Baker mógł się załamać zarówno nad Parkerem, jak i Ramirez oraz ich jakże logiczną, przyjacielską dyskusją. No, chyba że nawali się zapachem farby, hehe, to inna sprawa!
Zapewne po wysłuchaniu monologu Consueli, Will przez moment milczał. Głównie, żeby zebrać myśli, choć i tak wiedział, że albo miną się w rozumowaniu, albo dziewczyna zbagatelizuje to, towarzyszący im szef go wyśmieje. Zatem wydawało się to dość interesujące.
- Do cholery, Ramirez. Toć ci mówię, po raz nie wiem który, Baker wiedział o tym, jakie są przypuszczenia, że blond szmata może trzymać z Buendiami, a nie było jak temu dowieść. O Liluye sam właściwie się wtedy dowiedziałem i jej powiedziałem, że będzie przejebane z tą znajomością, mimo że znały się wcześniej, ale nieważne. Było spotkanie, Baker załatwił, bo poszedłem do niego później i mu wyjaśniłem, o co chodzi, on chociaż da komuś coś powiedzieć - żachnął się i skinął do szefa, a piwa napił. - I sobie też kurwa nie pozwalaj! Ostatnio o cokolwiek się czepiasz, ale chuj z tym - już nie dodał, że może jest niedopieszczona albo nadal trzyma ją ból dupy, bo Maro zaczął z rudą się przyjaźnić. - Wiesz dlaczego chociaż tak stałem za Liluye długi czas? Bo, kurwa, obiecałem to Connorowi, że w razie czego, gdyby mu się coś stało to miałem się nią zaopiekować. Nie wspomnę o tym, że Liluye już wcześniej była z nim zaręczona czy w ciąży, bo to najwidoczniej nie ma znaczenia, a kwestia obietnicy? Jakbyś nie wiedziała to cię poinformuję. Jeśli ja coś obiecuję to mam zamiar się do tego zobowiązać, to oznacza bycie lojalnym - dalej wyjaśniał, pewnie samemu się gubiąc, co ma do powiedzenia. Zapewne przerwał na moment, kiedy Sue miał coś do dodania i nie skomentował tej wzmianki o Liluye i niedoniesieniu dziecka, bo nie było sensu. - I jeśli mnie mój przyjaciel prosi, by - jak to możliwe - zaopiekować się jego dziewczyną, w czasie gdy on kurwa gryzie piach i wącha kaktusy od spodu, bo na tym mi zależy, to się do tego, cholera, zobowiązuję. Aż tak ciężkie jest to do zrozumienia czy tylko patrzysz przez pryzmat swojego problemu? - spytał, nie wyjaśniając dokładnie. Ot, zwierzyła mu się, a Will nie miał zamiaru wygadywać. - I gdyby to dotyczyło Bakera, Betty, Jima i jego gromadki czy Clausa, czy też ciebie - także starałbym się pomóc na tyle, na ile mogę. Nie bez powodu za tobą się wstawiałem, jak chciałaś dołączyć do tego gangu, czasem o tym napominając Bakerowi. I mam nadzieję, że nie sprawisz, abym tego żałował. Też potrafiłabyś być taka lojalna? - spytał, kończąc swój wywód.
- Ja już swoje wyjaśniłem. Koniec tematu - mruknął zarówno do Bakera, jak i Consueli.
W tym momencie Parker wypowiedział chyba najwięcej słów od ostatniego półrocza. Może nawet kilku lat. Aż mu zaschło w gardle i znowu się napił. Może i jego monolog mógł załamać, ale chociaż w końcu wyjaśnił to, o co mu chodziło w całej sytuacji.
Autorka się nie zdziwi, jak Baker się załamie. Może wzruszy? Dobre sobie.
Will zapalił papierosa, rozsiadł się wygodniej. Już chciał powiedzieć, że wyjeżdżają do obozu dla uchodźców Starej Kiszewy, ale Baker go ubiegł, więc nie miał nic do dodania od siebie.
- Trochę - podsumował równie złośliwie.