Nieczynna stacja benzynowa

First topic message reminder :

Stara stacja benzynowa straszy przyjezdnych i jest dobrym miejscem na niekoniecznie legalne spotkania. Stare dystrybutory otoczone są łańcuchem, który generalnie nie jest potrzebny, bo przecież i tak nie nalejemy tu sobie paliwa. Stacja ma tylko dwa stanowiska skryte pod zardzewiałą wiatą. Obok stoi mały budynek, w którym kiedyś można było zapłacić i kupić batonika na drogę. Teraz stoi zamknięty i pusty.

Lionel przez naprawdę długi czas stał i się gapił na te laski z przerażoną miną. Na bank spłonie w piekle! Ale... ale.. musiał się ogarnąć. Czego się nie robi dla szefa! Dla rodziny! Bo w końcu jeśli tego nie ogarną z Ronem, to będą mieć kłopoty! A Ronnie już raz oberwał. I to mocno! Nie pozwoli na drugi!
Zakrył sobie oczy i rozchylił nieco palce, by móc wyczaić Consuelę. Na szczęście jej czupryny nie dało się nie zauważyć!
Zaczął się przebijać w jej kierunku. Gdy był już naprawdę blisko... zdał sobie sprawę, że nie jest sama. Skrzywił się. No i jak ją tutaj zgarnąć?

Odwróciła się do Eastmana i wzięła piwo.
- E tam. Nie powinien ci dawać forów - no bo oczywista spawa, że jej tato zmiótłby Connora z ziemi gdyby chciał. Ale nie chciał. To jedyne wytłumaczenie... albo papcio się srogo zestarzał.
- Mógłbyś mu robić takie sparingi to by sadełka trochę zgubił - powiedziała nieco zrezygnowana.
- Zobaczysz, jeszcze trochę i go pomszczę - postawiła mu palec przed nos - skopię ci dupsko, ot co!
I wypiła wielki łyk skupiając się na tym, żeby się nie krzywić.

- Taki z ciebie ruchacz? No, no! - nie była do końca pewna, czy dobrze zrozumiała słowa Parkera, ale w jej stanie - z obitą, pijaną gębą, wszystko zdawało się być łamigłówką. Zadarła głowę by na niego spojrzeć.
- Kurwa, z tak obitym ryjem, to zapomnij w najbliższym czasie o randce. - zauważyła, krzywiąc się lekko. Przy okazji przyłożyła dłoń do twarzy, gdyż ją zabolało. Pewnie sama nie wyglądała lepiej.
Po chwili zauważyła gapiącego się na nią Lionela. Uniosła brwi pytająco, po czym swoją uwagę ponownie zwróciła na Willa.

Jean przystanęła gdzieś i poprawiła brzeg majtek. Nie można powiedzieć, by czuła się komfortowo. W dodatku tłumy to się na nia akurat nie rzucały. Nie mogła dojrzeć nigdzie Billy'ego i zrobiło jej się przykro, bo była pewna, że wyszedł. Potem zauważyła kolesia, którego widziała w motelu. Postanowiła zaryzykować i do niego podbić.
- To co, lecimy na solo? - zapytała, chwiejąc się lekko w wysokich butach.

Connor zawsze starał się walczyć na 120 procent, nawet gdy miał problem z wykrzesaniem umiejętności to próbował nadrabiać charakterem. Nie wiedział dlaczego Claus miałby mu odpuścić? No, ale kto tam ich zrozumie, nieważne.
- Już nie wiem ile osób chciało ode mnie się uczyć walki, ale chyba po jakimś czasie stwierdzają, że poza wpierdolem nic ode mnie dostaną. - Stwierdził Eastman śmiejąc się. No bo faktycznie o ile niektóre osoby bardzo chciały nauczyć się walczyć to na początkowych chęciach się kończyło.
- Obawiam się, że tego nie dożyję. - Powiedział zupełnie poważnie, nie chodziło, że Evangelia nie jest w stanie dojść do jego poziomu, ale raczej to, że żył intensywnie i pewnie krótko. Tyle postrzałów, złamań i innych tego typu rzeczy.

O nie, nie ma. Ten to się tak łatwo nie wykręci.
- To się postaraj i dożyj, leśny dziadku. Jeszcze ci nakopię kiedyś - i tatuś będzie pod wrażeniem. Musi. Evandżelia dzielnie radziła sobie z piwem gdy zobaczyła kolejną nową gębę.
- Ej, ale temu to pewnie nie dałbyś rady, co? - szturchnęła go łokciem wskazując drugą ręką na Koksa.
- Ten to chyba większy tur od ciebie, aż jestem zazdrosna. Patrz na bary! - poważnie, gdyby była chociaż w połowie tak wyrzeżbiona jak ta łysa ciotka... ah...

Ennis od dłuższej chwili zajęty był głównie rozmasowywaniem sobie szczęki. Dookoła był tłum ludzi, a mimo to nie widział ani jednej przyjaznej twarzy... Nie jego towarzystwo, niestety. Popijał jakieś siki, które dostał od jednej z kelnerek i, jak to on, obserwował. Na spokojnie.
Dopóki Baker nie zarządził striptizu. No bo umówmy się - Ennis w swoim osiemnastoletnim życiu miał naprawdę niewiele okazji do pooglądania nagich kobiecych ciał. Żeby jakoś zamaskować swoje totalne i zupełnie przez niego niespodziewane wybicie z rytmu, pospiesznie odpalił papierosa, próbując tym jakoś zająć swoje myśli i ręce. W końcu dziewczyny zeszły ze sceny/ringu i chłopak mógł spokojnie odetchnąć.
Rozejrzał się po zebranych na stacji, ciekaw, czy ktoś nie chciałby się jeszcze trochę poobijać.

Lionel ucieszył się, że Consuela zwróciła na niego uwagę. Skinął głową do tyłu, wskazując jej, by za nim wyszła. Pewnie nawet puścił jej zalotnie oko czy coś. I juz miał się wycofywać, przekonany, że złowił swoją gąskę, gdy nagle przylepiła się do niego ta laska od karaoke... w samej bieliźnie!
Zrobił się czerwony jak pomidor i zabrakło mu języka w gębie.
-Eeeeee.-wydusił z siebie.-Ja się z laskami nie leje!-pisnął i zaczął się od niej odsuwać dosyć chaotycznie.

- Nie wiem, gościu wygląda jakby się urwał z imprezy w remizie. - Stwierdził do Evangelii, nie wiedział czy by mu wpierdolił dopóki się nie przekona. Ale generalnie twierdził, że w obecnej chwili tylko Sue stoi poza jego zasięgiem. Koksu ewidentnie wyglądał, jakby pojawił się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie.

Wypuściła wolno powietrze, całkiem zrezygnowana. Co z nią było nie tak?! Młodzi, przystojni i dobrze zbudowani woleli najwyraźniej cycate. Albo "miłość". Pf! Skoro Koksu się wycofał, Baby Jane obróciła się i rozejrzała. Zauważyła Clausa, któremu posłała przeciągłe spojrzenie i jakiś nikły uśmiech. No, taki jej los. Siwi i brzuchaci na nią lecieli. Chociaż to nie było takie złe. Czasem jak przychodził stary, to starczyło, żeby się rozebrała i na tym się kończyło!
Ruszyła przed siebie, ale zaraz się zatrzymała, zauważywszy, że jej przystojny kowboj wcale nie opuścił imprezy. Chwiejąc się wciągnęła na siebie spódniczkę i koszulkę. Zahaczyła o bar, zgarnęła puszkę piwa i z nietęgą miną podeszła do Billy'ego. Bez słowa wcisnęła mu piwo i przeniosła wzrok gdzieś w bok.

Billy nie pogardziłby towarzystwem kobiet, jak nie pogardził podziwianiem ich w tańcu. Gdy piwo się skończyło, a dziewczyny rozeszły się po kątach, zgarniane przez Świętych, Curwood wstał i wdeptał peta w ziemię, myśląc o wyjściu.
Zanim jednak zrobił choćby krok, rzucił spojrzeniem w poszukiwaniu Jane. No teraz wiedział, że nie jest ona ti tylko od polewania piwa. Drugiej Cassidy chyba nie potrzebowali. Radiowiec złapał za kapelusz i wcisnął go sobie na głowę.
- Jane?
Zdziwił się, gdy dziewczyna stanęła obok. Zacisnął palce na puszce piwa i napił się porządnego łyka, zaraz puszkę odstawiając na stolik. Jane oczekiwała, że mężczyzna wyciągnie portfel by zapłacić?
Billy dotknął ramienia dziewczyny i przysunął się bliżej, dłońmi zjeżdżając na jej biodra. Nachylił się ku dziewczynie, by wyszeptać.
- Zatańczysz dla mnie za darmo?

Jedyne, czego oczekiwała Jean, to że Billy zaraz wypluje jej w twarz oskarżenie typu "ty dziwko!" i sobie pójdzie. To byłaby jedyna rozsądna reakcja, jeśli ją lubił. Tak jej się zdawało, ale mogła się mylić. Ostatnie czego chciała, to żeby wsadzał jej dolary za majtki.
Może dlatego tak bardzo zdziwiło ją jego zachowanie i pytanie. Uniosła na Billy'ego sarnie spojrzenie. Teraz nie wiedziała, co myśleć! Czy pytał, bo chciałby czegoś więcej? Czy może dlatego, że upatrzył sobie w niej okazję i liczył na jej naiwność (całkiem słusznie zresztą). O, Jean znała takie przypadki! Parę jej znajomych ze szkoły wylądowało w branży porno. Potem kolesiom się zdawało, że jak taka jedna z drugą zarabia na bzykaniu przed kamerą, to pójdzie z każdym dla sportu!
Była taka rozdarta!
- Tak - powiedziała w końcu, ledwo słyszalnie. - Ale nie tu, nie teraz. Nie tak. Masz długopis?
Obejrzała się na bok, czy ktoś jej nie kontroluje. Bo znów miałaby przesrane!

Wstałem, rozejrzałem się szukając nowego partnera w końcu podszedłem do Curwooda, widziałem jego walkę więc może i ze mną ze chce się bić, po to tu jestem. Po laniu od Connora trochę odpocząłem więc czas najwyższy na dalsze zabawy. Jest.
- Hej DJ - rzuciłem, zmierzyłem jeszcze Baby która ewidentnie coś knuła znowu, wyrosłem zaraz za jej plecami - idziesz na ring Curwood?

Innej odpowiedzi się nie spodziewał. Doskonale zdawał sobie sprawę jak dziewczyna na niego spogląda, jak się miesza i wstydzi. Nieśmiałość zarówno jej pasowała, jak i nie. Billy uśmiechnął się, spoglądając na dziewczynę jeszcze bliżej niż przy zadaniu swego pytania.
Na jej słowa, złapał za jakiś długopis i podając jej, pozwolił zapewne napisać sobie jej numer telefonu.
Powiedziałby więcej ale pojawił się Salinas.
- Nie dasz mi się zabawić, co?
Zaśmiał się specjalnie i puścił Jane, by skierować się na ring.

Zmierzyłem wzrokiem Baby, dajac jej do zrozumienia że jeśli kombinuje na boku będzie musiała się z tym liczyć dosłownie.
- Dam jak zapłacisz - mruknąłem idąc w kierunku ringu. Wziąłem sobie do serca słowa Bakera i mam zamiar dopilnować ich poczynań, a skoro juz tu jestem, to trzeba połączyć przyjemne z pozytecznym

50+20/70

- Bawisz się w skarbnika czy zbierasz do świnki?
Curwoodowi nie podobało się to spojrzenie Salinasa. Ani słane w stronę Jane, ani w jego kierunku. Zostawiając rzeczy na boku, już marzył o papierosie, chociaż o dziwo pragnienie nie było tak wielkie, jak chęć obicia tej łysej mordy.
Curwood uśmiechnął się do przeciwnika i nim ten porządnie stanął na ringu, wystosował mu cios w bebechy.

63
76 unik

Bill cwany kowboj zadał cios, ale udało mi się odskoczyć w ostatniej chwili. Uśmiechnąłem się do niego, no niech nie myśli ze tak go tu będzie okładał. Kapelusznik jeden.
- Machasz jak cepami to nie żniwa na farmie.

- Wcale nie jest taka straszna! - stanęła w obronie siostry - ...czasami. - dodała, żeby wszystko zgadzało się z prawdą. Kiedy i Will wypomniał jej obite lico, Consia znowu przyłożyła dłoń do twarzy, po czym zaczęła się śmiać.
- Jesteśmy pojebani. - spostrzegła z nieskrywanym rozbawieniem. Nie miała jeszcze pomysłu jak się wytłumaczy ze swojej aparycji, w którą ktoś ewidentnie ingerował. No ale nie miała też zamiaru się tym teraz przejmować.
Widząc, jak Maro ustawia się do walki z Curwoodem, Consuela uśmiechnęła się, kibicując gorąco temu pierwszemu. William zapewne również liczył, że Sally pomści jego obitą wcześniej przez Billy'ego gębę.

2 - +5refleks

55+30/85

- Czas wyrywania chwastów.
Odpowiedział z uśmiechem i skacząc wokół Maro, nieoczekiwanie zadał mu prawy sierpowy. Pewnie by przestał tylko szczekać. W psa się bawił?

53
71

Chwila dekoncentracji i dostał po mordzie.
- Nieźle - mruknął ocierając szczękę po ciosie Billa.

1 - + 5 refleks

55 + 20/75

Billy znowu poczuł się pewnie. Lubił wyrównane walki, a jeszcze bardziej, gdy szala zwycięstwa przechylała się w jego stronę. Dlatego znowu trzasnął Maro w pysk, licząc na brak uniku z jego strony. Może już go pierwsze uderzenie na tyle ogłuszyło, że spóźni się o te kilka sekund.