taka metoda zdartej płyty, po setnym razie zadania tego samego pytania, przesłuchiwany zaczyna sie gubić, jeśli mówi prawdę setny raz odpowie tak samo, jeśli nie, kłamie.
Przegiąłem na bok głowę, już mu chciałem powiedzieć że on sam też jest brudasem. Jednak coś mi dało do myślenia, facet coś wiedział i zamierzałem z niego to wyciągnąć.
- No nie wiem, wydaje mi się że jednak wy... bo kto inny i dlatego to wy będziecie odpowiadać też za śmierć wnuka starego Jacoba - spojrzałem - taaaak wy, wy trzej.
No gadaj kto go zabił.! Pomyślałem.
- Chyba że się mylę, chciaż w zasadzie to nie istotne komu przypiszę jego śmierć, ważne by ktoś za nią odpowiedział. To co mylę się? Czy chcesz mnie wyprowadzić z błędu?

- Stary Jacob, stacja Jonesa, kilka gróźb... tak, to my - odparł wyjątkowo spokojnie.
- Ale młody Whiteoak? Nie... nie - pokręcił z rozbawieniem głową - to nie my.

- A kto, ja tam mam dowody że jednak wy... chcesz się przekomarzać? Mi jakoś nikt inny do głowy nie przychodzi.

Zaśmiała się i pokręcił głową. 
- Dowody? Nie, nie masz nic. Wiesz skąd wiem?
Nachylił się nad stołem.
- Bo to nikt z nas.

I ja się nachyliłem.
- To może chce was ktoś w kopać, jedno morderstwo w tą czy w tą, przecież nie ma znaczenia - szepnąłem w jego kierunku.
- Z was żyjących może nie, ale i tak pójdzie na was, a wiesz skąd wiem... bo jednak mam dowody.

- Nic nie masz - upierał się. 
oparł się wygodniej na krześle, założył ręce na piersiach i patrzył na Aldo.
- Nie wiem kto zabił Tobiasa Whiteoaka.

Skrzywiłem się lekko, te skrzywienie nie było gestem porażki a sukcesu.
- Już wiem wszystko - mruknąłem wstając z krzesła.
- Mam nadzieję że trafisz do celi z wielkim, najczarniejszym murzynem w całej Arizonie, z murzynem który pokocha ciebie i twoją dupę aż do śmierci - otworzyłem drzwi i zawołałem strażników którzy odprowadzili go do celi. Sam posprzątałem ze stołu i poszedłem do biurka spisać zeznania. Nie było co pisać w zasadzie.
- Czy kiedyś trafi mi się świadek który powie mi wszystko od A do Z? - mruknąłem sam do siebie.

ZT

/ od Consueli, 2? 3?

Biedny Florencio został zabrany do radiowozu i wywieziony na komendę policji. I był zmuszony wejść do paskudnej celi, w której był brud, smród i ubóstwo. I do tego jakiś spaślak przepocony. Ohyda!
Meksykanin powstrzymał wzdrygnięcie i poprawił włosy. Potem zaczął się przechadzać.
Najlepsze jest to, że wciąż był przebrany za policjanta, tak jak był na imprezę i wcześniej w dodatkowej pracy. A to pech. Policjant za kratkami.
- Wypuśćcie mnie! Jestem niewinny! - zawołał po hiszpańsku, a to na pewno nie pomagało mu w tym, że był niewinny.

/początek/ 06.06.2013

- Dzień dobry, systemie. Nie ssij dzisiaj, sytemie. Włącz się ładnie, systemie... - Mruczał pod nosem Landon, uruchamiając komputer. Stwierdził, że jak będzie jakiś spokojniejszy czas, to zaapeluje o wymianę wszystkich komputerów! Albo chociaz jego, żeby mógł nadzorować sieć i programy policyjne.
Stwierdził, że musi poprawić algorytm wyszukiwarki, otworzył więc swój komputer, pootwierał okienka na tym policyjnym i wziął się do roboty.

82+15 > 92

Ok, przebrnął przez pierwszą część - rozczytanie aktualnego logarytmu. Teraz musiał rozgryźć, co jest nie tak... Dlaczego niektóre zapytania mielą się dłużej mimo bazy podobnej objętości?