Nieczynna stacja benzynowa

First topic message reminder :

Stara stacja benzynowa straszy przyjezdnych i jest dobrym miejscem na niekoniecznie legalne spotkania. Stare dystrybutory otoczone są łańcuchem, który generalnie nie jest potrzebny, bo przecież i tak nie nalejemy tu sobie paliwa. Stacja ma tylko dwa stanowiska skryte pod zardzewiałą wiatą. Obok stoi mały budynek, w którym kiedyś można było zapłacić i kupić batonika na drogę. Teraz stoi zamknięty i pusty.

86 - unik 117 - kontra

Bez problemu zablokowała cios uchroniwszy swoją szczękę od siniaczka i szybko skontrowała uderzeniem w brzuch.
- A co? Poza ringirn wyrastają ci dodatkowe łapy? - powiedziała rozbawiona - I co to za nerwy? Toć do dżentelmeński sport.
Podskakiwała sobie w miejscu z nogi na nogę.

unik: 55

Skubana czarna, łysa pałka uniknęła jej ciosu! Morgan nie była najlepsza, ale kurczę czasami się pobić to tak fajniej. Człowiek czuje adrenalinę, a wszyscy dziwią się, ze masz obojętne spojrzenie. Mimo tego, że własnie w tej sekundzie dostajesz silny cios w brzuch. Foxxy zgięła się w pół i upadła na kolana. Jęknęła cicho z bólu, który i tak był pewnie przyćmiony wspomniana adrenaliną. Było słychać ze strony Foxxy jedynie ciężkie oddechy. Przez jakiś czas nie mogła w ogóle go złapać. Po kilku minutach opierając się o ring wstała. Stała nieco chwiejnie, ale spojrzała na przeciwniczkę. Nawet zajebisty tatuaż smoka na plecach nie pomoże w takiej sytuacji.
- Mam na imię Morgan. - odpowiedziała, zamiast " dobra dzieci poddaje się".

Wyszczerzyła się gdy Morgan padła na deski, a jeszcze szerzej gdy wstała o własnych siłach. No no. Podeszła do przeciwniczki i klepnęła ją dwa razy w ramię.
- Eva. Chodź, postawię ci piwo.
W końcu była pod wrażeniem, że nie ruda nie padła jak placek po pierwszym ciosie.
Obie zeszły z ringu.

Morgan uśmiechnęła się nikło, wszak dopiero co została pobita, a jej prawe oko nabrało sinego kolorytu.
- Piwo to coś co potrzebuje. - powiedziała z aprobatą, po czym zwlokła się z ringu i dokuśtykała od miejsca, w którym to piwo było dostępne.

// Początek

Ennis tym razem chętnie pojawił się na stacji benzynowej. W lekkiej niebieskiej koszuli w kratkę i w czarnym podkoszulku pod spodem wyglądał, jakby wybierał się na spokojny spacer, jednak miał w oku pewien błysk... Młody Enderman nieźle przypakował w ciągu ostatnich kilku miesięcy i przestał być już, delikatnie mówiąc, taką pipą. Nadal nie umiał się bić, ale tym razem miał wrażenie, że chociaż będzie w stanie utrzymać się na nogach.
Gdy zwolnił się ring, Ennis postanowił wcielić w życie swój chytry plan, żeby uchronić swoje kłykcie przed zniszczeniem. Z youtuba nauczył się, jak obwiązać wokół kostek bandaż tak, żeby trochę amortyzowały ból i uderzenia. W takim stroju wszedł na środek i zawołał:
- No dobra, kto ma ochotę spróbować się z dzieciakiem?

34+5=41

William Parker! Ennis może miał nawet szansę coś mu zrobić, bo akurat ten Święty nie był specjalnie znany ze swoich popisów w walce wręcz. Chłopak stanął w quasi-bokserskiej postawie i swój pierwszy cios nakierował prosto w brzuch Parkera.

cios: 61

Unik: 39+25=64

Ok, może cios w bebechy nie był najlepszą opcją. Zachwiał się lekko i tylko musnął Parkera, sam zaś stanął sam na sam z pięścią przeciwnika, która była na dobrej drodze ku jego wątrobie. Ennis jednak okazał się szybszy - zwinny jak łasica, odskoczył na bok i nic nie wyszło także z ciosu Williama.
Chłopak podskakiwał sobie w miejscu, sapnięciem odrzucając włosy z czoła. Na razie walka była wyrównana!

cios: 51

- Może - odpowiedziała Willowi i razem z Morgan siadła niedaleko ringu z piwem i oglądała jak jakiś dzieciask okłada się z księgowym.
- Walka stulecia.

cios: 15+34=49

Tym razem Ennis postanowił pieprznąć Williama pod żebra. Napiął się jak struna i rzucił do przodu, nieświadomy zupełnie, jak minimalnie rozminął się z wynikiem rzutu kością Parkera. Cóż, nadzieję można mieć zawsze!

Morgan podeszła do baru i zamówiła zimne piwo. Pociągnęła kilka łyków i przyglądała się walce. No on widziała lepsze.. były tez kiedyś i takie, które wygrywała. Jednak to były dawne dzieje, jeszcze w szkole wojskowej.
- Jak na dzisiaj to walka niezła. - powiedziała. Widząc tak naprawdę jedną walkę.

cios: 71

Unik: 44 ;___;

Nagle walka zmieniła się w popis siły i wytrzymałości Williama Parkera. Ennis oberwał w bark, przez co jedno z jego ramion na moment straciło jakąkolwiek moc. Następnie, nim się obejrzał ani zdążył zasłonić, dostał prosto w szczękę. Jego zęby zadzwoniły o siebie i chłopak odleciał na kilka kroków do tyłu. Złapał się za bolące miejsce, ale nie dawał za wygraną. Przygotował się na kolejne ciosy.

cios: 71

Cios: 34+25=59

Ennis zamachnął się krzywo i w żenującym stylu próbował uderzyć Williama prosto w nos. Chyba trochę mu dzwoniło jeszcze w uszach po poprzednim ciosie księgowego, stąd kiepskie wyprowadzenie własnego.
Cóż, dopiero się uczył, prawda?

Consuela z kuflem zimnego piwa przy twarzy oglądała każdą kolejną walkę. Nie spodziewała się, że z Parkera takie waleczne serce. Jedyne, czego się spodziewała, to tego, że Will jest dobry jedynie w biciu się z myślami. Nie pomyliła się za mocno.
W każdym razie pogratulowała mu wygranej walki, a kiedy przed oczami mignął jej ten rudy, murzyński, kulawy teletubiś, uznała, że i ona ma szanse zrekompensować swoją sromotną porażkę. Tak, Consuela była już trochę pijana i najwidoczniej bicie nie do końca sprawnej, rudej murzynki wydało jej się rewelacyjnym pomysłem.
Dlatego też nie minęło dużo czasu, gdy ta stanęła z nią w szranki na ringu. Znieczulona piwskiem, czuła się trochę jak Bruce Lee. Tak też postanowiła walczyć.
Wymierzyła więc dziewczynie cios karate, prosto w ryło - 56.

unik: (15+20) +4x5 = 55
cios: (15+11) + 5= 31

Morgan została wywołana na ring, za takie obelgi nie mogła przecież nie stanąć do walki. Tym bardziej, ze przeciwniczka była nieco wstawiona. Szkoda, że nie zdołała dopić piwa do końca. Pierwszy cios zadała Cruela. Niestety mimo starań nie udało się go uniknąć. Chociaż było naprawdę milimetr od tego, by tego dokonać. Cios był silny, ale nie na tyle, by powstrzymać byłą panią podpułkownik. Fiolet na oku chyba nabrał ciemniejszych barw. Otrząsnęła się i wymierzyła cios w splot słoneczny. A niech się dusi!

Baker chodził i oglądał walki. Zapewne zbierał też zakłady i palił na zmianę z popijaniem piwa. Większą uwagę poświęcał oglądaniu cat fightu z Consuelą w roli głównej. Wariatka, hehe.

56

No cóż, cios Morgan może i został wyprowadzony, jednak zamiast dolecieć na miejsce i wylądować w twarzy Ramirez, skończył jak boeing Malaysia Airlines, zestrzelony przez Rosję, którą była wściekła pięść Consueli.
Uderzyła ją w brzuch, mając nadzieję, że to już jest nokaut.

Baby Jane, zapewne jak reszta dziewczyn pracujących dla Świętych, kręciła się pośród tej zgrai facetów i bab, puszek piwa, ognistych pięści i zniewalających wulgaryzmów. Jak dotąd nikt nie pokusił się o jej usługi, w przeciwieństwie do królowej dziwek - Gigi, którą rwali jak chwasty.
W końcu Jean przystanęła, bo umęczyła się już trochę w butach na ciężkim obcasie. W dodatku było trochę zimno, a paradowała w krótkiej spódniczce i topie. Dziwiła się, że jej znajoma z celi, Consuela, tak ochoczo się lała z kolejną już laską. No ale, co kto lubi!
Po chwili zauważyła innego uczestnika walk, który wcześniej już oberwał. Przysiadła się do niego i założyła nogę na nogę.
- Do trzech razy sztuka, co? - zagadnęła.