Nie za bardzo wiedziała, skąd nagle w ich rozmowie znalazło się wysmarowywanie krwią, jednak wolała sobie tego nie wyobrażać. No, chyba, że chodziło o Buendiów. Od Skittlesa zaczynając, była w stanie ich pozabijać, wypatroszyć, zgwałcić ich zwłoki, wykąpać się w ich krwi, a na końcu jeszcze zeżreć na surowo to, co z nich zostało. Może nawet na tę myśl zaburczało jej w brzuchu.
- Nie musisz mi nic mówić o zjebie. Zapewne domyślasz się, że rypnięcie Bakerowi motoru nie obeszło się dla mnie bez konsekwencji. - wzdrygnęła się na samo wspomnienie tej traumy.
- Ja pierdole, kurwa, serio?! - uniosła się w końcu, po odbiorze kolejnych komplementów ze strony Williama.
- Nie myśl się, że jak się tak uśmiechasz, to ci uj... - wycelowała w niego paluchem, tracąc z każdym słowem przekonanie do tego, co właśnie mówiła. Ten piękny uśmiech sugerował, że Will miał bardzo bogate życie wewnętrzne i na pewno był spoko facetem.