Miała wprawę. Czasem takie podchody udawały jej się mniej, czasem bardziej. Chociaż nie czuła się przegraną, czuła zimny oddech porażki na karku, który tylko wzmagał jej pożądanie.
Serce? Złamał. To był konflikt nie do pogodzenia, chyba że zadowoli go ciemna peruka na jasnej głowie Trish.
- Nie. - Patricia stwierdziła, że jak na kogoś tak mądrego, William potrafi być czasem całkiem głupiutki. - Pyłki zapylają i wtedy rosną rośliny. Na przykład rosyjskie brzozy. - Wytłumaczyła mądrym tonem. Brakowało jej tylko okularów, które mogłaby poprawić na nosie.
- Da się przeżyć. To jeszcze nie są najgorsze warunki! - Trish stwierdziła z rozbawieniem, bazując wypowiedź na własnym doświadczeniu. Zapyziały pokój, który dzieliła z resztą adoptowanego "rodzeństwa" przez lata przyzwyczaił ją do różnych niedogodności. - ...Ale też nie do końca przyjemne. - Pomyślała o zapachu, który zmywała z siebie przez pół godziny.
- Hm... Sama chyba aż tak bardzo nie nahałasowałam. - Posłała Willowi zupełnie niewinne spojrzenie, jakby nie miała świadomości o podtekstach. Delektowała się tym, że Parker na nią patrzył. - Ludzie mają własne życia. A że nudne, to muszą sobie... - Urwała. Miała w głowie ułożony już piękny zwrot, który wyleciał przez ucho i chyba poleciał aż do Old Whiskey. Zapatrzyła się w swój pusty kieliszek, próbując sobie przypomnieć słowa.
- ...Wyobraźnię napędzać. - Powiedziała w końcu, po zawieszeniu się na parę długich sekund, co mogło wyglądać i brzmieć dosyć śmiesznie. - Ale jak ktoś lubi, to można zachować dyskrecję!
Zachowania dyskrecji Patricia nauczyła się w Las Vegas. Był to podstawowy zwrot obok bezpieczeństwa, wyłączności i spełniania fetyszy.