Nieczynna stacja benzynowa

First topic message reminder :

Stara stacja benzynowa straszy przyjezdnych i jest dobrym miejscem na niekoniecznie legalne spotkania. Stare dystrybutory otoczone są łańcuchem, który generalnie nie jest potrzebny, bo przecież i tak nie nalejemy tu sobie paliwa. Stacja ma tylko dwa stanowiska skryte pod zardzewiałą wiatą. Obok stoi mały budynek, w którym kiedyś można było zapłacić i kupić batonika na drogę. Teraz stoi zamknięty i pusty.

30+14+6*5=74<106
UNIK 14+16+30=60<106


Claus uśmiechnął się krzywo na komentarz Connora.
-Och, chyba już mają dosyć!-stwierdził i zaczął podwijać rękawy koszuli.
Gdy skończył, Connor wystosował cios. I nie zdążył uniknąć ciosu! Ach, nie te lata, nie ta szybkość, nie ten refleks!

64
Nie poddawał się jednak i wystosował cios w kierunku Indianina!

Billy przyjrzał się zmianie Jane, do której takie burknięcia nie były podobne. Ale co on tam o niej wiedział?! Spojrzał tylko za nią i Bakerem, po czym zajął miejsce dziewczyny. Uśmiechnął się tylko na komentarz.

- Dokop mu tato! - krzyknęła do ojca zaraz po tym jak ten oberwał. Nie będzie jej chyba wsytydu robił i nie da się sprać jakiemuś Eastmanowi.
Popijała sobie dalej piwo starając się wyglądać na zrelaksowaną.

Po przegranej walce z Parkerem, Ennis powlókł się do baru/lady/deski/czegokolwiek i poprosił o coś do picia, niekoniecznie alkoholowego. Ostatecznie to nie Betty rządziła na tej imprezie, tylko Baker, więc chłopak wolał aż tak nie kozaczyć. Rozmasowywał swoją szczękę i podziwiał chyba najlepszego boksera w mieście w akcji - Connora. Może kiedyś odezwie się do niego, żeby ten dał mu jakieś lekcje?

20+42+29+5*5=116>64

Eastman niestety dla Clausa był zdecydowanie szybszy i silniejszy. Dlatego jego cios doszedł i cios Auguste mógł gdzieś szukać obłoków, bo w Connora na pewno nie trafił.

No cóż! Connor na pewno trafił Clausa i pewnie aż zęby mu zadzwoniły w uszach! Doszło do niego wołanie córki, jednak nie skupiał się na tym. Pewnie ledwo co ogarniał po tych silnych ciosach!

54

Chyba powoli opadał z sił - w końcu nie był już najmłodszy! - bo tego na pewno nie trafił!

20+42+29+5*5=116>54

No to można powiedzieć, że był to ostateczny cios kończący tę walkę. Wyprowadził ostateczny cios na szczękę. Po tym Connor podszedł do starszego kolegi.
- Dzięki Claus, dobrze się trzymasz. Niejednego jeszcze powalisz. - Podziękował koledze i usunął się w cień.

Tak jak nikt nie zauwazył, że się pojawiła. I jak pewnie prawie nikt nie wiedział kim była rudowłosa murzynka walcząca dwa razy, i to przegrane walki. Zostawiła w połowie wypite piwo i palac papierosa po prostu się oddaliła. Nie miała co tutaj robić, więc lepiej wrócić na posterunek, bo zaraz mogą wrócić.
<zt> Motel "Rosie"

Walkę Connora i Clausa Baker oczywiście oglądał, ale z pewnej odległości. Odszedł na chwilę, by wrócić po skończonej walce Świętych. Wtedy też wyszedł na środek.
- Panowie... i panie... Aby osłodzić wam siniaki i plucie krwią... - tu zaśmiał się pod nosem. - Małe przedstawienie!
Po tych słowach odsunął się na bok, a spomiędzy gapiów wybiegły pracujące dla Świętych prostytutki. Rozległy się gwizdy, wiwaty i niewybredne okrzyki. Szczególnie wiele wywołała ich Gigi, która wyskoczyła na środek i zrobiła parę zgrabnych obrotów, posyłając co niektórym facetom buziaczki w powietrzu. Wśród nich była też Baby Jane, z raczej kwaśną miną. Gdy jednak zaliczyła dźgnięcie z łokcia od Cherry, wyszczerzyła zęby w słodkim uśmiechu.
Z głośnika poleciała jakaś muzyka, a dziewczyny zaczęły fundować zgromadzeniu striptiz połączony z jakimiś pląsami i macankami.

// początek --> Motel

W połowię drogi do Vivy, Ron przejrzał swój telefon i zauważył nieprzeczytaną wiadomość o Fight Clubie. Normalnie powinien tam być i kosić pieniążki na zakładach, ale musiał zająć się sprawami zawodowymi.
Drogą dedukcji, doszedł do wniosku, że towarzystwo z baru pewnie siedzi teraz na stacji i leje się po pysku, więc możliwe, że Consuela tam siedzi.
-Ok Kosksu, ściągaj tą kominarę i idź po nią tam. Każ jej wyjść. Ja nie mogę się tam pokazać w tym stroju - na pewno Baker pamięta tą kulkę w mój tyłek.-powiedział spokojnie. Nie mógł się przyznać do powiązań z rodziną, bo Connor mógłby powiedzieć gdzie mieszka, a potem będą tańcować nad zgliszczami domu. Po za tym Ron nie lubił swojej aktualnej pracy, nie tyle sprzątacza, to członka niechcianej rodziny, jednak musiał to zrobić by nie umrzeć jeszcze raz.

Gdy zaczęło się przedstawienie, a pośród tancerek znalazła się też Jane, Curwoodowi wypadł papieros z ust. Aż syknął, gdy żar przedarł się przez materiał spodni. Szybko więc strzepał peta z nogi i złapał za piwo, by ugasić pragnienie. Jakie?

Clausowi pewnie pokazały się mroczki. Jednak robił dobrą minę. Poklepał Connora po plecach i uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
-Dobra, dobra, już mi tu nie słodź!-mruknął.-ZA to ty to masz krzepę, młody! Ach, ciesz się, że nie znałeś mnie w swoim wieku!-zaśmiał się pod nosem i usiadł przy barze.
-Piwa!-zarządził i pewnie po chwili został obsłużony.
I dobrze, że się napił, bo pewnie za chwilę jęzor by mu wysechł od tych widoków! Och, te dziewczyny były cudowne! Postawiłyby nawet zmarłych na baczność!

/z motelu, czy skąd tam

Lionel był zaskoczony zmianą kierunku, w którym zmierzali, jednak nie zamierzał się kłócić z mózgiem całej akcji, nie? Jak coś dupnie to jego wina! On tylko używa mięśni, nie?
Spojrzał niepewnie na Rona i zsunął kominiarkę z głowy. Podał ją niechętnie informatykowi i spojrzał na wejście na stację. Było tam głośno. I pewnie mnóstwo ludzi. I gorąco. I tłoczno. I w ogóle.
Wcale nie chciał tam iść!
Postanowił jednak być mężczyzną!
Także wkroczył do środka, pewnie gdzieś bokiem, za tłumem ludzi, próbując powoli przebrnąć dalej, w poszukiwaniu swej narzeczonej. I nagle... znieruchomiał, widząc te nagie i półnagie dziewczyny. Krew uderzyła mu do głowy.
O BOŻE.

Evie też podobało się przedstawienie. Trochę mniej uśmiech zboczonego staruszka na twarzy swojego ojca, ale nie komentowała. Natomiast gwizdała razem z facetami na dziewczyny trzęsące dupciami.
Ale impreza.

Dziewczyny krążyły dalej po ringu, wykonując jakieś swoje kocie ruchy i powoli zrzucając z siebie kolejne ciuchy. Których w punkcie wyjściowym nie było zbyt wiele. Jean jak dotąd nie zdarzyło się robić czegoś takiego. Może przed jednym facetem, ale nie całą zgrają! A najbardziej się denerwowała, że tam stał Billy, który był miły i miał ją za miłą dziewczynę, a teraz wszystko się wydało i już na pewno nie będzie chciał z nią gadać!
Tak rozmyślając, pozbyła się bluzki, zrobiła obrót trzymając się z Cherry za ręce i zaczęła rozpinać spódniczkę. Ech!
Gigi dalej królowała, już tylko w skąpej bieliźnie i szpilach. Właśnie zeszła do parteru, zatrzęsła tyłkiem i równie zwinnym ruchem podniosła się do pionu.

Na widok roznegliżowanych, wijących się zdzir, Consuela westchnęła tylko ciężko, podpierając swoją przyciężkawą głowę na dłoniach. Rozejrzała się po gromadzie głośnych, napalonych motocyklistów i innych takich, po czym poczuła lekkie  ukłucie zazdrości i pogardy dla tych dupodajnych szmat.

Eastman ruszył się w stronę Evangelii, nie wiadomo czemu, tak jakoś z przekory pewnie.
Stanął obok kobiety, która miała jeszcze mniej włosów na głowie niż on i się uśmiechnął.
- Sorry, że potłukłem twojego staruszka, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. - Powiedział stawiając przed nią piwo.

Napił się znowu piwa i potarł zarośnięty policzek dłonią, wgapiając w Jane, chociaż spojrzenia uciekały mu też na boki. Na Gigi i inne dziewczeta. Facet nie wiedział gdzie uwiesić oka!

Podniosła spojrzenie na Williama, nieco zaskoczona tym, że jakimś cudem nie ślini się właśnie do rozbierających się własnie lafirynd.
- Nie powinieneś przypadkiem ślinić się właśnie do rozbierających się lafirynd? - zapytała z dziecięcą ciekawością, po czym wzruszyła ramionami.
- Nie jestem niezadowolona tylko heteroseksualna. - dodała z lekkim rozbawieniem.

Gdy wszystkie dziewczyny paradowały jedynie w bieliźnie i butach, pomiędzy nie znów wylazł Baker. W akompaniamencie muzyki i okrzyków przyciągnął do siebie Gigi, po czym obwieścił:
- A teraz dziewczynki mogą zatańczyć dla was solo! - oczywiście za odpowiednią opłatą, ale chyba wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. Klepnął Gigi w tyłek, a ta szybko zebrała swoje ciuchy z ziemi i ruszyła w tłum facetów.
Pozostałe zaraz ruszyły jej śladem.
Baker zrobił wyjątkowo zadowoloną minę, licząc na pokaźny utarg. Odszedł gdzieś na bok - znów było miejsce na walki, jesli wciąż byli chętni.