Nieczynna stacja benzynowa

First topic message reminder :

Stara stacja benzynowa straszy przyjezdnych i jest dobrym miejscem na niekoniecznie legalne spotkania. Stare dystrybutory otoczone są łańcuchem, który generalnie nie jest potrzebny, bo przecież i tak nie nalejemy tu sobie paliwa. Stacja ma tylko dwa stanowiska skryte pod zardzewiałą wiatą. Obok stoi mały budynek, w którym kiedyś można było zapłacić i kupić batonika na drogę. Teraz stoi zamknięty i pusty.

unik: 55 (jak już wiadomo)
cios: 56 :D
Morgan chciała uniknąć kolejnego ciosu. Cholera jasna jednak dostała znowu w brzuch. Zgięła się jednak podtrzymała, by nie łupnąć na ziemie. Złapała oddech i się wściekła. Naprawdę się wściekła. Po kilku minutach się wyprostowała i mimo mdłości, i bólu brzucha przygotowała gardę. Zmierzyła przeciwniczkę obojętnym spojrzeniem, po czym, nawet jeśli ma być to jej ostatni cios w życiu, wyprowadziła prawego sierpowego w szczękę Consueli.. a niech ja sobie potem układa.

No i znowu dostała w pysk. Zachwiała się na nogach i złapała za policzek. Eva przyprawiła ją o limo, a Morgan o rozciętą wargę. Mimo to - było zajebiście. Sama się nie spodziewała, że lanie się z innymi po gębach będzie taką frajdą. Może myślałaby inaczej, gdyby nie wygrała tym razem, jednak smak zwycięstwa był niczym miód na jej zatroskaną duszę. Wytarła usta wierzchem dłoni i zlazła chwiejnym krokiem z ringu, słysząc w uszach to.

- Och, biedaku! - jęknęła szczerze. Ostatecznie oglądanie jak się leją nie było specjalnie atrakcyjne dla Jean. Szczególnie, gdy lali się do stopnia siności i wybitych zębów. Również zerknęła w stronę tłukących się dziewczyn i skrzywiła.
- No, przerwa. - Przytaknęła. Niestety Jane nie miała specjalnych krągłości, więc nawet nie usiłowała ich eksponować przed nosem Willa. - Można ją spożytkować na umilenie czasu innym - dodała i uśmiechnęła się do Świętego. Come on, Willy, don't be silly!

Morgan uśmiechnęła się lekko widząc w triumfującą Consuelę. Co jak co, ale ona była kaleką, więc ten jeden cios przyprawił ją o taką satysfakcję. Co z tego, że ręką piekła, a oko spuchło.
- Chodź, to Ci piwo postawię. - powiedziała to zwyciężczyni, gdy już zwlokła się z ringu. Podeszła do baru, gdzie już widownia się wygodnie rozsiadła.
- Piwo dla zwyciężczyni - powiedziała, sięgając jednocześnie swoje i płacąc za to dla Consueli. Ciekawe kto tym razem się odważy na walkę na ringu?

Billy odpalił kolejnego papierosa, chowając się za chmurą siwego dymu. Nie miał jak na razie pomysłu z kim mógłby przeprowadzić kolejną bójkę. Zatrzasnął metalową zapalniczkę i wciskając ją w kieszeń, zaciągnął się mocno. Rozglądnął po zgromadzeniu i dostrzegł Jane, rozmawiającą z Willem.
Mógł dołączyć!
W zasadzie był zaskoczony obecnością dziewczyny w tym miejscu. Może dlatego tym bardziej chciał się ruszyć? Spotykał ją w nietypowych miejscach. Dlatego wstał, wypuszczając dym i ruszył do rozmawiajacej dwójki.
- Cześć.
Rzucił do Baby i uśmiechając się, zerknął to na nią, to na Parkera.

Roześmiała się i pokręciła głową.
- Żartujesz, co? - gdzie jej do bicia się! Może i nie była totalnym słabeuszem, ale bez przesady. Popatrzyła na dziewczyny, które skończyły już walkę, ale szybko przeniosła uwagę na Williama. Zapewne nawet nie znała jego imienia, bo tych świętych ciężko było ogarnąć! Odmówiła papierosa, chociaż mogłaby zapalić.
- Na przykład tobie - rzekła śpiewnie, przekładając nogi i zahaczając przypadkiem (!) o nogę Parkera. I w tym momencie tuż obok nich stanął... Billy. Jane gwałtownych ruchem wyprostowała się i odsunęła, ściągając kolana do siebie i posyłając swojemu ulubionemu kowbojowi niewinny uśmiech. Zupełnie inny od tego, którym darzyła wcześniej Parkera.
- Och, cześć!
Przeniosła wzrok na Willa i znów na Curwooda.
- Och. O, wyście się bili! - zauważyła inteligentnie, ogarniając nagle sytuację. No, teraz sobie nawet przypomniała, kto wygrał. Ach!

Consuela chciała oddalić się na swoje poprzednie miejsce, kiedy to Morgan ja zaczepiła.
Dziewczyna uniosła brew, zastanawiając się, czy przypadkiem nie chodzi jej o rewanż, jednak spotkało ją lekkie zdziwienie, kiedy ta postanowiła jej pogratulować.
Consuela jedynie wzruszyła ramionami i skierowała swoje kroki w stronę miejsca, w którym przyglądała się walkom wcześniej.

45+80+60+30=215

Baker chyba znudził się tym łażeniem i piciem, i zbieraniem zakładów. Dlatego też zgarnął Connora.
- No, młody, zobaczymy, jak z tą twoją ręką! - zaśmiał się i wypchnął chłopaka na ring.
Podwinął rękawy koszuli i wyprowadził potężny cios w brzuch Eastmana.

- A no.
Odpowiedział Baby na pytanie i odwrócił się na moment, gdy rozległy się wiwaty Świetych, stojących bliżej ringu. Baker i Eastman? Zapowiadało się niezłe widowisko. Curwood zrobił dwa kroki, przystając z boku, by móc swobodnie oglądać walkę.
- Szanse były równe.
Wzruszyła ramionami, zaciągając się papierosem i zerkając na Jane.
- Dorabiasz sobie? - Zagadnął ją, nie mając pojęcia, że dziewczyna to jedna z wielu laleczek Świętych. Straszne, że tak mało na ten temat wiedział.

20+42+29+2*5=101
UNIK
20+16+3*5=51

Connor próbował zablokować cios zadany przez Bakera, ale niestety nie dał rady. No cóż, nie chciał wyjść na tchórza, ale Szef Świętych miał zwyczajnie większe doświadczenie i to prawdopodobnie to zadecydowało o tym, że Eastman musiał przyjąć cios. Zgiął się w pół, ale po chwili łapiąc oddech starał się wyprostować.

185+25=210

Gdy tylko Connor się wyprostował, Baker wyprowadził drugi cios, tym razem w szczenę.

20+42+29+2*5=101
UNIK
20+16+4*5=56

No i tak jak poprzednio Eastman po raz kolejny dostał. Zaczął rozcierać swoją szczękę, ale był gotowy na kolejny cios, który był już raczej ostatnim.
- Kawał mocnego sukinsyna z ciebie szefie. - Powiedział do Bakera będąc już gotowym na to, że zaraz dostanie w ryj po raz kolejny.

Morgan nie przejęła się tym, że kobieta nie przyjęła od niej piwa. Wzięła swoje i usiadła wygodnie, by oglądać walkę jakiegoś staruszka, ze znanym jej kolesiem. Oczywiście nie dawała znać, że go zna. Bo go nie zna.. taka prawda. Wyjęła papierosa z paczki papierosów, gdy nagle zauważyła, że nie ma ognia. Przed chwilą się przewinął jakiś koleś z zapalonym papierosem, na pewno ma ogień. Podeszła więc do księgowego, jakieś laluni i jakiegoś innego pryczka.
- Przepraszam, że przeszkadzam.. ogień zgubiłam, poratujecie? - zapytała z angielskim akcentem. Jednocześnie obserwując walkę.

- Aha! - pokiwała głową. Nie zdążyła już zapytać, co się nagle zmieniło, że zaprosili kobiety do walk. Zaśmiała się za to po ostatnich słowach Williama.
- Cóż, gratulacje wam obu, tak czy siak - odparła, żeby było sprawiedliwie.
Przez chwilę przyglądała się, jak przywódca gangu masakruje jednego ze swoich. Auć. Ściągnęła brwi, zastanawiając się, czy w taki sam sposób pozbywał się jej poprzedniego "opiekuna", czy też wolał sobie wtedy nie brudzić rąk.
Podniosła wzrok na Billy'ego i zmieszała, ale szybko odzyskała rezon:
- Ym, no. Rozlewam piwo i takie tam! - odpowiedziała jakby nigdy nic. Lepiej, żeby nie pytał o część "takie tam".

Zaśmiał się, ale to wcale nie przeszkodziło mu w wyprowadzeniu piąchy w bok Connora, po raz kolejny. Odsunął się, gdy ten się zgiął. Już nie chciał być aż taki i celować mu w twarz, bo go jego dziumdzia nie pozna!
- No, młody, grunt, że próbowałeś!

Nawet Morgan się skrzywiła widząc cios wyprowadzony przez staruszka.. musiało boleć. Odpaliła papierosa i podziękowała serdecznie. Chwile postała, bo akcja się rozkręcała. Jednak po chwili wróciła na swoje miejsce. Za bardzo nie chciała się wpasowywać w ten dziwny tłum ludzi. I tak dobrego wrażenia nie zrobiła bijąc się na ringu i dodatkowo przegrywając.

- Dzięki za walkę, a raczej egzekucję. - Zaśmiał się Eastman po doprowadzeniu się do porządku. W sensie, zwyczajnie wyprostowaniu się, bo ciosy Bakera mocno nim zachwiały.
Zastanawiał się teraz kto następny z nim zawalczy, bo nie chciał skończyć na dwóch walkach. To było dla niego zdecydowanie za mało.
- Will, Billy? - Spojrzał rozglądając się po mężczyznach. - A może Claus? - Póki co dojrzał tylko nich.

Billy pokiwał głową, nie spuszczając zainteresowanego spojrzenia z dziewczyny. Uśmiechnął się lekko, wypuszczając dym na bok, by dziewczynie nie dmuchać w twarz. Pokiwał głową, zadowolony, że udało się jej znaleźć jakieś zajęcie.
O innym nie myślał. Jane nie pasowałaby mu na lalę Świętych.
- To podasz mi piwo?
Zapytał, puszczając jej oczko i zwracając twarz znowu na walkę. Zerknął na rudzielca i oparł się o ścianę, by wygodniej mu się obserwowało Bakera trzaskającego Eastmana.
Gdy się zakończyła, nawet nie odpowiedział na wezwanie Indianina.
Jeszcze czego!

Claus westchnął na reakcję córki. Po następnej walce już nie robił jej "siary". Przyglądał się też kolejnym walkom. I gdy Connor zapytał, czy czasem ktoś nie chciałby spróbować swoich sił...
Staruszek spojrzał na towarzyszy i westchnął z rezygnacją.
-Energia rozpiera, co, młody?-spytał, zrzucając kurtkę z ramion.
Miał ochotę się zgarbić pod ciężarem własnych poczynań, jednak na szczęście alkohol krążył w jego krwi!
-Chodź, zobaczymy, z czego jesteś ulepiony!-zaśmiał się, wychodząc na środek

Klepnął jeszcze Connora po plecach w przyjacielskim geście i odszedł kawałek na bok. Nie stał jednak bezczynnie. Zamierzał jeszcze umilić czas facetom, co by rzucali więcej hajsu. Podszedł do Williama, Billa i Baby Jane. Zamierzal złapać ją za ramię i podciągnąć do góry, ale sobie darował.
- Chodź mała - zarządził.
Dziewczyna nie miała raczej szans na sprzeczkę. Wstała i burknęła do Billy'ego:
- Jak tylko wrócę!
Zaraz potem Baker złapał ją za ramię i poprowadził gdzieś dalej. Kazał jej znaleźć pozostale dziewczyny i je tu sprowadzić.

20+42+29+3*5=106

No kurcze, Billy i William młode konie nie chciały się trzaskać po mordach, a Claus był chętny.
- Wstydźcie się. - Powiedział Eastman do Curwooda i Parkera.
A sam wyszedł w stronę Auguste.
- I to się nazywa wojownik. - Mruknął do czarnoskórego kolegi po czym stanął naprzeciwko niego. Dał mu czas na to, aby się ustawił, a potem zaatakował prosto w lewy policzek.