William zdążył kiwnąć do Setha, wymienić kilka nic nieznaczących słów o swoim pobycie, a wtedy dojechała reszta Świętych. Ach, dobrze się patrzyło na szeregi czy kółeczka motocykli, za którymi jeszcze przez chwilę unosił się pył.
Gdy Baker wyszedł na środek, Will przyglądał mu się bacznie, by po poinformowaniu całej grupy o wizycie Skittlesa - i jemu uniosła się brew w niemym zdziwieniu. Parker przestąpił z nogi na nogę, dla własnej wygody i zastanawiał się nad słowami szefa. Zaraz też dołączyła Betty, która to i owo powiedziała, a także Consuela, która musiała od razu zacząć od tej z pewnością kulturalniejszej strony.
- Do Naiche szacunek mieć możemy, ale Skittles? Tak jak Betty mówi, to zbyt dziwne - wzruszył ramionami, rozglądając się po twarzach. Spojrzał na Jou, marszcząc lekko nos. - Nie myślisz chyba, że rypiąca się po kątach Gabrielle będzie z nami współpracować i jeszcze namówi do tego Coopera? Od razu do niego poleci i mu powie, nawet jeśli zależy jej na siostrze i daje zapewnienie, że będzie o nią dbać - odparł.
- I fakt, Skittles z pewnością nie należy do tych, którym można zaufać. Nie wątpię, że mogłoby to nam na coś wyjść, a sam byłby dłużnikiem, ale też nie chce mi się wierzyć, że choć przez moment nie przemknie mu myśl, żeby nas wkopać w cokolwiek sobie wymyślił - prychnął i podrapał się po policzku, krzyżując z powrotem ramiona na klatce piersiowej. - Najpierw niech pokaże, że można mu jako tako zaufać pod tym względem, a nie od razu działać. Też, wbrew pozorom, potrafi kombinować. Zresztą, czemu z tym do ciebie przyszedł, a nie do Smithów czy Buendii? Nie chcą mu pomóc? A może to od nich wyszedł ten pomysł i coś knują? - przezorność Parkera swoje robiła i nim całkowicie wygłosi jego stanowisko, to jednak wolał wiedzieć jak najwięcej w danej sprawie. - Równie dobrze mógłby sam pójść na układ z psami, chyba żebyśmy wyprzedzili, w czego sukces akurat powątpiewam, dopóki Cooper jest w mieście i Ramirez - wzruszył ramionami, nie bacząc na to, że mógłby dobić Consię takimi słowami.
- Na ślepo nie warto brnąć. Zwłaszcza, kiedy mamy jeszcze psy nad głowami, które z chęcią nas obserwują. Najpierw powinien jednak zdobyć zaufanie, żebyśmy się na tym nie przejechali.
I tak sobie wygłosił krótki monolog. Aż mu w gardle zaschło.
I dalej się zastanawiał.