Nieczynna stacja benzynowa

First topic message reminder :

Stara stacja benzynowa straszy przyjezdnych i jest dobrym miejscem na niekoniecznie legalne spotkania. Stare dystrybutory otoczone są łańcuchem, który generalnie nie jest potrzebny, bo przecież i tak nie nalejemy tu sobie paliwa. Stacja ma tylko dwa stanowiska skryte pod zardzewiałą wiatą. Obok stoi mały budynek, w którym kiedyś można było zapłacić i kupić batonika na drogę. Teraz stoi zamknięty i pusty.

- Ty i te twoje GENIALNE pomysły, Jay - warknął Sue, powoli tracąc cierpliwość do tego rudego grubasa. Zignorował więc dalsze jego zawodzenie, kierując swoją uwagę na Maro.
- Taaa, idź i ogarnij dziewczyny. Zbierz je i powiedz, ze mają dupy ogarnąć i się szykować na nowy sezon? Jasne? Żeby żadna się nie wykruszyła!

- Znaczy dziewczyny tak znaczy ja swoją dobra ogarnę - mruknąłem, minąłe świętych wsiadłem na motocykl i po chwili mnie nie było, postanowiłem zacząć od pierwszej.

ZT

Chryste pańscy, dlaczego tu nikt nie myślał jak należy. Albo, żeby w ogóle myśleli. Baker dalej załamywał się nad wypowiedzią Jaya. Salinas się zmył, młody nie przyjechał. Sue zwrócił więc swoją uwagę na Clausa.
- A ty? Co masz do powiedzenia w sprawie? - spytał, w jego głosie słychać bylo rezygnację. Wiedział dostatecznie dobrze, że Auguste w ogóle nigdy niewiele miał do powiedzenia, ale w obliczu tak marnych ustaleń, moze by się postarał?

Pomysł Jay'a mógłby przejść te 20 lat temu. Z powodzeniem. Ale nie teraz. Wtedy też były całkiem inne metody. Inni ludzie. Ach, stare czasy!
Claus zmarszczył brwi, gdy został wywołany do tablicy.
-Zróbmy wkrętkę. Są dwie opcje. Plus ta zaproponowana przez młodego.-wzruszył ramionami, spoglądając za odjeżdżającym Maro.
Nie był zbytnio spięty faktem, że skupia się na nim uwaga.
-Upozorujmy, że to Buendia sprzątnęła naszego nowego kolegę. Te pizdy na pewno się zainteresują tym, że nagle odejdą im wpływy. Problem będzie, jeśli to cipy i stchórzą. Ale powinni na siebie naskoczyć jak psy. I wtedy wkraczamy my.-uśmiechnął się krzywo, najwyraźniej myśląc, że jest to całkiem prawdopodobne.-Zawsze można też okraść jedną ze stron i podrzucić drugiej.-zmrużył oczy.-...lub uderzyć w czulszy punkt.-przerwał na chwilę, spoglądając po wszystkich, by skojarzyli.-Dzieciak Jonesa by się nadawał. Zostawić tylko jakiś ślad po tym, że to ci drudzy ciapaci i po sprawie.-odchylił się do tyłu, rozkoszując się tą wizją.
W końcu temu pstrokatemu gówniarzowi sczęzłaby mina.

Baker słuchał, a potem podrapał się po brodzie i myślał. W pewnym momencie pokręcił głową.
- Plątanie teraz dzieciaka Skittlesa to chyba zbyt wiele.
Oczywiście, nie mówił, że nie wykorzystają tej wiedzy później - bo wykorzystają. Teraz jednak nie wydawało mu się to potrzebne.
- Ale jak podpowiedzieć gangowi P, że to Buendia zgarnęła ich człowieka? - spytał. - Można by to rozważyć. Podesłać Skittlesowi dziwkę, niech mu szepnie słówko o konkurencji. Gangowi P trzeba by wskazać, że Buendia o nich wiedzą i mogą być zagrożeni. Pytanie tylko, jak? Buendiów znamy, P są nowi. Nie wiemy, gdzie i komu sypnąć... A przecież nie pojedziemy do tej kopalni tylko po to, żeby im wmówić kłamstwo.

Auguste nie był zbyt zadowolony z odpowiedzi szefa. Czasami miał wrażenie, że mimo faktu, że od jakiegoś czasu nie chciał mu stawać, to mimo wszystko miał twardszego kutasa od Bakera. Który chyba nie miał takich problemów jak on. Kurwa, musi kiedyś zapytać. Mimo wszystko nie pokazał, że to mu nie pasuje. Cokolwiek powie, tak będzie. To się nazywa szacunek. Tego się młodzi muszą nauczyć.
-Zostawić wiadomość w sposobie załatwienia gościa.-wzruszył ramionami.-Na pewno zauważą jego brak i zaczną się interesować. Będą chcieli wiedzieć kto pokrzyżował im szyki.-zastanawiał się głośno.-Na przykład ten... Kojot. To jakaś wizytówka, nie? Można by rozwiązać to podobnie.

- Egzekucja? - westchnął ciężko. No cóż, mogli to zrobić. Claus sam mógłby to rozwiązać, to dla niego jak splunąć. - Okej, czyli bierzemy cwela, jedziemy do kopalni, zostawiamy go z kulką we łbie. W dniu spotkania P znajdują niespodziankę... My tymczasem podpowiemy Buendiom o konkurencji i będziemy liczyć na to, że znajdą się w kopalni w tym samym czasie?
To mogło się udać. Mogło. Ale nie musiało.
- Co myślicie? - zapytał ogół zgromadzonych.

Dla Clausa było to najbardziej oczywiste rozwiązanie. Bazowało na właśnie takich trochę nadziejach. Ale nic nie było pewne. Nie mogli o to bardziej zadbać nie chcąc narażać się na to, by którakolwiek ze stron odkryła, że maczali w tym palce.
-Jak dla mnie tak.-odezwał się.
Na pytanie Sue rozejrzał się po ludziach, ciekaw ich zdania. Z kamienną twarzą wpatrywał się w księgowego, gdy ten przemówił. Nie skomentował tego. Miał wrażenie, że ktoś tu się za bardzo patyczkował. Nie są klubem szachistów. Ale fakt, trochę rozwagi się przydaje. Cóż, podobno chłopak się wykazał w ostatniej akcji, także nie ma co go skreślać, nie? Nauczy się jeszcze. Albo będzie trzeba go nauczyć.

No to się nagadali, cholera. Może odezwało się jeszcze paru mężczyzn, wyrażając swoje zdanie. Zdawało się jednak, że nie było przeciwników tego planu. W związku z tym Baker podziękował członkom gangu za spotkanie - mogli się rozjechać do swoich chałup.

zt

SPOTKANIE ZAKOŃCZONE - Wszelkie szczegółowe informacje o obgadanych akcjach pojawią się w odpowiednim dziale w nadchodzących dniach.

< - przyczepa Loco, popołudnie, 04.04.2013

Liluye wraz z Naichem podjechali na stację benzynową, która służyła już od dłuższego czasu jakie miejscówka skaterów.... i czasami świętych, gdy odprawiali te swoje dziwne mecze na pięści. Na szczęście dziś byli tu głównie znajomi Tobiasa, którzy, jak zwykle, marnowali swoje życie.
Jedne z kolegów Naiche, Shaun, podszedł do pary i przywitał się. Od razu zaproponował by się do nich przysiedli.
- Napijecie się? - Zapytał, pokazując piwo. - No, albo mam tez to!
Podła Liluye butelkę z różową lemoniadą.
- Moja ulubiona!

Oh. A miała nadzieję na ciszę i spokój. I jakąś rozmowę, bo nie wiedziałą co się u niego dzieje ostatnio. Przesunęła po nich wzrokiem, odmówiła piwa. Wzięła za to lemoniadę i spojrzała na etykietę. Odrzucało ją okrutnie od czegokolwiek z alkoholem.
- Dziękuję. - mruknęła do niego i spojrzała na Naiche. Mógł ją uprzedzić.

Lilu nie miała się co bać natrętnego towarzystwa. Naiche wymienił kilka zdań z Shaunem a ten po chwili wrócił do swoich znajomych, którzy siedzieli na murku po przeciwległym stronie parkingu.
Chłopak spojrzał na dziewczynę.
- Aj, no, nie wiedziałem, ze dziś tu będą. Zresztą, zaraz się zmywają. 
Wyprostował się i poprawił bandanę, która zsunęła mu się na oczy.
- To co, nakręcisz mnie jak upadam na pysk?

Wzruszyła tylko ramionami, spojrzała na tamtą grupkę i napiła się lemoniady. Sztuczna, ale.. a co tam, dobra. Słodka.
- Tak, ale chodź tu najpierw. - wyciągnęła do niego rękę, odstawiając delikatnie rower.

Niache spojrzał nieco zdziwiony na Liluye, ale po chwili sam odłożył swój rower; zbliżył się do dziewczyny.
- Hm?
Dziwnie się czuł. Z jednej strony nie czuł skrępowania, ale wiedział, ze przecież nie może czuć się całkowicie beztrosko. Doskonale wiedział w jakiej sytuacji jest Liluye i on sam. To wszystko sprawiało, że Tobiasowi już mieszało się w głowie - z kim i o czym rozmawiać. W dodatku sytuacja z Lolą mu nie pomagała.

Ona mogłaby powiedzieć to samo. Dodatkowo wiedziała, że COnnor nie jest do konca przekonany do dziecka i psa jednocześnie, mimo, że Lil inaczej sobie tego nie wyobrażała. Nie miała humoru i Loco chyba tracił do niej anielską cierpliwość. Zastanawiala się czasem, a raczej przyłapywała się na tym, ze myslala jaki to wszystko ma sens, tak na prawdę. Złapani na ciąże..?
Obeszła go i sciagnela bandame, która wiecznie spadałą Naiche na oczy.
- No na prawdę stracisz zęby - poprawiła ją i związała jeszcze raz. - No dobrze. Możesz zaczynać. Na prawdę mam cię nagrac?

Pozwolił Lilu na to, by poprawiła mu bandanę. Nie czuł się przy tym jakoś źle, ani nie uważał tego za coś dziwnego.
A może powinien?
Przez chwilę pomyślał o Loli, ale jednocześnie przypomniało mu się, jak jego własna dziewczyna mu nie ufa.
- No, potem pokażesz swojemu dziecku mówiąc: patrz, jakich złamasów znałam!

- Pokażę mu film, potem przyprowadzę do ciebie i powiem, że to ten idiota co przez BMXy wydał dziesięć tysięcy na plastykę nosa. - poprawiła mu jeszcze jakieś kosmyki włosów, które jak zawsze robily co chcialy. Obejrzała go sobie z przodu jeszcze, znów coś odruchowo poprawiła.
- Dobra, spadaj. - odsunęła się i wyciągnęła telefon, siadając na skraju rampy. - Tu moge siedzieć?

Naiche roześmiał się i bezwiednie dotknął nosa.
- Plastyka ot byt się Ronowi przydała. Widziałaś, ze nie ma nosa? I nie chce się przyznać co się stało...
Chwycił za rower i podszedł do rampy.
- Możesz - odparł, wspinając się na odpowiednie miejsce. Dwie pierwsze próby zjazdu nie były zbyt emocjonujące. Dopiero za trzecią próbą Naiche udało się wykonać jakieś salto.
Które skończyło się upadkiem na twarz.

- Co?! - spojrzała zaskoczona na niego, bo nie miała pojęcia. Zmarszczyła brwi. - Ale jak nie ma nosa? - nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Nie ma nosa? O co chodzi? Dużo ją ominęło. Ze zmarszczonymi brwiami wlączyla telefon i zaczela nagrywać, chociaz myslala o czym innym. O tym nosie w sensie. Dopiero gdy Naiche się przewrócił poderwała się, odlozyla telefon byle gdzie na ziemie i pobiegła do niego, zjezdzajac na nogach po stromej rampie, a ktorej siedziala. Jako, że miala na sobie sportowe spodnie to nie przejmowala się ich ewentualnym pobrudzeniem, klęknęla koło chlopaka.
- Naiche? Nic ci nie jest? - polozyla mu dłoń na plecach.

Naiche potarł sobie nos i zaśmiał.
- Nie, nic, nic! Żeby to bł mój pierwszy upadek! - Zaśmiał się i wstał na równe nogi.
- No, wracając do Rona... no nie ma nosa. Nosi opatrunek i dziwnie mówi. Ale naprawdę, jakby ktoś mu uciął albo... odstrzelił. Ale chyba sam sobie tego nie zrobił, nie? Ktoś mu musiał... pomóc.

Pokręciła głową i wstała, otrzepując kolana.
- Nastraszyłeś mnie. Jesteś caly, na pewno? - patrzyła na niego uważnie.
- Tak..? Miałam go odwiedzić, ale.. no, nie mialam ochoty... - tak jak na wychodzenie z domu ostatnimi czasy. Nawet nie chciało jej się klamac, że to przez to ze nie miała czasu.
- W takim razie może do niego zajrzę.

- Na pewno, pewno. Faktycznie, lepiej się przejąć teraz Ronem niż mną.
Usiadł an rampie, poprawiając włosy.
- Mam wrażenie, ze Ron... wpadł w jakieś kłopoty. dziwnie się zachowuje, ten dziwny wypadek. No, Ron nie pracuje w takim zawodzie, gdzie mógłby zostać bez nosa. Co najwyżej bez wzroku,a le nie nosa! Słuchaj... Cath mówiła może, czy Ron się do przychodni z tym nie zgłaszał?

- Przecież przejmuję się tobą. - mruknęła i usiadła obok. Zwiesiła nogi na dół i popatrzyla na dno rampy. Zrzuciłaby tam jakis kamyczek, na pewno fajnie by się kulał, ale potem mogłby komuś wpaść pod kola deski i nie byłoby tak zabawnie. Wiec sobie darowała.
- E.. nie rozmawiałam z nią za bardzo.. - przyznała niechętnie.

- No wiem, i dziękuję! - Powiedział, obejmując ramieniem Liluye. Jednak cofnął się, myśląc, ze dziewczyna nie będzie zadowolona z takiego spoufalania się.
- Och, a co...? Pokłóciłyście się? - Zapytał niepewnie, spoglądając na Liluye. - Sorry, jak to nie moja sprawa...