Nieczynna stacja benzynowa

First topic message reminder :

Stara stacja benzynowa straszy przyjezdnych i jest dobrym miejscem na niekoniecznie legalne spotkania. Stare dystrybutory otoczone są łańcuchem, który generalnie nie jest potrzebny, bo przecież i tak nie nalejemy tu sobie paliwa. Stacja ma tylko dwa stanowiska skryte pod zardzewiałą wiatą. Obok stoi mały budynek, w którym kiedyś można było zapłacić i kupić batonika na drogę. Teraz stoi zamknięty i pusty.

63

No i wszedł Maro, jak starszy prosi młody słucha no nie.
- Na pewno? - zapytałem odstawiając szklankę co było równoznaczne z decyzją że będę walczył.
Nie zastanawiałem się długo i posłałem cios na szczękę Clausa

-Nie każ mi się powtarzać! Dobrze słyszałeś, chyba, że masz problemy ze słuchem, co, Sal...-cios młodego przerwał mu jego tyradę.
Po chwili pewnie chciał się zrewanżować (44+15=59) uderzeniem w splot słoneczny. Ale czy mu się udało?

71 unik
58 cios

Moja szczęka przyległa do twarzy Clausa wygoiłem sie by uniknąć jego ciosu i zadałem kolejny. Trochę pokraczny ale jednak tym razem pod żebra.

30+30=60>58
44+20=64

Claus uniknął ciosu, po czym wystosował swój w lewy policzek Maro!

66>64 unik
63 cios

Claus dobrze machał mały, kreby i sie dobrze gibał. To też nie trafiłem, postanowiłem wycelować ponownie w szczękę. Podniosłem Garde aby przypadkiem samemu nie oberwać.

...i Maro trafił. Claus zaśmiał się pod nosem niewesoło i rozmasował szczękę.
-Definitywnie się starzeję!-mruknął pod nosem, odwracając sie, by ubrać kurtkę i potem wrócić w stronę baru.
Chwycił za swoją pozostawioną butelkę i przyssał się do niej.

Skończyły rozlewać drinki, faceci znów się tłukli. Dziewczyny oddały zarobioną kasę któremuś ze Świętych. Jean odeszła na bok, wciągnęła na siebie ciuchy i podeszła do miejsca, gdzie odłożyła swoją torebkę na czas imprezy. Wygrzebała z niej telefon i nieco zaskoczona odczytała smsa. Ależ był niecierpliwy!
Rozejrzała się, czy wystarczająco dużo się aktualnie dzieje, by nikt nie zorientował się zbyt szybko, że jej nie ma. A potem zwyczajnie się ulotniła, chociaż perspektywa wracania po ciemku, piechotą, taki kawał drogi, niezbyt ją pociągała.

zt ---> stacja radiowa

Eastman jakoś stwierdził, że w sumie stypa na tym Fight Clubie, poprzedni był chyba lepszy, tak mu się wydawało. Lepsza atmosfera, nikt przed nim nie spierdalał, cóż... Postał jeszcze trochę i sobie poszedł.

/zt

Lionel nie potrafił się skupić w tłumie na swoim zadaniu. Cały czas go coś rozpraszało! A to jakieś odkryte ciało, a to czyjeś majtki na podłodze, a to ktoś walczył...! Jednak w końcu podszedł do Consueli.
-Musimy pogadać.-stwierdził z przekonaniem i przejęciem.
Pewnie nawet wyglądał na lekko przerażonego. Ale ciężko by nie był po tej całej goliźnie jaką dziś zobaczył!

Consuela zapewne bawiła się wybornie, przyglądając się, jak Święci obijają sobie nawzajem gęby. Z wielką radością na sercu przyjęła do wiadomości ostatnie zwycięstwa Salinasa i Parkera. pewnie się aż zmęczyła kibicowaniem.
Kiedy podszedł do niej Lionel, ten dziwny koleś z przystanku autobusowego, który zemdlał zaraz po jej tyradzie na temat menstruacji, ta uniosła wysoko brwi.
- A mamy o czym? - zapytała zdziwiona.

Lionel momentalnie ściągnął brwi i z przestraszonego kundelka nagle zrobił się... cóż, podarujmy sobie psie metafory - wyglądał groźnie. Jednak gdy przyszło do oralnej części, nagle stracił na pewności siebie.
-No. Pewnie, że mamy.-przyznał.-Chyba nie chcesz robić scen przy kolegach?-zapytał, nachylając się nad nią.

Consuela uniosła brew, kiedy Lionel nagle się zawziął i zaczął ziać grozą z twarzy. Pozwole sobie pociągnąć nieco dalej te psie metafory i napisze, że przez czerwień na jego policzkach wyglądał trochę jak Clifford - wielki czerwony pies. Albo jak ofiara długoterminowego zatwardzenia. Jednak podarujmy sobie tematy defekacyjne. Zostawmy to Pooperowi.
- Jakich scen? - spytała nieźle skołowana. - O co ci gościu chodzi?

Przestąpił z nogi na nogę. No i gdzie ten Ron?! On nie był dobry z gadaniu!
-No... nieważne.-mruknął, łapiąc ją za ramię.-Musimy pogadać, chodź.-powiedział, zrezygnowany, że nie udało mu się tego zrobić po dobroci i bardzo inteligentnie zaczął ją za sobą ciągnąć za rękę przez tłum ludzi.

Consuela była na tyle skonsternowana w tym momencie, że początkowo nie oponowała, kiedy to Lionel z subtelnością glebowgryzarki ciągnął ja gdzieś na ubocze, na dystans od zlazłych na fajtklap motocyklistów.
- O co ci, kurwa, chodzi, co?! Czy ja ci wyglądam na worek ziemniaków?! Przestań mnie ciągnąć jak jakiś, kurwa, koń pociągowy!- uniosła się nieco, zirytowana tajemniczością łysola. Jeśli chciał ją podrywać, to były na to nieco bardziej skuteczne sposoby. O, na przykład porwanie jej jak cygan. Chociaż w sumie...

Koksu się na chwilę zatrzymał, zmarszczył brwi i pomyślał. I właściwie to ten worek ziemniaków mu nasunął pewną myśl!
...co on się będzie męczyć, tak było niewygodnie!
Toteż obrócił się, złapał Consuelę w pół, podrzucił sobie na ramię i ruszył truchtem w stronę Rona, by jak najszybciej się stąd ewakuować!

Niech sobie Lion nie myśli, że mu pójdzie tak łatwo. Musi być świadomy, że własnie próbował porwać jedną z pierwszych czempionek w kobiecej lidze  nielegalnych zawodów walki wręcz.

Kostki dla Lionela na kondycję, próg 35. Jeśli przekroczy, udaje mu się dobiec do Rona. jeśli nie - Consuela szarpie się tak mocno, że Lionel się przewraca.

Niezależnie od tego, czy Koksowi się w kostkach powiedzie, czy nie - jego sekretna akcja uprowadzenia Consueli nie zostaje niezauważona. Consia nie szczędzi wrzasków, alarmuje tym samym resztę samic, dzięki czemu Gigi wpada w pisk i ogólnie następuje konsternacja i zamęt.

Ron siedział i patrzył na drzwi w disco rytmach z lat 70, które sączyły się z radia. W końcu wybiegł Koksu z Consuelą.
-Ja pierdole...-powiedział do siebie widząc to. Odpalił silnik i czekał, aż ofiara zostanie wrzucona do środka. Swoją drogą nie wiedział teraz czy dać Koksowi w ryj za subtelność w działaniu czy podziwiać go za wielkość jaj, jakie musiał mieć by to zrobić.

40

Consuela mogła sobie wierzgac ile chciała, nasz kolos-Koksiu dobiegł do Rona, wykorzystując zapewne fakt, że wszyscy byli albo zbyt zaabsorbowani dziwkami, albo walkami, albo byli zbyt pijani, albo mieli po prostu wylane na losy jakiejś tam cimzi, która ukradła motor Bakera.
-Mam ją!-pochwalił się kumplowi.-To co?! Spierdalamy?!-spytał Rona, wrzucając Consuelę na tył.
Sam usiadł na miejscu dla pasażera.

- Hej kurwa co ty odpierdalasz - stanąłem na przeciwko Koksa i co?

Consuela nie zdążyła nawet mrugnąć, kiedy to nagle Lionel próbował ją wepchnąć do auta. Jednak hola, hola! Nie będzie wcale tak łatwo!

Kostki na siłę i refleks, próg: 90. Jeśli uda się mu przekroczyć, udaje się tym samym wpakować Consuelę do auta. jeśli nie - ta zapiera się nogami i gryzie cię w ramie. Przestajesz sobie sam dawać z nią rady, a na swoich plecach czujesz oddech publiczności.

21+50+4*5=91>90

Udało się wcisnąć Consuelę do auta! Nie wiem co z Maro, może stał przed autem?!
-Nic, my musimy TYLKO porozmawiać, ok?!-krzyknął do wszystkich.-PRZESADZACIE, OK?! TO MOJA NARZECZONA. SPIERDALAĆ!-i pewnie uderzył ręką w klakson dla efektu.

Wrzask dziwek był ogłuszający, nawet dla pijanej głowy Bakera. Co, co się działo? Raczej nie kłóciły się o to, kto komu ile razy obciągał i ile zbił przy tym dolców. Wrzask Salinasa kierował Bakera na właściwy tor.
No, mopowaty łeb Consueli to on rozpoznawał, nie? Dostatecznie się nasłuchał o trudnych sprawach Consueli, by mieć wątpliwości, czyja mogła to być sprawka. Wyciągnął pistolet i wystrzelił kilka razy w tylne opony.

- O kurwa, ale cyrk - wyrwało jej się gdy przed jej oczami miała miejsce ucieczka dwójki kochanków. No bo na to się patrzyła tak? Karku porwie swoją miłość, a potem wezmą ślub w Vegas.
Podeszła chwiejnym krokiem w stronę dramatu. Które to już było piwo? Zapomniała.
- Gorzko! Gorzko! hic! - chyba już czwarte...

Stałem na przeciwko samochodu. No jak już Baker strzelał to nie było fajnie szybko obszedłem samochód podszedłem do kierowcy wyjebałem szybę kolbą gnata by tą samą kolbą przyjebać kierowcy, tak ze trzy razy.
- Wypierdalać z samochodu!